Tansman
według Fingerhut

Marta Nadzieja

Płyta Margaret Fingerhut to ledwie fragment olbrzymiej spuścizny Aleksandra Tansmana, ale fragment wyraźny. Tansman jawi się tu jako twórca szukający w muzyce przede wszystkim wolności. Jako mistrz tonalnych nieoczywistości

Jeszcze 1 minuta czytania


Aleksander Tansman, kompozytor żyjący i tworzący głównie w Paryżu (zmarł w 1986 roku), w Polsce pozostaje wciąż zapomniany. Miniony sezon operowy zwrócił jednak uwagę na twórczość tego wszechstronnego kompozytora, wybitnego pianisty i pedagoga oraz humanisty. Dyrekcja Opery Narodowej pożeniła jego „Przysięgę” z „Verbum nobile” Moniuszki. Operowa jednoaktówka Tansmana z 1955 roku frapowała i intrygowała kontrastami. W warstwie tonalnej był tam i liryzm, i chłód, w warstwie literackiej – i udręka, i ekstaza. Wysublimowany „epizod liryczny” Tansmana zaostrzył apetyty na więcej. I dobrze.

„Tansman Piano Works”. Margaret Fingerhut (fortepian),
Chandos 2009
Właśnie ukazała się płyta z utworami fortepianowymi Tansmana w wykonaniu Margaret Fingerhut. To ledwie fragment olbrzymiej spuścizny kompozytora, ale fragment wyraźny. Tansman jawi się tu jako twórca szukający w muzyce przede wszystkim wolności. Jako mistrz tonalnych nieoczywistości. Zaświadczają o tym choćby jego mazurki powstałe w latach 1915–1928. Z jednej strony słychać tu wyraźnie mazurkową tkaninę, z drugiej swadę. Kompozytor miał nosa do folkloru. Jego filozofii najbliżej chyba do Griega i Szymanowskiego, którzy nie byli niewolnikami przeszłości, a swobodnie filtrowali tradycję przez teraźniejszość. Esencją tej koncepcji są części Moderato.

Jednym z najczęściej wykonywanych dzieł Tansmana jest „Sonata rustica” (dedykowana Ravelowi). Jej pierwsza część urzeka prostotą – tu najpełniej czuć estetykę kompozytora. Tansman nie prowadzi swoich dźwięków na smyczy, a ich kaskady uwodzą humorem. Może dlatego ten ustęp pamięta się jako jedną z najinteligentniejszych muzycznych sielanek (rustica!)

W luźnym cyklu trzech preludiów „en forme de Blues”, Tansman przesuwa granice, dowodząc, że nie interesuje go gorset gatunku. Bo jego preludia to ekspresjonistyczny dialog z żywiołem improwizacji i wolności.

Można by z racji wielu biograficznych zbieżności poczynić paralelę między Tansmanem a Chopinem. Bo folklor, bo „Trzecia sonata” powstała na Majorce, bo żywioł pianistyczny, bo życie i twórczość w Paryżu, bo mazurki. I jeszcze nokturny. Te, które dostajemy na finał płyty, Tansman skomponował z okazji 70. urodzin Strawińskiego. Ale jego nokturny to nie idylliczna wędrówka w kierunku Morfeusza, jak to u Fielda, Chopina czy nawet u Schumanna bywa. To naładowana cytatami z Ravela i Strawińskiego mroczna i zmęczona peregrynacja w otchłań snu.