Huculszczyzna w 40. rocznicę śmierci
Stanisława Vincenza

Bogusław Deptuła

Mija 40 lat od śmierci Stanisława Vincenza, autora „Na wysokiej połoninie”, który swoją powieścią na zawsze związał Polskę, z  huculszczyzną

Jeszcze 1 minuta czytania

„Na wysokiej połoninie. Sztuka Huculszczyzny – Huculszczyzna w sztuce. W 40. rocznicę śmierci Stanisława Vincenza”. Muzeum Narodowe w Krakowie, kurator Ryszard Kruk, 17 marca – 29 maja 2011.

Okrągła 40. rocznica śmierci Stanisława Vincenta () posłużyła za pretekst do zorganizowania w krakowskim Muzeum Narodowym obszernej wystawy, o tytule zaczerpniętym z dzieła pisarza. To najszersza prezentacja sztuki huculszczyzną inspirowanej, ale i oryginalnych wytworów hucułów znajdujących się w zbiorach polskich.

Józef Baranowski(1863 lub 1868-1942), Kosów,
Miska (ryby i rak), ok. 1890, glina ryta, malowana
na pobiałce, szkliwo
Mniejszość ta powstała z mieszanki Słowian i Wołochów, i stworzyła niezwykle oryginalną i zaskakującą kulturę materialną, która fascynuje po dziś. Huculi, górale wschodnich Karpat, na przełomie XIX i XX wieku stali się przedmiotem zainteresowania galicyjskich artystów. Trzech sławnych pochodziło z tego rejonu: Władysław Jarocki, Kazimierz Sichulski, Fryderyk Puatsch, a wielu innych bardzo się tym malowniczym terenem i jego sztuką interesowało, m.in. Teodor Axentowicz, Leon Wyczółkowski czy Władysław Skoczylas. Z tych inspiracji powstało wiele wybitnych dzieł i niemal w komplecie możemy je oglądać w Krakowie.

Wystawa gromadzi to wszystko, co w kręgu inspiracji huculszczyzną powstało i do naszych czasów przetrwało. To prawdziwie imponujący zbiór. Ale zgromadzenie wszystkiego i pokazanie przed oczy widzom nie jest od razu wystawą. Szkoda, że nie pofatygowano się o selekcję, czy choćby wystawiennicze akcentowanie prezentowanych dzieł. Stąd rzeczy artystycznie najwybitniejsze znajdują się obok tych zupełnie przyczynkarskich, i choć może nawet ikonograficznie ciekawych, to nie na najwyższym poziomie. Z nich powinny zostać potworzone ikonograficzne podzbiory, wieszane nieco gęściej, a przez to mniej eksponowane. W obecnym sposobie zawieszenia zapanował kompletny bałagan i brak hierarchii. Wielka to szkoda, bo dzieła wybitniejsze, często delikatniejsze, giną przy słabszych, ale za to wyrazistszych. Nie ma po co przywoływać przykładów, bo niestety tak wygląda cała wystawa.

Również kolory ścian ekspozycji nie przyczyniają się do poprawienia komfortu zwiedzania. Pomalowano je na trzy kolory: ciemną zieleń, brąz i żółć. Zaczerpnięto je z kolorystyki huculskiej ceramiki, zatem inspiracja, jak najbardziej uzasadniona, ale diabeł śpi w szczegółach. Zbyt ciemna zieleń i brąz przytłumiły obrazy. Inne przedmioty lepiej sobie dają radę, ale też różnie z tym bywa. Nie ma co powiększać katalogu narzekań wyliczaniem.

A mogło być interesująco. Kurator – Ryszard Kruk – co widać bardzo dobrze, wykonał znakomitą pracę badawczą i poszukiwawczą. Muzealna kwerenda, której dokonał, imponuje. Świetne jest wyraźne przypisanie prawosławnej sztuki huculszczyzny do kręgu sztuki bizantyńsko-ruskiej, inaczej być nie mogło, ale Kruk, znawca sztuki ortodoksyjnej, zrobił to w sposób bardzo trafny.

Żal tego wysiłku, żal wielkiej pracy, straconej w nieudanej ekspozycji. Z tych samych dzieł sztuki i przedmiotów, można było stworzyć świetną wystawę, która na dłużej powinna zostać w naszej pamięci.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.