Zobaczyć muzyką
fot. Sławomir Lassak

8 minut czytania

/ Muzyka

Zobaczyć muzyką

Rozmowa z Małgorzatą Bałą

„Nie wyobrażam sobie, że naszą szkołę można zamknąć. Dla mnie osobiście to byłby cios, ale znacznie ważniejsze, że nikt nie ma prawa odmawiać kształcenia dzieciom z dysfunkcjami” – mówi wicedyrektorka szkoły muzycznej przy Ośrodku dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie

Jeszcze 2 minuty czytania

ALDONA KOPKIEWICZ: Szkoła muzyczna przy Ośrodku dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie to miejsce szczególne.
MAŁGORZATA BAŁA: Zajmujemy się kształceniem muzycznym dzieci z dysfunkcją wzroku, a także, w miarę możliwości i wolnych miejsc – dzieci zdrowych. Jak w każdej szkole muzycznej, uczymy grać na instrumentach, rozbudzamy w dzieciach zmysł muzyczny i promujemy aktywne uczestnictwo naszych uczniów w życiu artystycznym. Uczymy też dzieci czytania nut brajlem lub powiększonym drukiem. Dzieci tworzą zespoły instrumentalne, chór.

W jakim stopniu szkoła ma funkcję terapeutyczną? A w jakim jest po prostu szkołą artystyczną, która wychowuje przyszłych artystów?
Pełnimy obie funkcje. Realizujemy dokładnie ten program, który przewidziany jest dla wszystkich szkół muzycznych pierwszego stopnia – zakładamy, że część naszych uczniów będzie się kształciło dalej i będą wśród nich muzycy koncertujący czy grający w orkiestrach. Oprócz tego bycie w tej szkole to dla wielu naszych uczniów szansa na ogólny rozwój psychofizyczny i emocjonalny, budowanie otwartości na świat, a także wiary w siebie – staramy się angażować dzieci w publiczne występy, tak by mogły pokazywać, co umieją, nie bały się i nie wstydziły.

Niestety nie ma szkoły drugiego stopnia dla niewidomych. Jak więc wygląda realnie szansa dalszego rozwoju państwa wychowanków?
Po skończeniu naszej szkoły chętni zdają do szkół drugiego stopnia tu w Krakowie, razem z wszystkimi uczniami. Tam uczą się już bez dodatkowej pomocy, szczególnych oprzyrządowań, pomocy naukowych czy specjalistycznego nauczania – nauczyciele, którzy ich uczą, to nie są tyflopedagodzy, wyszkoleni do pracy z osobami niewidzącymi, ale bardzo się starają pomóc im w nauce. Niektórzy z naszych absolwentów po szkole drugiego stopnia idą na akademię.

A na czym polega specyfika kształcenia ucznia niewidomego?
Uczeń widzący dostaje nuty na lekcji i gra od razu. Natomiast czytanie nut brajlem jest bardzo żmudne, czasochłonne, kłopotliwe. Zapis nutowy jest zupełnie inny niż w czarnodruku, bo najpierw jest zapisana prawa ręka od początku do końca, a dopiero później od początku do końca lewa ręka. Nie da się tego przeczytać w pionie – uczymy się kawałek lewej ręki, szukamy zapisu kawałka prawej i dopiero to łączymy. Żeby usprawnić naukę, młodszym uczniom nagrywamy na dyktafon po fragmencie, a starszym – cały utwór. I na tym dyktafonie zawarte są te same informacje, co w nutach – tylko przekazuje je głos nauczyciela: utwór ma takie a takie tempo, tu dynamika się zmienia, tu legato, tu łuczek, tu łączysz, tutaj odrywasz, tu bierzesz oddech… tutaj tym palcem, tu tym. Dla małych dzieci łatwiej i szybciej jest uczyć się utworu z dyktafonu, bo w alfabecie Braille’a mylą im się litery z nutami. Natomiast nauczenie się czytania w tym systemie jest konieczne – nauczyciele w szkołach drugiego stopnia nie chcą już nagrywać uczniom przebiegu utworu. Tam uczniowie muszą więc korzystać z alfabetu Braille’a, przepisują zapis nutowy, często przychodzą do nas do szkoły, bo nie wszystkie nuty można w tym zapisie dostać. Wtedy my razem z nimi te nuty przepisujemy. Ewentualnie my im nagrywamy utwory.

Uważa pani, że szkoły specjalistyczne drugiego stopnia powinny istnieć, czy jest pani za pełną integracją uczniów na wyższym poziomie nauczania?
To bardzo trudne pytanie. Dzieci są różne, natomiast naszym celem jest ich przygotowanie do funkcjonowania w środowisku muzycznym, nie chcemy uczniów zamykać, broń Boże, tylko i wyłącznie w kręgu osób niepełnosprawnych. Dlatego w naszej szkole uczą się także dzieci zdrowe. Niech uczniowie z dysfunkcjami otwierają się na świat, a zdrowi uczą się akceptacji. To nie znaczy, że nie chcielibyśmy otworzyć w naszej szkole nauczania drugiego stopnia – mogliby się w niej kształcić wokaliści i organiści, ale pod warunkiem, że klasy złożone byłyby także z uczniów zdrowych i że nie oznaczałoby to, że uczeń nie może pójść do „zwykłej” szkoły muzycznej. Pełnoprawne funkcjonowanie w muzycznym środowisku jest dla nas bardzo ważne.

Szkoła muzyczna na Tynieckiej

Dla wielu dzieci ta szkoła jest drugim domem, poza nią są mało aktywne.
Nasza szkoła mieści się w Ośrodku dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących – w tym ośrodku są również szkoły ogólnokształcące i internat, bo kształcimy dzieci z całej Polski. Dzieci wybierają ten ośrodek nieprzypadkowo. Po pierwsze, w szkołach ogólnokształcących jest naprawdę wysoki poziom i dodatkowo dziecko może rozwijać się muzycznie. Plan jest napięty – pół dnia w szkole ogólnokształcącej, później – jeśli ktoś chodzi do szkoły muzycznej – przychodzi do nas na zajęcia, a oprócz tego jest internat: chwila na odpoczynek, uczenie się gotowania, prania i innych prozaicznych czynności. Chcemy przygotować każdego do dorosłego życia, samodzielnego, poza domem.

Tym bardziej martwi mnie, że mają państwo problemy, szkole grozi brak finansowania, a w rezultacie zamknięcie.
Nie wyobrażam sobie, że taką szkołę można zamknąć. Dla mnie osobiście to byłby cios, pracuję tu 27 lat. Znacznie ważniejsze jednak, że nikt nie ma prawa odmawiać kształcenia dzieciom z dysfunkcjami. To byłaby strata nie tylko dla naszych uczniów, ale dla społeczeństwa, bo to byłaby zwyczajna dyskryminacja. To by wywołało bunt wszystkich ludzi, może myślę idealistycznie, ale inaczej nie potrafię. Natomiast z czego wynikają nasze kłopoty? Oczywiście z braku pieniędzy.

W Systemie Informacji Oświatowej (to taki pogram, arkusz, w którym podaje się informacje o liczbie uczniów w szkole, w konkretnych klasach, o miejscu zamieszkania; ilu uzyskało promocje, ilu powtarza klasę, a także informacje organizacyjne każdej szkoły w Krakowie, i myślę, że nie tylko) podając informacje o liczbie uczniów, my w ośrodku na Tynieckiej – a szkoła muzyczna jest częścią składową ośrodka – musimy wykazywać uczniów z konkretnymi niepełnosprawnościami, np. ilu jest niewidomych, ilu słabowidzących, ile dzieci ma sprzężenia. Po prostu wykazujemy oprócz uczniów zdrowych także tych z orzeczeniami o niepełnosprawności. I w tym roku okazało się (skontrolował nas Urząd Kontroli Skarbowej), że jest to bezprawne. Podobno w szkołach muzycznych uczniów z orzeczeniami wcale się nie wykazuje. Oznacza to, że nawet jeśli uczeń jest niepełnosprawny, ma konkretne orzeczenie, jako uczeń szkoły muzycznej powinien być wykazywany jako zdrowy. To jest absurd. Odkąd pojawił się obowiązek wprowadzania danych do SIO, zawsze wprowadzano uczniów niepełnosprawnych jako właśnie takich. I teraz Urząd Kontroli Skarbowej skarży Urząd Miasta (a więc płatnika), że nieprawnie przyznał nam, szkole muzycznej, subwencję (czyli określoną ilość pieniędzy z ministerstwa) na uczniów niepełnosprawnych. Wiadomo, że jest ona wyższa niż na dzieci zdrowe. Podobno najbardziej boli ich to, że na jednego ucznia z orzeczeniem dwa razy trzeba naliczyć subwencję (raz jako uczniowi szkoły ogólnej i drugi raz jako uczniowi szkoły muzycznej). Oczywiście, że tak jest. Ktoś to powinien w końcu usankcjonować. Szkoła ma 25 lat i nigdy nikt nie zwrócił na to uwagi? Dyrekcja szkoły i ośrodka zwracała się kilka razy o wydanie stosownych rozporządzeń regulujących nasze funkcjonowanie.

Teraz czekamy na decyzję, tylko nie wiadomo czyją? Ministerstwa Kultury, bo pod nie podlegamy jako szkoła artystyczna, czy Edukacji – bo jesteśmy w ośrodku. Bo w systemie polskiej edukacji nie ma miejsca na coś takiego jak szkoła muzyczna specjalna. Nikt tylko nie myśli o dzieciach, które są przerażone i to ja muszę odpowiadać im na to pytanie: czy nas zamkną?


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.