Poza płeć

Poza płeć

Rozmowa z Marią Till

Transseksualizm nie jest już sprawą wstydliwą. Dostał swoją nazwę i reprezentacje kulturowe. Wciąż jednak przysparza wielu problemów

Jeszcze 3 minuty czytania

ADAM KRUK: W ostatnich dwóch dekadach, począwszy od „Gry pozorów” Neila Jordana, transseksualizm zaczął pojawiać się regularnie na ekranach kin. Prawdziwą karierę zrobił piosenkarz Antony, a chwilową – fenomen Dany International. Sporo zaczęto pisać o trans w prasie. 20 lat wcześniej musiało być dużo trudniej dojść do samoakceptacji.
MARIA TILL:
Tu nie chodzi tylko o akceptację, ale o identyfikacje z pojęciem transseksualizmu. Nie każdy był w stanie zdobyć się na odwagę, by mówić o sobie głośno, bo i co mówić? Jak to nazwać? A co dopiero marzyć o akceptacji. Kiedy transseksualizm wbił się na ekrany kin, tolerancja własnej inności musiała wzrosnąć. Więc zgoda, bez wprowadzenia transseksualizmu do dyskursu, takiego chociażby jak film popularny, trudniej o akceptację i zrozumienie. Ale transi oczywiście byli i wcześniej. Chociażby Candy Darling, która uciekła z południa Stanów do Nowego Jorku, po drodze zapuszczając włosy i stając się inspiracją dla piosenki Lou Reeda „Walk on a Wild Side”.

A także muzą Andy’ego Warhola. Factory i cały transgresyjny nowojorski underground był bardzo queer – nie prosił się o akceptację, tylko podkreślał swoja inność i dziwność. Trafiał tym samym do wąskiego grona odbiorców, nie dając szans na zmianę szerszej świadomości społecznej.

Maria Till

Rocznik 86', studentka Historii Sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim, w trakcie procesu zmiany płci. Zajmuje się feminizmem i teorią tożsamości płciowej na polu sztuki.

Warhol oficjalnie nie przyznawał się nawet do swojego homoseksualizmu, także nie można specjalnie brać go za wzór i uważać za pioniera. Miał jednak niespotykane zdolności do kreowania postaci, takich właśnie jak Candy Darling, biseksualny Joe Dellesandro czy wiecznie naćpana Eddie Sedwick. Tworząc świat Factory, zdawał sobie sprawę, że właśnie w purytańskich Stanach jego świat może zrobić furorę, a osoby zaangażowane w to przedsięwzięcie będą czuły się jak gwiazdy. Na tym właściwie zasadza się fenomen Factory – środowiska, w którym niezbędnym było bycie queer.

Warhol skierował reflektor na niszę przedtem kulturowo zupełnie niezagospodarowaną, chociaż pierwsze zabiegi korygujące płeć wykonywano już na początku XX wieku na terenie Niemiec i Austrowęgier. Dopiero jednak w latach 50-tych operacje zaczęto łączyć z leczeniem hormonalnym...
Transseksualizm wciąż widnieje na liście chorób World Health Organization. Tyle, że leczenie nie polega (na szczęście) na zmuszaniu do zaakceptowania niechcianej płci, a na jej korekcji. To znaczna różnica, ale marzę o chwili, kiedy zostanie wykreślony z listy chorób. Dziś symbolem transseksualizmu jest motyl, który ma symbolizować przemianę z gąsienicy... Trochę to kiczowate, tym bardziej, że golenie swego ciała, wymiana dowodu osobistego czy wymaganie od ludzi by nazywali Cię inaczej, niż robili to wcześniej, jest raczej upokarzające. Czuję lekki wstręt do tego wszystkiego.

Znasz innych trans? Czy istnieją grupy wsparcia?
Istnieją fundacje skupiające transów, ale nigdy nie ciągnęło mnie by się stowarzyszyć. Interesuje mnie nie transseksualizm jako taki, tylko szerzej pojęty feminizm, który zawiera w sobie teorię tożsamości kulturowej i seksualnej oraz radykalny sprzeciw wobec heteronormatywizmu. Do „środowiska” transseksualnego mam dość krytyczny stosunek, bo mocno zakorzeniony jest w nim normatywizm. Paradoksalnie, osoby trans są tym bardziej podatne na stereotypizację zachowań. Wystarczy wejść na forum www.transseksualizm.pl by poczytać dyskusje o tym, kto ma większy biust. To samo widać w filmie „Transamerica” Tuckera, gdzie Felicity Huffman, odgrywa rolę purytańskiej damy w republikańskiej garsonce. Trans często, gdy już mogą, prawdopodobnie na zasadzie odreagowania, przyjmują gotowe funkcje społeczne, wchodzą w buty konwencji, która wcześniej była przyczyną ich dyskomfortu. Transseksualny mężczyzna będzie upodabniał się do macho z dzikiego zachodu, transseksualna dziewczyna może stać się hiperkobieca, trochę jak draq queen.

Tak jak Amanda Lepore.

Amanda Lepore

Modelka, piosenkarka, aktorka, striptizerka, a przede wszystkim biznesmenka. Urodzona mężczyzną w 1967 roku, ze swojego wcześnie zrealizowanego transseksualizmu uczyniła środek utrzymania. Kasuje pokaźne sumy za sesje zdjęciowe (m.in. do paryskiego „Playboya), występy w teledyskach (m.in. Eltona Johna i Dandy Warhols) czy wywiady. Zaskarżyła też nocny klub, w którym pracowała jako tancerka, za to, że zwolnił ją i zatrudnił kobietę biologiczną. Proces wygrała.

Właśnie tak. To się zdarza bardzo często. Amanda podkreśliła operacjami plastycznymi najbardziej charakterystyczne dla kobiet partie ciała, właściwie do granic estetycznej akceptacji. Ostatecznie ona jest muzą znanego fotografa mody – Davida Lachapelle’a, tak jak dawniej gwiazdy Factory były muzami Andy’ego Warhola. Historia się powtarza i jak widać świetnie się sprzedaje. Jednocześnie, czytając wywiad, którego Amanda udzieliła jakiś czas temu „Machinie”, można odnieść wrażenie, że świetnie czuje się w swojej skórze, bez względu na to, ilu operacjom faktycznie się poddała.

To bardzo campowe – przesada podkreślająca umowność normy. A może tylko sposób na odreagowanie kompleksów? Trochę jak biedni chłopcy pokroju Elvisa Presleya czy Michaela Jacksona, którzy otaczali się przesadnym luksusem i niebotycznym kiczem aby podkreślić zmianę społecznego statusu.
Na pewno nad transem zawsze wisi widmo pewnej straty czy niedostatku. Trudno stwierdzić czy rzeczona Amanda spełniając się medialnie, nie podnosi jednocześnie swojej wartość we własnych oczach. Pewnie tak, bo ten mechanizm działa tak właściwie u każdego. Od braku do nadmiaru.

Wspomniałaś „Transamericę”, Agnieszka Holland nakręciła niedawno „Historię Gwen Araujo”, a Hillary Swank dostała Oscara za rolę w „Nie czas na łzy”. Nieco karykaturalne ikony popkultury pokroju Lepore, Rou Paula czy Dany International to także zjawiska stosunkowo nowe. Czy istnieją jakieś starsze mity i archetypy, z którymi trans może się identyfikować? Bogatsze przedstawienia kulturowe ma chyba hermafrodytyzm – czy transi czerpią z tego dziedzictwa?

Interseksualizm to trochę inna sprawa, w sferze biologicznej właściwie z transseksualizmem nie ma nic wspólnego. Zbieżne pozostaje jedynie doświadczenie inności i wyobcowania. Mimo wszystko żyjemy w dość homogenicznej kulturze, więc na pewno idole pozostają wspólni, wspólne są kanony piękna. Transwestyci osiągają satysfakcje seksualną z chwilowego utożsamiania się z gwiazdami kultury popularnej, ale stylem Audrey Hepburn czy Madonny inspirują się również transi, a przecież także rzesze kobiet biologicznych. Nie da się rozdzielić tych światów żyjąc w jednej kulturze.

Hermafrodytyzm jest jednak osadzony w kulturze europejskiej już od czasów starożytnych. Transseksualizm wydaje się natomiast okrutnie zdeterminowany dyskursem medycznym – istnieje odkąd zaczęto robić operacje. Otwiera się pole do wykuwania zupełnie nowej tożsamości.
Aby wykuła się nowa tożsamość potrzebne jest zaplecze językowe, a żeby wprowadzić nowy język, trzeba wyjść poza dominujący dyskurs, tym samym stracić głos i stać się nieznanym. Niełatwo znaleźć w sobie wystarczająco dużo siły. Rozwiązaniem, które jest prawdopodobnie nie do zrealizowania, jest pozbycie się terminu płeć i identyfikacja osobista, co może otworzyć drogę do nowych terminów ustalanych poprzez osobowość (czyli tak czy inaczej lawirowanie językowe). Myślę, że stopniowo dochodzimy do rozluźniania porządku heteronormatywnego, zaczynamy przewartościowywać, zmieniać znaczenia podstawowych słów, szukać nowych możliwości znaczeń.

w historii kultury przykłady luźniejszego podejścia do płci, o czym pisał Waldemar Kuligowski w „Losach seksualnych dzikich”. U Junga istotę dwoistą symbolizował Rebis – kamień filozoficzny. Czy jest coś magicznego w byciu trans?
Kamień filozoficzny… wychodzi na to, że spoczywa na mnie intelektualna odpowiedzialność (śmiech)! Na pewno jest coś magicznego w byciu pomiędzy, gdyż niejako od wewnątrz poznajesz dwa światy – kobiecy i męski. W tym sensie osoby transseksualne są prawdopodobnie bogatsze od przeciętnego nie-transa. Ale gdy zorientujesz się w różnicach miedzy jednym a drugim, w pewnym  momencie chcesz się utożsamić już tylko z jednym.

Dlaczego identyfikacja jest tak ważna?
Ponieważ daje poczucie bezpieczeństwa. Ale to proces, osoby transseksualne narażone są więc na ciągłe przyglądanie sie sobie. Dopiero kiedy tożsamość jest na tyle bogata, żeby odciąć sie od jednoznacznej identyfikacji, można mówić o dojrzałości. Bezpieczeństwo jest stanem określonym. Trzeba się określić żeby istnieć w społeczeństwie ze sztywno wyznaczonymi rolami społecznymi. To trochę jak z wyborem kierunku studiów. Transi stają przed wyborami, których „normalni ludzie” doświadczają właśnie wtedy – w okresie burzy i naporu, kiedy wszystko jeszcze może się zdarzyć, a twoja decyzja determinuje resztę życia. Oczywiście można także performować zachowania – przybierać określoną postać zależnie od sytuacji.

Trochę jak w teatrze Calderona czy komedii dell'arte, albo w „Zmiennikach” Barei. W niektórych plemionach indiańskich nie trzeba było aż tak mocno się określać.  Wyróżniano tam co najmniej sześć kategorii płciowych, które w dodatku funkcjonowały na zasadzie wielkiego kręgu bez punktów biegunowych. Gdy wkroczyli biali kolonizatorzy Indianie szybko zaabsorbowali binarne myślenie zachodu. Skąd w nim taka siła?
Prawo pięści. Prawo większości. Dualizm skaził myślenie europejskie już za Platona. Wtedy też zrozumiano, że wyznaczanie każdemu konkretnej roli w społeczeństwie jest wygodne i właściwie skuteczne. Za tym idzie nadawanie wartości, tworzenie hierarchii i zarządzanie potencjałem ludzkim. Teraz zaczyna się to odrobinę „wynaturzać”, bowiem indywidualizm coraz mocniej charakteryzuje naszą kulturę.

Zarządzanie zasobami ludzkimi (Human Resources) ma się jednak wciąż świetnie, a toalety pozostają męskie i żeńskie. Ale już dla przykładu w Tajlandii uwzględnia się wariant pomiędzy – wyróżnia się trzy taryfy przy wstępie do klubów – inaczej płacą boys, ladies i ladyboys, którzy stanowią tam kategorię rozpoznawaną i akceptowaną.
Tajlandzkie rozwiązania to tylko kolejna forma uszeregowania świata – przełamują binarny podział, wprowadzając jedynie kolejną normę, w której też wielu może się nie zmieścić. W dodatku nosi to znamiona sprowadzania ludzi do fetyszy, zważywszy na fakt, że większość ladyboys para się prostytucją. Gdybym spotkała się ze specjalnymi toaletami dla transów, poczułabym się niczym inny gatunek. Nie wydaje mi się to szczególnie dobrym pomysłem – jest to kolejna forma podziału i wykluczenia. Nie trzeba wszystkiego nazywać i jeszcze przeliczać na pieniądze. Poza tym oczywistość, z jaką podchodzimy do rozdziału toalet, jest trochę przerażająca. Niewielu zastanawia się dlaczego właściwie zostały podzielone. Ostatecznie wszyscy mamy te same potrzeby fizjologiczne. Toalety powinny być koedukacyjne. Przypuszczenie, że wspólne toalety skłaniałyby do zawierania przygodnych znajomości i sprzyjałyby rozrastaniu się swobody seksualnej są rodem z epoki wiktoriańskiej, gdzie odseparowanie płci miało tworzyć przyjazne warunki rozwoju społeczeństwa. To wciąż pokutuje, choć dziś służy to już wyłącznie bezsensownej parcelacji możliwości sikania na stojąco. Osobiście w miejscach publicznych używam toalety damskiej, ale czasem i męskiej – zależnie od kolejki.

Pamiętam koncert Antony’ego w Poznaniu kilka lat temu. Biło z niego silne równościowe przesłanie. W przerwach między smutnymi piosenkami sypał anegdotami o tym, jak podpytywał taksówkarza, gdzie w Poznaniu spotykają się transi. Taksówkarz podobno nie wiedział nawet, że tacy istnieją. To był prawdziwy powiew wolności.

Antony Hegarty

Transseksualny pianista i wokalista. Współpracował z artystami takimi jak: Marianne Faithfull, Lou Reed, czy Rufus Wainwright. Uwielbiany przez fanów i krytyków muzycznych, wydał do tej pory dwie płyty: „I’m a Bird Now” i ”Crying Light”. Na swojej stronie internetowej pisze tak: „Witam. Oto kilka rzeczy, o których ostatnio myślę: kręgi światła, Arktyka, czarownice, ssaki, Samoa, niewola nałogu i wirus późnego stadium kapitalizmu, moc kobiety, rodziny ukrywające swoje transseksualne dzieci, Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu przy ONZ, wierzenia dzikich i nowy globalny sojusz two spirit people, lasy, tlen, węgiel, patriarchalne religie i ich hierarchowie, którzy woleliby przyspieszyć apokalipsę niż przyznać, że wieki męskiej dominacji omal nas nie zniszczyły, rewolucja feministyczna może uratować nasz świat” [tłum.: A.K].

Postać Antony’ego jest szalenie pozytywna i napawa optymizmem. On zaakceptował swoją inność i znalazł pomysł na życie, dzięki muzyce wprowadza nas w swój świat. Wychodząc na scenę nie zmienia głosu, nie ma potrzeby, by jasno się określać – trudno nawet powiedzieć, czy jest transseksualistą czy osobą transgenderową (używa męskiego imienia) i nie ma to znaczenia. Na pewno jednak łatwiej funkcjonować w ten sposób w świecie showbiznesu, gdzie trzeba się odróżniać. To, co Lady Gaga osiąga poprzez wymyślne stroje i drogie klipy Antony ma niejako „z natury”. W normalnym świecie jednak transi przybierają raczej jednolity wizerunek. Łatwiej w ten sposób być społecznie szanowanym, dostać pracę. Decydują kwestie ekonomiczne. Dlatego też ludzie częśto zmieniają płeć dopiero po trzydziestce, kiedy uzbierają wystarczająco dużo pieniędzy, by zrobić sobie najlepszą operację w Tajlandii i potem zacząć zupełnie nowe życie. Bycie pomiędzy nie jest popularne nawet wśród transseksualistów.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.