Kapitalizm i kłamstwa

16 minut czytania

/ Film

Kapitalizm i kłamstwa

Jakub Majmurek

„Rozdzielenie” wygląda jak połączenie paranoicznej fantazji z prozy Dicka z biurową satyrą z „The Office”, a wszystko to osadzone w świecie z któregoś ze scenariuszy Charliego Kaufmana

Jeszcze 4 minuty czytania

W opowiadaniu Philipa K. Dicka „Zapłata” inżynier Jennings podpisuje kontrakt z firmą Rethrick Construction. Stanowi on, że po dwóch latach pracy na rzecz przedsiębiorstwa wszelkie wspomnienia z tego okresu mają zostać wymazane ze świadomości Jenningsa. Inżynier „budzi” się w świecie, którego nie poznaje – w czasie, którego wspomnienie mu odebrano, Stany Zjednoczone zmieniły się w represyjne państwo policyjne.

Podobną historię przeżywają bohaterowie serialu „Rozdzielenie” (Apple TV+) – tylko powtarza się ona codziennie, a przynajmniej w dni robocze. Od poniedziałku do piątku, po 17, gdy opuszczają specjalny poziom w siedzibie korporacji Lumon, zapominają wszystko to, co zdarzyło się w miejscu i w czasie pracy. Poza nią, w życiu prywatnym nie mają żadnego pojęcia, co właściwie robią w pracy. I odwrotnie – przebywając w biurze, nie wiedzą, kim są na zewnątrz – czy są samotni, czy w związku, czy mają dzieci, jakie mają hobby, ani nawet jakie mają nazwisko. Na specjalnym poziomie dla „rozdzielonych” pracownicy znają się tylko z imienia i pierwszej litery nazwiska. Tytułowe rozdzielenie umożliwia specjalny, wczepiany do mózgu czip, który pozwala przeprowadzić ścisłą separację osobowości „prywatnej” od tej „zawodowej”.

Od komedii do tragedii

Czemu pracownicy Lumonu godzą się na poddanie tej procedurze? Każdy ma swoje powody. Nasz przewodnik po świecie „rozdzielonych”, Mark S., zdecydował się na zabieg po śmierci żony. Nie mógł poradzić sobie z żałobą, rozdzielenie dawało mu osiem godzin dziennie bez bólu. Mark w pierwszym odcinku staje na czele niewielkiego, liczącego cztery osoby Departamentu Przetwarzania Danych. Jego pierwszym zadaniem jest wdrożenie nowej „rozdzielonej” pracownicy, Hally.

Z tego prostego pomysłu twórcy serialu – showrunner Dan Erickson i reżyserujący sześć z dziewięciu odcinków Ben Stiller – wyciskają maksimum potencjału. Dramaturgicznego, krytycznego, ale też komicznego. „Rozdzielenie” wygląda bowiem miejscami jak połączenie paranoicznej fantazji z prozy Dicka z biurową satyrą z „The Office”, a wszystko to osadzone w świecie z któregoś ze scenariuszy Charliego Kaufmana.

Specjalne piętro w siedzibie Lumonu skupia w sobie wszystkie absurdy biurowej pracy XXI wieku. Królują w niej nuda i monotonia, wykonujący ją pracownicy nie potrafią przypisać jej jakiegokolwiek osobistego znaczenia, a przy tym nie mają żadnego pomysłu, co innego mogliby zrobić ze swoim życiem. Sytuację pogarsza w dodatku szefostwo z pomysłami na stworzenie w biurze przyjaznej atmosfery, zintegrowanie pracowników i wzmocnienie ich związków z miejscem, w którym spędzają dużą część życia: czemu mają służyć owocowe środy, wspólne integracyjne zajęcia, firmowe gadżety przyznawane za zrealizowanie miesięcznych i kwartalnych celów.

Ponieważ umieszczeni na nim pracownicy nie mają żadnych informacji o swoim życiu na zewnątrz, nie mogą odczuwać satysfakcji z wydawania zarobionych przez siebie pieniędzy. Odpada więc najbardziej podstawowy mechanizm motywowania pracowników, a rośnie rola wszelkich biurowych benefitów. Dla kolegów Marka S. świat biura z jego mikrohierarchiami, celami do osiągnięcia, idiotycznymi dla obserwatora z zewnątrz nagrodami i karami jest bowiem jedyną rzeczywistością, nie znają żadnej innej.

Komiczny potencjał tej sytuacji podkreśla świetnie wybrana obsada. Do roli Marka zatrudniono znanego z „Parks and Recreation” (2009-2015) Adama Scotta. W tamtym serialu – stworzonym przez twórców amerykańskiego „The Office” – Scott odgrywał postać pełnego energii i optymizmu młodego urzędnika, zdolnego zarazić swoim pozytywnym myśleniem nawet ospały świat fatalnie zorganizowanego lokalnego samorządu w fikcyjnym miasteczku Pawnnee w stanie Indiana. W „Rozdzieleniu” Scott ma biegunowo odmienną rolę. Mark S., choć w pracy nie ma prawa pamiętać o osobistej tragedii, jaka dotknęła go na zewnątrz, cały czas pozostaje wycofany i depresyjny. Nie cieszy się z awansu na kierownicze stanowisko. Nie tylko dlatego, że poprzedni szef, który w tajemniczych okolicznościach nagle zniknął z Lumonu, był jedyną osobą, z którą się zaprzyjaźnił, ale przede wszystkim dlatego, że Mark nie chce przewodzić, tylko jakoś przetrwać kolejne osiem godzin.

Komizm i absurd sytuacji bohaterów „Rozdzielenia” bardzo szybko ujawnia swoją mroczną stronę. Wydobywa ją na wierzch zwłaszcza postać Helly, w świetnej kreacji Britt Lower. Młoda kobieta źle znosi rozdzielenie i nową pracę. Chce z niej odejść, przekonuje się jednak, że choć teoretycznie jest to możliwe, to praktycznie nie bardzo. Zgodę wyrazić też musi jej osobowość „na zewnątrz”. A ta w wypadku Helly jest bezwzględna i oporna wobec wszelkich argumentów. Helly postrzega specjalne piętro dla rozdzielonych jak więzienie. Porównanie to może wydawać się mocno na wyrost w przypadku nowoczesnego biura ze wszystkimi wygodami i specjalnym bufetem imprezowym, do którego dostęp przyznawany jest w nagrodę za realizację kwartalnych celów. Jednak „rozdzieleni” pracownicy nie znają niczego poza pracą. Gdy kończą jeden dzień roboczy, od razu – tak to czują – zaczynają następny. Piątek o 17 płynnie przechodzi w poniedziałek o 9. W zależności od tego, czy ich „prywatne” osobowości na zewnątrz odpoczęły czy nie, „rozdzieleni” są na początku nowego „dnia” zmęczeni lub nie. By zmobilizować „rozdzielonych”, Lumon dysponuje także represyjnymi narzędziami. Oporni trafiają na specjalną sesję, gdzie podłączeni do wariografu muszą przeprosić za swoje wykroczenia – aż maszyna uzna, że przeprosili naprawdę szczerze.

Metafory i „mitologia”

Tytułowe rozdzielenie można odczytać jako metaforę skrajnej alienacji pracy, zachodzącej tak daleko, że wymaga ona przyjęcia „innej osobowości”. Serial daje się też czytać jako komentarz do „prac bez sensu”, jakich zbyt wiele oferuje współczesna gospodarka. Wielu widzów dzielących się w internecie swoimi opiniami na temat serialu przyznawało, że idea urządzenia pozwalającego całkowicie zapomnieć o pracy wydawała się im całkiem pociągająca, przynajmniej w trakcie pierwszych minut oglądania.

„Rozdzielenie”

 W „Rozdzieleniu” widać też lęki przed kapitalizmem coraz bardziej ingerującym w to, co najbardziej prywatne i intymne: nasze emocje, osobowość, tożsamość, pamięć, język. Jak zwracali uwagę amerykańscy recenzenci, emisja serialu zbiegła się w czasie z informacjami o specjalnej aplikacji do wewnętrznej komunikacji między pracownikami, opracowywanej przez Amazon. Aplikacja ma uniemożliwiać użycie niektórych słów i zwrotów, bądź ich synonimów. Takich jak: związek zawodowy, uzwiązkowienie, wyzysk, głodowe płace itp.

Choć Lumon nie jest niedawno założoną hipernowoczesną firmą big tech, wyrosłą ze start-upu w garażu, tylko korporacją z historią sięgającą XIX wieku, to podąża ona za bardzo współczesną zasadą, że receptą na sukces jest zmiana klientów w wyznawców, a pracowników w kapłanów. Wszyscy oni mają oddawać cześć marce, sprzedawanym z jej logo produktom, a przede wszystkim stojącemu za całością wizjonerowi biznesu pokroju Elona Muska. Na piętrze dla „rozdzielonych” w siedzibie Lumonu znajduje się muzeum poświęcone historii firmy i jej kolejnym liderom, przedstawicielom rodziny Eganów, do dziś kontrolujących biznes. Kult, jakim muzeum otacza rodzinę, a zwłaszcza założyciela przedsiębiorstwa, Kiera Egana, przybiera iście pheniańskie rozmiary. „Zasady” spisane przez Kiera Egana – zbiór banałów na temat destrukcyjnych emocji i konieczności ich opanowania – do dziś kierują filozofią firmy, powracają w jej wewnętrznych komunikatach, jak nowomowa w życiu publicznym państw dawnego bloku wschodniego.

Cały ten fantastyczny kostium nie jest przy tym w „Rozdzieleniu” wyłącznie sposobem na opakowanie społecznej krytyki. Dawno nie widziałem produkcji, w której włożono by tyle pracy w budowę „mitologii” – jak od czasów „Lost: Zagubionych” (2004–2010) przyjęło się nazywać pomału odsłanianą wiedzę o świecie przedstawionym serialu, jego ukrytych prawdach i regułach. Świat przedstawiony w „Rozdzieleniu” jest niezwykle gęsty, pełen zagadek i tajemnic. Im więcej się dowiadujemy, tym więcej pojawia się pytań – pierwszy sezon pozastawia widza z wielkim apetytem na to, co zostanie odsłonięte w drugim. Fani serialu w internecie tworzą dziesiątki teorii próbujących wyjaśnić to, co właściwie wydarzyło się w pierwszych dziewięciu odcinkach.

Centralną tajemnicą pierwszego sezonu jest to, co właściwie robi Lumon, a nawet sam departament prowadzony przez Marka. Czwórka pracowników siedzi przy komputerach wyglądających jak eksponaty z muzeum techniki z lat 80. Na ekranach monitorów pamiętających chyba czasy Reagana widać rzędy cyfr. Gdy pracownik odpowiednio długo wpatruje się w ekran, poszczególne grupy cyfr wywołują w nim określone emocje – pozytywne lub negatywne. Zadanie polega na tym, by umieścić wszystkie cyfry związane z daną emocją w jednym katalogu na dole ekranu.

Nie wiemy, jakie dane reprezentują liczby. Jedna z teorii głosi, że chodzi o ochronę tajemnic firmy. Mark i jego koledzy z departamentu nie są jednak dopuszczeni do żadnych sekretów. Równie niezrozumiała jest działalność innych komórek na piętrze dla „rozdzielonych”. Departament Projektów zajmuje się produkcją plastikowych konewek oraz kart z obrazkami przedstawiającymi ludzi wykonujących określone czynności. Jak się domyślamy, karty mogą skrywać jakąś szalenie ważną informację – gdy kolega Marka zabiera jedną z nich podczas wizyty w sąsiednim departamencie, wywołuje to bardzo nerwową reakcję szefostwa.

Pojawiają się teorie, że prawdziwym produktem, nad którym pracuje Lumon, jest sam proces rozdzielenia, czy raczej jego efekt: posłuszni, pozbawieni życia prywatnego pracownicy. Mark S. i jego koledzy byliby w świetle tej teorii królikami doświadczalnymi, na których korporacja testuje psychologiczne efekty rozdzielenia, skłonność poddanych temu zabiegowi pracowników do buntu, ich efektywność w pracy i sposoby jej zwiększania. Piętro dla „rozdzielonych” przypomina zresztą wielki, niekończący się labirynt – jakby zbudowany dla szczurów mających za zadanie odnaleźć w nim drogę. Zarząd celowo kolportuje wśród pracowników dezinformacje, mające nastawić ich przeciwko sobie, wywołujące stres i niepokój.

Pracownicy są w dodatku obserwowani także poza pracą, a rzeczywistość poza siedzibą Lumonu wydaje się nie mniej dystopijna niż ta w środku. Mark także na zewnątrz nie ma żadnych znajomych i przyjaciół, jedyna istotna relacja łączy go z siostrą, choć już nie do końca z jej mężem. Mężczyzna mieszka na przedmieściu, które wygląda, jakby większość domów była niezamieszkana – widzimy tylko jedną sąsiadkę Marka, którą jest jego „nierozdzielona” szefowa, najwyraźniej mająca za zadanie obserwować mężczyznę także poza pracą.

Jak realnie odwrócić perspektywę

„Rozdzielenie” było emitowane w tym samym momencie co kilka opartych na faktach seriali fabularnych przedstawiających historię prawdziwych „wizjonerów biznesu”. Wszyscy oni na końcu okazali się, jeśli nie po prostu oszustami, to oderwanymi od rzeczywistości megalomanami sprowadzającymi katastrofę na siebie i swoje biznesowe projekty. „Dropout” opowiada o Elizabeth Holmes, założycielce biotechnologicznego start-upu Theranos. Miał on opracować szybszą i tańszą metodę testowania krwi, ściągnął wielki kapitał, wartość przedsiębiorstwa dobiła w pewnym momencie do 10 miliardów dolarów. Do czasu, aż okazało się, że technologia nie działa, a naukowe dane, mające stać za przełomem, nie trzymają się kupy. Wartość przedsiębiorstwa błyskawicznie spadła praktycznie do zera. „Super Pumped: Battle for Uber” przedstawia z kolei historię współzałożyciela i pierwszego CEO Ubera, Travisa Kalanicka, który w końcu – gdy do opinii publicznej trafiają informację o panującej w firmie toksycznej kulturze pracy, w tym ignorowaniu sygnałów o molestowaniu seksualnym – zmuszony zostaje do odejścia ze stanowiska. „WeCrashed. Upadek start-upu” (Apple TV+) to dzieje wzlotu i upadku Adama Neumanna, założyciela wynajmującej przestrzenie do coworkingu firmy WeWork. Neumann także został zmuszony do odejścia ze stworzonej przez siebie firmy przez inwestorów, po tym jak przed jej wejściem na giełdę do opinii publicznej przedostały się realne dane o biznesowej kondycji przedsiębiorstwa. Wreszcie „Kim jest Anna?” (Netflix) zapoznaje nas z jednoosobową przedsiębiorczynią samej siebie, Rosjanką Anną Sorokin. Udając bogatą niemiecką dziedziczkę, Sorokin nie tylko dostaje się na szczyty nowojorskiej socjety, ale jest też w stanie wyłudzić od jej przedstawicieli i obsługujących ten społeczny świat instytucji całkiem pokaźne sumy.

Te cztery produkcje – w Polsce na razie dostępne są tylko „WeCrashed” i „Kim jest Anna?”, więc skupię się na nich – bywają czasem zestawiane z „Rozdzieleniem”. Z pewnością dzielą z nim podstawową nieufność do współczesnego kapitalizmu, postrzeganego jako mniej lub bardziej otwarte oszustwo. W „Rozdzieleniu” nie wiemy, co tak naprawdę ukrywa Lumon, ale mamy pewność, że za korporacyjną fasadą kryje się niejedno wielkie kłamstwo. Anna Sorokin jest nie tylko sprytną oszustką, wykorzystującą naiwność bogatych, ale też symbolem gospodarki nagradzającej nie tyle prawdziwą kreatywność i innowację, ile opowieści potrafiące umiejętnie przekonać inwestorów i klientów, że mają oni do czynienia z czymś nowatorskim i rewolucyjnym – nawet jeśli wcale tak nie jest. Taką opowieść ma z pewnością serialowy Adam Neumann. Przedsiębiorca przedstawia swój pomysł na biznes – polegający głównie na wynajmowaniu wspólnej przestrzeni biurowej start-upom chcącym połączyć niskie koszty z dobrą lokalizacją – jak innowację na miarę wynalezienia internetu. Ta opowieść przyciąga do firmy kolejne inwestycje, do czasu aż cały schemat się wali. Neumann, podobnie jak Kier Egan, jest tyleż biznesmenem, co aspirującym prorokiem. Nie tyle sprzedaje coworkingową przestrzeń, ile głosi ewangelię coworkingu.

„WeCrashed” i „Kim jest Anna?”

Jednocześnie na tle rewelacyjnego „Rozdzielenia” widać wszystkie słabości obu tych produkcji. Mimo brawurowych kreacji Jareda Leto i Anne Hathaway jako małżeństwa Neumannów oraz świetnej jak zawsze Julii Garner w roli Anny, zarówno „WeCrashed”, jak i „Kim jest Anna?” nie wybijają się ponad serialową przeciętność. Przede wszystkim obu produkcjom brakuje kierunku, dynamiki, nerwu. Jest z nimi taki problem jak z wieloma współczesnymi dokumentami obserwacyjnymi: twórcy, celując w bardziej prestiżowy i dający szansę na kinową dystrybucję pełny metraż, rozwadniają materiał, z którego dałoby się zrobić świetny krótki film do niestrawnych 90 minut. Ani w „WeCrashed”, ani w „Kim jest Anna?” nie ma dramaturgicznego „mięsa” na odpowiednio osiem i dziewięć godzinnych odcinków. W efekcie obie produkcje bardzo szybko zaczynają się dłużyć i nudzić widza. Gdyby historie Anny Sorokin i Neumannów skondensować do czterech odcinków, a jeszcze lepiej do pełnometrażowego filmu telewizyjnego, moglibyśmy otrzymać coś znacznie lepszego.

Choć nawet kondensacja nie pomogłaby w tym, że krytyka ekscesów startupowego kapitalizmu obecna w obu produkcjach jest powierzchowna i oczywista. Wychodzą one – zwłaszcza „WeCrashed” – z założenia o konieczności przekłucia balonu kultu wielkich „wizjonerów biznesu”. Balon ten z pewnością przekłuć warto. Jak jednak bardzo produkcje te nie starałyby się demaskować swoich bohaterów, ciągle są zbyt zafascynowane umieszczonymi w centrum narracji większymi niż życie postaciami, które nawet gdy upadają i oszukują, to robią to w sposób wynoszący ich ponad zwykłych śmiertelników.

Na tym tle – na co bardzo celnie zwróciło uwagę w swojej recenzji „Indiewire” – znów radykalnie wyróżnia się „Rozdzielenie”. Serial nie koncentruje się na wizjonerze biznesu, ale pracownikach, płacących na co dzień cenę za realizację jego wizji. W „Rozdzieleniu” nie możemy mieć pewności, czy Kier Egan tak naprawdę istniał, czy jego figura i filozofia nie są falsyfikatem stworzonym na potrzeby eksperymentów, jakie Lumon wykonuje na rozdzielonych pracownikach. Wiemy za to, że ci pracownicy są realni. W centrum narracji stoją ich komiczne perypetie, kryjące się za komizmem depresja i smutek, strategie przystosowania i narastający bunt. To jest prawdziwe odwrócenie perspektywy, jakiego potrzebujemy.