Zasoby

Bartosz Sadulski

Po wojnie w Ukrainie BigTech nigdy nie będzie taki sam, a internet zmieni się na zawsze. Chociaż niekoniecznie na lepsze

Ukraina postanowiła zaprzeczyć powiedzeniu „kozak w necie, pizda w świecie” i jest kozakiem wszędzie, do czego naturalnie jest predysponowana bardziej niż inne kraje. Pamiętając, że atak konwencjonalny został poprzedzony cyberatakami (ich nieregularność w pierwszych dniach wojny dobrze widać na wykresach), trudno nie wyjść z podziwu dla ukraińskiej infrastruktury telekomunikacyjnej – mogłoby się przecież wydawać, że jej wyłączenie powinno być strategicznym celem wojsk rosyjskich. Ale ze strategicznych celów Rosjanie zdobyli tylko odznakę „śpiocha”.

Ukraiński internet wciąż działa: najprostsze wyjaśnienie byłoby takie, że działa, bo działać musi, a korzystają z niego także wojska rosyjskie. Jednak Ukraina wykonała olbrzymią pracę nad zabezpieczeniem swojej sieci po aneksji Krymu i atakach Rosji na jej sieć energetyczną w 2016 i 2017 roku. Ukraińskie serwery są regularnie atakowane, ale nie uniemożliwia to prowadzenia wojny cybernetycznej, dbania o dostarczanie światu proukraińskiego kontentu, solidnego faktczekingu, funkcjonowania serwisów społecznościowych czy nawet brania ślubów (a jak uczy doświadczenie chociażby powstania warszawskiego: niebezpieczeństwo sprzyja miłości).

Wielka w tym zasługa drugiego ukraińskiego pogromcy internetowych serc, po prezydencie Wołodymyrze Zełenskim, czyli urodzonego w 1991 roku ministra cyfryzacji Mychajło Fedorowa. Kilka lat temu prowadził własną niewielką agencję reklamową, a przepustką do świata wielkiej polityki było dla niego poprowadzenie zwycięskiej kampanii internetowej Zełenskiego w 2019 roku. W obliczu rosyjskiej agresji stał się zaskakująco skutecznym cybergenerałem. Ten męski cyberelfik jest odpowiedzialny za powołanie ochotniczej armii hakerów, wyciśnięcie z Muska Starlinków dla Ukrainy, które aktualnie można nie tylko odpalić z samochodowej zapalniczki, ale które pomagają też w odpieraniu rosyjskich cyberataków.

Minister wywiera też twitterową presję na firmy współpracujące z Rosją i odpowiada za uruchomienie chatbota, przez którego każdy obywatel Ukrainy może przesłać informacje przydatne dla wojska: korzystały z niego setki tysięcy Ukraińców. Z kolei dzięki współpracy ukraińskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z Google’em łatwiejsze stanie się śledzenie spustoszeń poczynionych przez Rosjan – już wcześniej aplikacja Google Maps pozwalała być na bieżącodziałaniami wojennymi.

Google Maps, 25 kwietnia 2022Google Maps, 25 kwietnia 2022

Ukraińcy ze wszystkich sił starają się ułatwiać pracę i życie dziennikarzom i internetowej społeczności: oficjalny serwis regularnie uaktualnia informacje na temat sytuacji w Ukrainie i tłumaczy sytuację tym, którzy dopiero dwa miesiące temu dowiedzieli się, gdzie leży ten kraj. Ukraińcy uruchomili też pokrzepiający serwis poświęcony odwadze, z którego można między innymi pobrać plakaty czy wzory na koszulki wspierające Ukrainę. Z kolei na oficjalnym profilu prezydenta Zełenskiego na Flickrze, z którego można nieodpłatnie pobierać zdjęcia wojennego bożyszcza, razi wielka jak dół po eksplozji przerwa między 23 lutego, gdy Zełenski był jeszcze tylko komikiem, który został prezydentem, a 13 marca, gdy od jakiegoś czasu przebywał już w skórze męża stanu (trzeba też jednak przyznać, że na jego zdjęciach nawet Andrzej Duda wygląda na człowieka, któremu można dać do potrzymania może nie naród, ale niemowlę?).

brave.uabrave.ua

Również oficjalny profil Ukrainy na Instagramie, największym w dziejach targowisku próżności, daje radę, znajdując zdrowy balans między pornografią wojny, antyputinowską propagandą i pokrzepianiem serc. A jeśli ktoś czyta po ukraińsku, może sprawdzić, co się dzieje w ukraińskiej liryce wojennej, a w poezję Ukraińcy zawsze potrafili.

 
 
 
 
 
 
 


Nie wiemy, jak skończy się wojna, ale Ukraińcy już ją wygrali: BigTech nigdy nie będzie taki sam, w pewnych sektorach neutralność nie będzie już możliwa, a internet zmieni się na zawsze, chociaż niekoniecznie na lepsze. Dobra organizacja ukraińskiej sieci, zarówno na poziomie systemowym, jak i indywidualnego zaangażowania użytkowników, dała do myślenia na Tajwanie, który wysyła i odbiera około 95% danych przez wiązki światłowodów biegnących wzdłuż dna morskiego. Chiny o tym wiedzą.

Wspomniany wcześniej Fedorow w jednym ze swoich niedawnych ćwierknięć podkreślał, jak ważna jest rola ludzi dbających o przepływ danych: „operatorzy telekomunikacyjni są aktywnymi uczestnikami i bohaterami tej wojny”, napisał. A my nie po raz pierwszy w trakcie ostatnich miesięcy odkrywamy, że kolejna wojna światowa być może nie będzie na kije i kamienie, ale tablety i satelity.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).