Myślałeś, że wyrosłeś już z politycznych sporów z wujkiem przy świątecznym stole. Przyjdziesz, pomilczysz, posłuchasz rodzinnych opowieści, zjesz i pójdziesz do domu, i nie ruszy cię to wcale. Ale już na wstępie babcia oznajmiła: „Mam dla ciebie niespodziankę, Slavojku! Pamiętasz pewnie, że kuzyn siostry pradziadka wyemigrował podczas wojny do Kanady? Nie? Cóż, jego wnuczek przejeżdżał właśnie przez Europę i nas odnalazł. Ma na imię Jordan i na pewno się polubicie, bo on też zrobił doktorat i często występuje w internecie. Musiało mu nas brakować, ponieważ jest bardzo elegancko ubrany. Przypatrz się, jak zakładać nogę na nogę, żeby nie świecić łydką”.
Westchnąłem i trąciłem się w nos. Kanadę znałem przede wszystkim z „South Parku”. Powinno pójść łatwo, pomyślałem, i już miałem przed sobą Jordana, który skłonił się lekko i uśmiechnął, ale tylko przez grzeczność. Ciocia rzuciła mi na talerz sałatkę jarzynową. Młodszy nastoletni syn cioci babci z pierwszego małżeństwa oznajmił, że to będzie dla niego wyjątkowa Wielkanoc, bo będzie mógł wysłuchać dwóch wybitnych filozofów, jednego z dwoma doktoratami i mnóstwem książek, drugiego z jednym doktoratem i dwoma książkami, z tym że jedna z nich to światowy bestseller. On sam zainteresował się ostatnio w szkole filozofią i chciałby wiedzieć, jak żyć w szczęściu, wolności i prawdzie. „To proste, jeśli wypełnisz 12 zasad” – rzucił szybko Jordan. „O, to jak 12 prac Herkulesa, a on był bohaterem”. – Wujek puścił licealiście oko, przyniósł zgrzewkę wody mineralnej i rozstawił butelki pomiędzy Slavojem i Jordanem. Miał przy tym minę, jakby wiedział, co zaraz nastąpi. Ktoś klaskał i była to moja własna matka.
„Ale zanim wyjaśnię ci, jak żyć, zdyskredytuję Slavoja, który po zguglowaniu okazał się lewicowy, natomiast ja dostaję tysiące dolarów od osób prywatnych, a raz nawet bilety na mój występ kosztowały więcej niż na wydarzenie sportowe”. Ja też go zguglowałem. No tak. Ktoś, kto zakłada na taką okazję garnitur z kamizelką, chce upewnić siebie i wszystkich wokół, że nie jest zwykłym prawicowym demagogiem, a nobliwym liberalnym konserwatystą, do tego ekspertem od mądrości. Biedaczek, tak bardzo chce, żeby wszyscy mu wierzyli na słowo. I wierzą. Jeszcze nie rozwinął żadnej myśli, a mówi tak, że wierzą wszyscy: babcia, dziadek, mama, tata, ciocia, wujek, kuzynek, kuzynka i piesek. No dobrze, kuzynka jakby mniej. Może jednak posłucham, bo coś za długo już gada o tym Marksie. Co proszę? He, he. Usiłuje zniszczyć całą myśl marksistowską zdroworozsądkowym close readingiem „Manifestu komunistycznego”? Poczciwina. Słodziak. Szczeniaczek. Nie sądziłem, że to jeszcze możliwe. Tylko jak ja mam na to odpowiedzieć? Co zrobić z tak nisko ustawioną poprzeczką? Mogę się nad nią przeczołgać, ale wolę skakać przez pustkę.
Na pewno nie będę na poważnie dyskutował z jego argumentami na temat „Manifestu”. Raz, że nie wiadomo, od czego należałoby tę dyskusję zacząć, dwa, że nie jest tak naprawdę prostodusznym głupolem, a hieną kołczingu, która żerując na ludzkiej słabości, promuje niebezpieczne poglądy polityczne. Płacą mu, bo daje im pewność siebie, ale mają ją o tyle, o ile są podłączeni do jego kazań na YouTubie. Nie będę uprawomocniał jego argumentów, więc je pominę i pokażę, jak działają tego rodzaju autorytety. A przede wszystkim: dlaczego ludzie szukają szczęścia w podległości wobec władzy, także władzy kołcza.
Nie mogłem dać się wciągnąć w jego styl mówienia, musiałem pozostać wolny, pozostać sobą, cokolwiek by to miało znaczyć – nawet jeśli szanse, że mnie tu dziś zrozumieją, są nikłe. Mówiłem więc o ludziach szczęśliwych w państwach autorytarnych i był to argument przeciwko szczęściu; stawką jest jednak wolność, a w nowoczesności jedyną wolnością jest wolność znalezienia sensu poza sensem z góry ustalonym, zwłaszcza tym religijnym, skoro nic nie psuje dobrych ludzi tak jak religia (ale że Jordan przemyca swoimi kazaniami jej potrzebę, pominąłem, bo miałem go nie atakować, żeby nie dać im wszystkim satysfakcji z igrzysk). Pokazałem też, jak pogrążonym w niepewności ludziom wystarczy prosta fikcja ideologii, jak wielkim narratorem był Hitler, jak skutecznym sensem jest antysemityzm. I że po upadku wielkich narracji silne, władcze ego, które staje u władzy niby wyższy sens, to czysty cynizm – i że najbardziej postmodernistycznym prezydentem jest Trump. Ale nie wytknąłem bezpośrednio Jordanowi, że sam też cynicznie ustawia się jako figura ojca. I głosi, że władza jest ekspresją kompetencji, podczas gdy sam ma tym więcej władzy i pieniędzy, im mniej kompetencji prezentuje publicznie. Także dopiero później pokazałem Jordanowi, że marksizm kulturowy, pojęcie, którym tak chętnie się posługuje, działa tak samo jak antysemityzm, a on jest autorem fikcji służącej projekcji swojego zła na wyimaginowanego wroga, choć tak często odżegnuje się od polityki jakichkolwiek tożsamości.
Uwierają go zwłaszcza tożsamości płci, bo płeć to, zdaje się, według niego sama natura, tak jak ją opisała Biblia. O gender jednak nie zapytałem, a już na pewno nie zapytałem, co sądzi o państwowej interwencji w przypadku, gdy sfrustrowany brakiem partnerki mężczyzna staje się zbyt agresywny. Dlaczego nie chciałem przycisnąć go w tych kwestiach? Czyżbym uległ potrzebie podtrzymywania tego wątłego porozumienia, w którym obaj krytykujemy poprawność polityczną, choć z zupełnie różnych powodów, i w którym obaj jesteśmy krytykowani przez akademię, choć być może wyssałem sobie ten problem z palca, skoro każdy z nas ma pracę na uniwersytecie, a krytyczny dyskurs powstaje na katedrach kulturoznawstwa, które padają jedna po drugiej już to z powodu neoliberalnych, już to z powodu prawicowych cięć? Gdy zaś przybierał pozy egzystencjalnego moralisty spod znaku mówienia prawdy i poszukiwania sensu, nie zapytałem, dlaczego tak bardzo nie toleruje prawdy osób LGBTQ. Jak to się stało, że po paru prztyczkach właściwie zaczęliśmy się ze sobą zgadzać, że szczęście to jedynie produkt uboczny, łaska towarzysząca wyższym zadaniom nadawania sensu życiu?
Nie chciałem atakować, ale musiałem rozmawiać, więc zostaliśmy razem nad prostym twierdzeniem, że szczęście jako takie jest do niczego. Tak bardzo chciałem wyjść ze swojej bańki, że zgodziliśmy się w końcu, że natura jest zła, człowiek sabotuje szczęście, a kapitalizm jest nieunikniony, lecz należy poddawać go państwowym regulacjom. Pocieszałem się, że wszystko wygarnąłem mu pośrednio w swojej opowieści o władzy – wątpię tylko, czy zrozumiał, a nawet jeśli, to czy się tym przejął? Czy przejęli się jego wielbiciele, czy sympatyzuje ze mną choćby kuzynka? Mogliby zainteresować się mną teraz, gdy okazało się, że nie jestem przewidywalnym krytykiem ich potrzeb. I że chodzi mi o coś więcej niż ideologiczną walkę, skoro apelowałem, by myśleć samodzielnie i nie nazywać Trumpa faszystą tylko dlatego, że tak się utarło w liberalno-lewicowym dyskursie. Trochę wysiłku i przeskoczą z YouTube'a Jordana do moich artykułów, a nawet z „12 zasad” do „Wzniosłego obiektu ideologii”.
Skakałem przez pustkę, żeby pokazać pustkę i nie skazić swojego dyskursu drewnem poprzeczki. Tymczasem poprzeczka pozostała nietknięta. Przyznałem jej zresztą ze dwa razy rację, żeby zaprosić do wspólnego myślenia. Bo o myślenie pomimo stereotypów mi chodzi. On zrobił zresztą to samo, tyle że zdążył obrzucić lewicę winą za terror i zadrżeć nad groźbą rewolucji wynikającą z czytania Marksa przez młodych ludzi. Kijek pozostał kijkiem, a jego miłośnicy nie widzieli nic w miejscu pustki.
Już po wszystkim wujek wygarnął mi, że nie potrafią za mną nadążyć i nie rozumieją, o co mi właściwie chodzi, podczas gdy Jordan mówi bardzo jasno i spokojnie, i – jakby nie było – słusznie. A skoro radzi, by robić to, co uważa się za prawdziwe, sam na pewno też mówi prawdę. Nie zaprzeczysz chyba? Może nauczysz się tak trafiać w serca jak on? Zobacz, ile można wtedy zarobić. Po co komu ta cała filozoficzna wiedza, jeśli mówisz do siebie i sobie podobnych to, co i tak wiecie i co chyba nie działa, bo tyle tej psychoanalizy, a sam masz widoczne tiki. Nikt ci nie uwierzy. Zobacz, jak dobre wrażenie robi na nas Jordan. Zobacz, jak autentyczny jest Trump. Nie głosowałbym na niego, ale lubiłem go oglądać.
Jordan spisał dla wujka linki do swoich wystąpień, długopisem na kartce, z pamięci. Sałatka już zniknęła, lecz czekały nas jeszcze wspólna kawa i ciastko. Melania jest piękna – rzuciła mama – i zawsze bardzo szykownie ubrana.