Improwizacje
Marcina Maseckiego

Marta Nadzieja

Marcin Masecki niczym didżej miesza i sampluje wszystko, co do tej pory nagrał i usłyszał. Solowa płyta „Bob” pokazuje go jako mistrza skrajnych rozwiązań

Jeszcze 1 minuta czytania

Beethoven w barze? Bach w knajpie? Kilka lat temu pianista Maciej Grzybowski zagrał w Klubie 55 „Cztery preludia” Pawła Mykietyna. Publiczność w większości stała, dzierżąc w rękach szklanki z piwem. 21 czerwca tego roku inny pianista, Marcin Masecki, zagrał na Chłodnej 25 trzy ostatnie sonaty Beethovena. Duszna, ciemna sala. A jednak jego fortepian nawet i tam mówił. Tylko artysta z poczuciem humoru może pozwolić sobie na taką swadę i luz, by fortepianowe sonaty przenieść na grunt baru. Dzięki Maseckiemu ten grunt ani przez chwilę nie był grząski.

Marcin Masecki „BOB”. Lado ABC 2009Podobnie jest z solowymi improwizowanymi recitalami Maseckiego. Zresztą, czy improwizacje na fortepianie są jeszcze w stanie nas czymś zaskoczyć? Czasy monumentalnych podróży Keitha Jarretta zdają się całkowicie zamierzchłe. Włodek Pawlik proponuje luźne szkice. Stefano Bollani, po świetnym debiucie „Piano solo”, powrócił do grania zespołowego.

Improwizacje solowe. Brzmi poważnie. Ale niekoniecznie musi być. Niepokorny i oryginalny Masecki – znany ze świetnych występów z zespołami Pink Freud czy Muzykoterapia – wywraca na drugą stronę sztukę improwizacji. Płyta „Bob” to fortepian, który się nie puszy i nie stroszy. To totalna wolność, witalność i zabawa. Wskażcie drugiego pianistę, który buduje swoje improwizacje z uśmiechem na twarzy...

Maseckiego nie widzimy, ale słyszymy jego śmiech. Pierwszy utwór („Gesualdo”) to wielka enigma, która to się rozwija, to kurczy. Potem jest tylko ciekawiej. Muzyk, niczym wytrawny didżej, miesza i sampluje wszystko, co do tej pory nagrał i usłyszał. Testuje cierpliwość słuchacza, który czeka na rozwiązanie frapującego motywu otwierającego pierwszą ścieżkę. Żongluje tempami, rytmem i harmonią. To jazda dla wytrwałych, spragnionych instrumentu nieoczywistego i żywego. Muzyk wielokrotnie podkreślał, że jest niechętny muzycznym podziałom i kategoriom. Słowo przekuł w płytę.

Odwaga i brawura, humor i powaga, namaszczenie i dezynwoltura, konsonans i dysonans. Masecki to mistrz rozwiązań skrajnych. Może dlatego jego płyta brzmi tak świeżo. Czekamy na ciąg dalszy.