Rodzaj dobrej utopii
Mirella von Chrupek

25 minut czytania

/ Media

Rodzaj dobrej utopii

Rozmowa z Joanną Czeczott i Sylwią Szwed

Pisanie dla dzieci stawia w sytuacji brutalnej szczerości: albo rozumiesz i wiesz, co chcesz powiedzieć, albo nie – mówią twórczynie „Kosmosu dla Dziewczynek” w dwutygodnikowym cyklu o czasopismach

Jeszcze 6 minut czytania

ALEKSANDRA BOĆKOWSKA: W jakim momencie cyklu wydawniczego zastała was wojna?
JOANNA CZECZOTT: Numer był już po korekcie, przygotowany do druku. Na tym etapie zmieniamy coś tylko wtedy, gdy znajdziemy błąd. Mamy jednak długi cykl produkcyjny, wiedziałyśmy, że numer ukaże się dopiero 11 kwietnia, więc uznałyśmy, że nie możemy pozwolić, by dziewczynki dostały numer, w którym nie ma ani słowa o tym, czym od ponad miesiąca żyje świat.

SYLWIA SZWED: Wiemy, że nasze czytelniczki mają w klasach koleżanki: Sofię z Kijowa, Aleksandrę ze Lwowa…

JOANNA CZECZOTT: W DNA „Kosmosu” jest być blisko dziewczynek, blisko tego, czym one żyją. Wymieniłyśmy więc trzystronicowy materiał w dziale Podróż na reportaż o tym, jak ludzie w Polsce pomagają uchodźcom. Dziewczynki z różnych miast – Szczecina, Miechowa, Częstochowy, Zakopanego – opowiadają, jak włączają się w pomoc Ukrainie: chodzą na protesty czy rysują flagi w geście solidarności. Było dla nas ważne, żeby nie zostawić dziewczynek samych, dać znać, że małe gesty pomagają przezwyciężyć zło. Myślę, że należy to powtarzać dzieciom, nawet jeśli my, dorośli, mamy co do tego wątpliwości.

Na drugiej stronie okładki zrobiłyśmy flagę ukraińską z gołąbkiem pokoju i krótkim przesłaniem do dziewczynek, że w numerze oprócz rozkładówki o pomaganiu znajdziemy też wiele pociech, Chi-chotek, gier i fajnych tekstów, bo trzeba ciągle się śmiać i poznawać świat.

SYLWIA SZWED: Przygotowałyśmy też po ukraińsku 30-stronicowy wybór tekstów z wcześniejszych wydań „Kosmosu” i udostępniamy PDF w internecie. Można go drukować i rozdawać dzieciom z Ukrainy, które potrzebują teraz wzmocnienia, do tej pory wydrukowano go w kilku tysiącach egzemplarzy. Wybrałyśmy materiały dające otuchę. Takie cudeńka o przytulaniu się, o lenieniu się, o byciu razem, o supermocach. Pisane w czasach pokoju, ale nadal adekwatne. To nasze przywitanie z dziećmi z Ukrainy, zapewnienie, że są częścią naszego „Kosmosu” i kosmosu w ogóle.

Kosmos„Kosmos dla Dziewczynek” niedługo skończy pięć lat i można już powiedzieć, że kształtuje jakąś generację dziewczynek. Otwartych, z wewnętrznym powerem, bez sztywnych etykietek w głowie – to jest dla chłopaków, to dla dziewczyn. Jesteśmy pismem non-fiction, zatrudniamy profesjonalnych dziennikarzy, więc od początku pokazujemy dzieciom szerszy kontekst, są u nas reportaże z Ukrainy, Stanów Zjednoczonych czy Japonii i świadomość różnorodnych powiązań.

Jesteście uznanymi reporterkami. Co takiego stało się pięć lat temu, że zaangażowałyście się w zakładanie czasopisma dla dziewczynek?
SYLWIA SZWED: W „Wysokich Obcasach” ukazał się artykuł Basi Pietruszczak o „Kazoo” – amerykańskim magazynie dla dziewczynek. Na Facebooku wywiązała się dyskusja o tym, dlaczego takiego pisma nie ma w Polsce, więc Ewa Pietruszczak (siostra Basi) i Jagoda Gandziarowska-Ziołecka założyły grupę, w której – początkowo w 130 osób – zaczęłyśmy rozmawiać o stworzeniu czasopisma. Zwołałyśmy spotkanie, przyszło ponad 30 osób, z tego dziewięć zaangażowało się na serio i założyło fundację. Dziewięć kobiet, które nie znały się ze sobą – na przykład z Joanną spotkałyśmy się wcześniej raz, robiłam z nią wywiad, gdy wydała książkę „Macierzyństwo non-fiction”. Miałyśmy inne doświadczenia zawodowe, inne style komunikacji, ale łączyło nas to, że chcemy wydawać czasopismo i wzmacniać dziewczynki. Na początku był to wolontariat, zaangażowałyśmy się w projekt, który mógł się udać albo nie. W crowdfundingu zebrałyśmy 130 tys. zł na pierwszy numer, więc czułyśmy się zobowiązane, żeby magazyn powstał. Dla mnie ważne było też wywrócenie wydawniczego stołu do góry nogami – stworzenie czasopisma na własnych warunkach, zarządzanego przez kobiety, opartego na misji i wartościach, a nie chęci zysku. Miejsca, w którym można przyjść na kolegium z dzieckiem. Motywacją było też to, że dziewczynki mają trochę pod górkę, podlegają większej stereotypizacji niż dorosłe kobiety. My, dorośli, już wiemy, że kobieta może dostać Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii albo zostać wiceprezydentką Stanów Zjednoczonych, przepracowałyśmy stereotypy. One, idąc do szkoły, dopiero się z nimi zderzą. Ani szkoła, ani prasa dziecięca nie mówią o mocy kobiet.

JOANNA CZECZOTT: Kiedy powstawał „Kosmos”, moja córka miała sześć lat. Mijałyśmy kiosk, a tam różowa ściana z pismami o księżniczkach, modelkach i wróżkach. Z marketingowymi gazetkami, które są dodatkami do serii zabawek czy filmów. Te pisma są nafaszerowane stereotypami i przekazem, że masz ładnie wyglądać, być miła i uśmiechnięta. Pisane są fatalną polszczyzną. Czasem dawałam się namówić na kupno takiej gazety i czytając ją Helence, odruchowo adiustowałam tekst, żeby nie chłonęła badziewnej polszczyzny.

Joanna CzeczottJoanna Czeczott – politolożka, reporterka. Autorka książek „Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego” oraz „Petersburg. Miasto snu”. Finalistka Nagrody Ryszarda Kapuścińskiego za najlepszy reportaż literacki, laureatka Nagrody Kościelskich i nagrody Warszawskiej Premiery Literackiej. Współzałożycielka i redaktorka naczelna „Kosmosu dla Dziewczynek” / fot. Barbara PiotrowskaKończyłam wtedy pisać swoją wymarzoną książkę, „Petersburg. Miasto snu”, byłam więc po długim czasie pracy nad tekstem na własnych zasadach. Nie wyobrażałam sobie powrotu do pisania zleconych artykułów. Wcześniej przez wiele lat byłam związana z „Przekrojem”. To miejsce mnie uformowało. Marzyłam, żeby zrobić dla dzieci coś podobnego – lekką, inteligentną gazetę, która porusza się w różnych obszarach, zaspokaja ciekawość, jest bardzo blisko czytelniczki i ją szanuje.

Skąd wiecie, czego potrzebują dziewczynki?
JOANNA CZECZOTT: Mamy nasłuch.
SYLWIA SZWED: Zerowy numer „Kosmosu” skonsultowałyśmy z przyszłymi odbiorczyniami. Zrobiłyśmy badania fokusowe w Warszawie i w Idzbarku, na wsi, w której jest jeden sklep i szkoła, po czym ten zerowy numer mocno przerobiłyśmy. Dziewczynki powiedziały na przykład, że za dużo u nas czytania.

JOANNA CZECZOTT: Podpowiedziały, żeby nie robić długich bloków tekstowych, tylko dzielić je na coś, co nazwały zwrotkami. Że jak coś jest w pigułkach, to jest dużo łatwiejsze do przeczytania. O moim wywiadzie z himalaistką Anną Czerwińską jedna z dziewczynek powiedziała, że przeczytanie go było jak wejście na Mount Everest. Trzeba to było przyjąć z pokorą, nauczyć się pisać dla dzieci. Byłam świeżo po napisaniu ponad pół miliona znaków „Petersburga”, a teraz widziałam, jak wielkim wyzwaniem jest napisanie 500 znaków o obywatelstwie w taki sposób, żeby zrozumiała to siedmiolatka. Pisanie dla dzieci stawia cię w sytuacji brutalnej szczerości: albo rozumiesz i wiesz, co chcesz powiedzieć, albo nie.

SYLWIA SZWED: W Fundacji Kosmos dla Dziewczynek prowadzimy desk research, zbieramy z całego świata badania dotyczące dziewczynek. Swoją drogą, w Polsce jest ich paskudnie mało. Opieramy się głównie na badaniach ze Stanów Zjednoczonych, czasem z Kanady. W Europie są robione rzadko, w Polsce prawie wcale. Jedyne badanie w Polsce dotyczące pewności siebie dziewczynek przeprowadziła w 2018 roku firma Dove. Okazało się, że aż 81 proc. dziewcząt w Polsce nie ma wysokiej samooceny. Jesteśmy na przedostatnim miejscu w rankingu. Najniższy wskaźnik ma Japonia. W badaniu brało udział kilkanaście państw z całego świata.

JOANNA CZECZOTT: Jeśli mamy wątpliwości do jakiegoś materiału, pokazujemy naszym lub zaprzyjaźnionym dzieciom. Koleżanki mojej córki są zadowolone, że bywają testerkami „Kosmosu”. Mówią, co im się podoba, a czego nie rozumieją. Dawniej częściej przychodziły do redakcji, wtedy pytałyśmy nawet, czy poszczególne słowa są dla nich zrozumiałe.

SYLWIA SZWED: Moja córka, Anielka, ma dopiero trzy lata, więc przed nami jest jej „kosmiczny czas”. Mam nadzieję, że będzie nas inspirować redakcyjnie. W wieku „kosmicznym” mam synów, Maciuś ma siedem, a Krzysio dziesięć lat.

Kosmos

Z facebookowego zapału sprzed kilku lat powstała prężna instytucja – fundacja, wydawnictwo, czasopismo. Jak to działa? 
SYLWIA SZWED: Od początku było jasne, że musimy założyć fundację – gdyby jakiemuś wydawnictwu opłacało się wydawanie autorskiego magazynu dla dziewczynek, dawno by powstał. Fundacja prowadzi wydawnictwo, ale też wiele innych działań związanych z misją wspierania dziewczynek. Ten model wydawniczy jest dla czytelników gwarancją, że bierzemy odpowiedzialność za to, co publikujemy.

JOANNA CZECZOTT: Od początku było też jasne, że w „Kosmosie dla Dziewczynek” nie będzie reklam.

Macie partnerów numeru.
JOANNA CZECZOTT: Magazyn nie zarabia na siebie, więc jako fundacja potrzebujemy wsparcia, aby móc działać. Jednym ze sposobów wsparcia jest sponsorowanie numeru.

SYLWIA SZWED: Dostajemy bardzo dużo propozycji partnerskich, ale jesteśmy, to chyba najlepsze słowo, selektywne. Dyktujemy warunki współpracy – szukamy partnerów, którzy chcą realnie wspierać dziewczynki, magazyn i treści wysokiej jakości. Muszą się spotkać nasze wartości. Taką firmą jest na przykład szkoła angielskiego Early Stage.

JOANNA CZECZOTT: Są partnerzy, z którymi współpracujemy od początku. Nie publikujemy reklam, które namawiają do zakupu czegoś, nawet kursu językowego. Wymyślamy projekty i zachęcamy do współpracy.

SYLWIA SZWED: Staramy się, żeby nasze treści żyły jak najdłużej. Na przykład projekt Superbohaterki zaczął się od komiksu na łamach magazynu – Sebastian Frąckiewicz i Ania Krztoń opowiadali o 11-letniej Karolinie, która wędruje po różnych epokach historycznych i poznaje wspaniałe i nieoczywiste osobowości z polskiej historii. Zrobiłyśmy z tego warsztat herstoryczny, w którym dzieciaki wybierają swoją patronkę klasową – ten warsztat pobrało z naszej strony 1500 nauczycieli z całej Polski.

Sylwia SzwedSylwia Szwed – autorka książki reporterskiej o polskich położnych pt. „Mundra”. Specjalizuje się w temacie dziewczyńskości. Jedna z założycielek „Kosmosu dla Dziewczynek”. Wiceprezeska i dyrektorka wydawnicza Fundacji Kosmos dla Dziewczynek / fot. Kaśka MarcinkiewiczKiedy szukamy partnerów, zaznaczamy, że chodzi nam o współudział w zmianie społecznej, a nie spełnianie próśb, na której stronie i jakiej wielkości mamy pokazać produkt. Dziewczynka, która bierze do ręki „Kosmos”, ma dostać wzmacniający zastrzyk, a nie zachętę do zakupów. Dlatego namawiamy partnerów do tego, by kupowali prenumeraty dla dziewczynek z rodzin uchodźczych, zastępczych, dla ośrodków pomocy społecznej. Wsparliśmy w ten sposób już 600 dziewczynek, których nie stać na zakup magazynu.

JOANNA CZECZOTT: Kiedy robiłyśmy pierwsze numery, nie wiedziałyśmy, czy w ogóle się ukażą. Dopiero miesiąc przed drukiem dostawałyśmy sygnał, czy są pieniądze. Teraz jesteśmy już stabilną organizacją, z opieką finansową, z dystrybucją na dużą skalę.

Jak dużą?
SYLWIA SZWED: Sprzedajemy 14 tysięcy egzemplarzy, co można przemnożyć przez półtora, bo część kupują biblioteki i czyta to więcej niż jedna osoba. Kluczowa w naszym biznesowym działaniu jest prenumerata. Mamy wiele czytelniczek z małych miejscowości – to często trochę outsiderki, którym „Kosmos” daje sygnał, że gdzieś są podobne dziewczynki, pozwala odnaleźć się w grupie rówieśniczej. Piszą do redakcji listy, że przeczytały u nas o kimś, kto interesuje się tym, czym one. One nie mogą pojechać do Empiku, ale mogą zamówić imienną prenumeratę.

Jak wygląda praca nad magazynem?
JOANNA CZECZOTT: W wakacje wymyślamy tematy przewodnie i harmonogram na następny rok. Staramy się uwzględniać to, co dzieje się w danym roku, ale ideą „Kosmosu” jest to, by numery były ponadczasowe. Tak komponujemy teksty, aby nie traciły aktualności po miesiącu. Kolejne roczniki dziewczynek, które wchodzą w „kosmiczny” wiek – 6–12 lat, zamawiają często dawniej wydane numery i potem zostają z nami.

Na wczesnym etapie tworzenia pisma żartowałyśmy, że robimy magazyn dla 9- i 39-latek. Kiedy przychodził materiał i było „łaaaa”, to było wiadomo, że jest dobry. Do naszego redakcyjnego języka weszło sformułowanie „efekt wow”. Jeśli tego nie ma…

To odsyłacie tekst?
JOANNA CZECZOTT: Tak. Pracujemy tak długo, aż jest efekt wow. Pracujemy metodą konsensusu, dlatego trwa to strasznie długo.

Jezu, koszmar.
JOANNA CZECZOTT: Nie, nie. Nie odsyłamy tekstów po siedem razy, nie czepiamy się. Pierwszą wersję tekstu czytają wszystkie cztery redaktorki i czasem zgadzamy się, że jest świetny i nie trzeba w nim dłubać. Jeśli mamy wątpliwości, to redaktorka – opiekunka tekstu, wraca do autorki czy autora z propozycją zmian albo zaproszeniem do namysłu, czy na pewno chce, aby jakieś zdanie brzmiało właśnie tak, bo my w tym brzmieniu dostrzegłyśmy zagrożenia. Gdy w tekście brakuje jakichś informacji, to autorka lub autor odsyłają poprawioną wersję i potem szlifuje redaktorka. Jak dotąd wszyscy z ogromną chęcią wchodzą w tę współpracę, bo naprawdę chodzi nam tylko o to, żeby każdy tekst był perełką. Bardzo wierzę w to, że uzgadnianie każdego słowa w gronie czterech osób ma sens.

Kto jest w tym gronie?
JOANNA CZECZOTT: Oprócz nas Anna Błaszkiewicz, wicenaczelna i naczelna portalu Kosmos dla Dorosłych, i Katarzyna Michalczak, redaktorka. Dyrektorka artystyczna Barbara Piotrowska też pracuje nad tekstami.

Macie stały zespół autorek i autorów. Jak on się kształtował?
JOANNA CZECZOTT: Na początkowym etapie zgłaszało się do nas dużo osób, my też zapraszałyśmy wybrane, aż zostało grono, które opiekuje się swoimi działami. Są też takie materiały, które my wymyślamy, wtedy prowadzimy autorki za rękę. To często kompilacje tekstu, grafiki, infografiki i zabawy, stworzone od zera nowe formaty.

Redakcja KosmosuRedakcja na tle ściany płaczu i zachwytu. Od lewej: Joanna Czeczott (redaktorka naczelna), Katarzyna Michalczak (redaktorka), Anna Błaszkiewicz (wicenaczelna), Barbara Piotrowska (dyrektorka artystyczna), Sylwia Szwed (dyrektorka wydawnicza), Marta Kosińska (szefowa „Kaleio” – szwajcarskiej edycji „Kosmosu”, która ukazuje się po niemiecku i francusku).

SYLWIA SZWED: Wszystkim wydaje się, że skoro są to teksty dla dzieci, to pisze się je bardzo łatwo, tymczasem jest odwrotnie – pisanie dla dzieci wymaga więcej pokory i otwartości. Jeśli ktoś przywykł do pisania dla dorosłych, to zwykle trochę trwa, zanim się dotrzemy. Do dziecka nie trafi abstrakcyjna i teoretyczna nawijka, lepiej pokazać konkretny przykład, obraz metaforę, która unaoczni skomplikowane zjawisko. W tekście o internecie napisałyśmy, ile razy kable z siecią internetową mogłyby okrążyć Ziemię, bo to jest bardziej obrazowe niż podanie ich długości. Czasem wyszukanie informacji do jednej linijki zajmuje godzinę.

JOANNA CZECZOTT: Niektóre nasze współpracowniczki nie są dziennikarkami, a ekspertkami, na przykład od programowania. Z nimi namyślamy się, jak zrobić z zagadnienia, jakim jest, powiedzmy, otwarte programowanie, zabawę dla dzieci. W rezultacie powstaje przepis na owsiankę będący tak naprawdę kodem, którym można się dzielić.

SYLWIA SZWED: Chcę podkreślić, że nasi autorki i autorzy to wyższa liga. Są wśród nich Zofia Stanecka, Agnieszka Wolny-Hamkało, Julia Pańków, Wojciech Mikołuszko. Współpracujemy z ilustratorkami i ilustratorami – Marianną Oklejak, Martą Ruszkowską, Katarzyną Bogdańską, Zofią Dzierżawską, Alicją Wasilką-Krygier… Stałą rubrykę ma u nas artystka Mirella von Chrupek.

Czasopisma

Licznym kryzysom, które chwieją światem, towarzyszy kryzys mediów. Fake newsy, deep faki, algorytmy, brak pieniędzy, rząd rosyjski i rodzimy – to wszystko sprawia, że media głównego nurtu tracą wpływy. A jednak, jak pokazał w 2021 roku protest przeciw planowanemu przez władze opodatkowaniu, wolne media mają sens. Reakcje na ten protest pokazały również, że ich wolność i wiarygodność bywa kwestionowana. Przyglądamy się więc, jak wygląda medialna rzeczywistość, także poza głównym nurtem.

Razem z Aleksandrą Boćkowską ruszyliśmy w reporterską podróż po Polsce i zaskakujących zakątkach internetu, by sprawdzić, kto, jak, po co, za co i dla kogo robi dziś gazety i czasopisma, w realu i online.

Jeśli macie swoje ulubione, o których mogliśmy nie słyszeć, koniecznie do nas napiszcie (redakcja@dwutygodnik.com).

JOANNA CZECZOTT: Jesteśmy bardzo dumne z działu Opowiadanie. „Kosmos dla Dziewczynek” jest pismem non-fiction, tylko w tej rubryce zapraszamy na łamy fikcję. Od początku chciałyśmy pokazywać różne sposoby pisania. Podczas wakacyjnego planowania wymyślamy, o kim marzymy. Zazwyczaj wszyscy się zgadzają, tylko raz ktoś nam odmówił. Te opowiadania są tak różne jak osobowości piszących. Jarosław Mikołajewski pisze dla nas poetyckie przypowieści. Marcin Szczygielski opisał blokadę Leningradu w taki sposób, że odebrało nam oddech. Zastanawiałyśmy się nawet, czy to nie jest za mocne, ale na samym początku zdecydowałyśmy, że nie będziemy bały się pokazywać ciemniejszej strony rzeczywistości. Przecież dzieci oglądają wiadomości. Gdy mamy wątpliwości – przeprowadzamy „test dzieci”. Dajemy materiał do przeczytania własnym córkom, synom, ich koleżankom.

Wyobrażacie sobie czytelniczkę?
SYLWIA SZWED: Zanim powstał „Kosmos”, spotykałyśmy się z redaktorkami, które szanujemy. Justyna Dąbrowska poradziła, żebyśmy wybrały osobowość pisma, czyli kogoś, kto będzie głosem mówiącym do dziewczynek. I powstała Majka – dziewczyna z sąsiedztwa, która nie jest ani mamą, ani ciocią, ale bliską osobą dla naszej czytelniczki. Do kierownicy jej roweru przyczepione są frędzle, które fruwają na wietrze, bez zażenowania nosi naszyjnik z makaronu, który dostała od znajomej dziewczynki, jest miejską podróżniczką, otwartą i ciekawą dzieci. Naszą narratorką.

JOANNA CZECZOTT: Mamy ją w głowie, znają ją nasze autorki. Zrobiłyśmy kiedyś warsztat, podczas którego próbowałyśmy ją sobie wyobrazić. Wycinałyśmy nawet z gazet jej podobizny, szukałyśmy osoby, która byłaby inspirująca, której można ufać – jest przewodniczką, a nie zramolałą ciocią, surową nauczycielką czy mamą, która z definicji odgrywa inną rolę.

SYLWIA SZWED: Chodzi nam też o to, żebyśmy miały fun w pracy, żeby to nie było pismo robione z bólem brzucha i olbrzymią presją, a pozwalające nam zanurzyć się w swojej własnej dziewczyńskości. Aby być dobrą autorką „Kosmosu dla Dziewczynek”, trzeba mieć kontakt ze swoją wewnętrzną dziewczynką.

Ze swoją wewnętrzną dziewczynką czy ze swoim dzieciństwem?
SYLWIA SZWED: To ważne rozróżnienie. W czasach, gdy dorastałyśmy – w latach 70., 80., 90. – opresyjność wobec dziewczynek była dużo większa niż teraz. Nie chodzi więc o dziewczynkę z naszego dzieciństwa, która nie powinna się brudzić, pocić się, odzywać nieproszona, tylko o dziką, intuicyjną dziewczynkę, którą w „Czułej przewodniczce” opisuje Natalia de Barbaro.

Kosmos

Po co jest „Kosmos dla Dziewczynek”?
SYLWIA SZWED: Chcemy, żeby pismo było rodzajem dobrej utopii – triumfem dzieciństwa, lekkości, nadziei, swobody, przestrzenią, w której można rozwinąć skrzydła i po której biegają jednorożce. Jednocześnie zależy nam, żeby być blisko realnych problemów dziewczynek. Nie uromantyczniać ich. W dziale „Między nami” zajmujemy się ekstraważnym tematem relacji rówieśniczych: piszemy o obgadywaniu, krytyce między przyjaciółkami czy odrzuceniu w rozmowach na komunikatorze. Pokazujemy też wielką różnorodność świata współczesnych dziewczynek. Jeśli więc nie wiesz, co to jest hobbyhorsing, studygraming czy kultura furry, czas zaprenumerować nasze pismo. 

JOANNA CZECZOTT: W „Kosmosie” nie walczymy ze stereotypami, a tworzymy świat wolny od stereotypów. O ile w komunikacji skierowanej do dorosłych, czyli w „Kosmosie” na Facebooku i na stronie Kosmos dla Dorosłych, piszemy o tym, że wspieramy dziewczynki po to, by wyrosły na kobiety, które będą miały dużo do powiedzenia, choć świat stawia przeszkody, o tyle w samym magazynie w ogóle tych przeszkód nie sygnalizujemy. Nie mówimy, że coś jest uznawane za „nie dla dziewczynek”, bo już z samego tego przekazu dziewczynki mogłyby wyczytać, że może jest coś na rzeczy. A „Kosmos” widzi je takimi, jakimi one są – z naturalną ciekawością świata, frajdą z rozwoju fizycznego, rozwijania się zgodnie z samymi sobą. Specjalistka od psychologii rozwojowej dr Agnieszka Wojnarowska z Uniwersytetu Warszawskiego prowadzi dział „Poczuj siebie”, w którym opiekuje się emocjami dziewczynek. Pokazuje, jak nazywać uczucia, czym jest grzeczność, za co nie trzeba przepraszać czy – wreszcie – czym są stereotypy. Objaśnia, że to takie do znudzenia przekazywane opinie, którymi posługują się ludzie, bo tak jest im trochę łatwiej, i zachęca czytelniczki do tropienia stereotypów w ich życiu. Nie była to lekcja wychowawcza o stereotypach, a ćwiczenie oddające dziewczynkom sprawczość. Ten dział ma wzmacniać przekonanie, że uczucia są w porządku, i podpowiadać, jak sobie z nimi radzić.

W „Kosmosie” jest dużo materiałów z dziewczynkami w rolach głównych – opowiadają o swoich pasjach, półkach na książki, szafach, sportach, podróżach. Jesteście w kontakcie z czytelniczkami?
SYLWIA SZWED: Tak. Pytanie dzieci o zdanie, podkreślanie ich sprawczości jest bardzo ważne. Jesteśmy profesjonalnymi dziennikarkami, mamy kontakty, które ułatwiają nam wyszukiwanie rozmówczyń, w dużym stopniu spoza Warszawy. Kontaktujemy się z rodzicami dziewczynek i zawsze prosimy, aby dziewczynki mogły porozmawiać z nami sam na sam. Rodzice dostają tekst do autoryzacji, ale zależy nam, żeby ostateczną wersję tekstu akceptowały dzieci. Do działu „U dziewczyn na półce”, w którym czytelniczki pokazują swoje półki z książkami, mamy kolejkę.

JOANNA CZECZOTT: One sobie, jak to ujęła jedna z naszych bohaterek, sprzedają zajawkę. Moja córka obraca „Kosmos” pionowo i sprawdza grzbiety książek: „To mam, tego nie mam, to czytałam, tego nie”.

Kosmos

SYLWIA SZWED: W ubiegłym roku w numerze pod hasłem „Ja decyduję” zorganizowałyśmy pierwszą dziewczyńską debatę. Chyba trzy tygodnie rozmawiałyśmy, jak wymyślić dział „Ja i świat”. To jest nasz główny materiał społeczny, miejsce, w którym wyprowadzamy dziewczynkę z dziecięcego pokoju i mówimy o jej relacjach ze społeczeństwem. Uznałyśmy, że nie możemy, my – panie redaktorki – pisać, o czym one mają decydować, a o czym nie. Zorganizowałyśmy więc debatę. Poprzez nasz newsletter wysłałyśmy do prenumeratorek, a więc do mam, opiekunów, pytanie, czy któraś dziewczynka albo chłopiec zechcieliby wziąć udział w debacie. W ciągu 10 minut zebrało się 30 osób, czyli więcej, niż byłyśmy w stanie zmoderować online. Zależało nam na wersji online, żeby mogły wziąć udział czytelniczki z całej Polski. Grupa zamknęła się więc błyskawicznie, miałyśmy nawet nadzieję, że może któraś nie dołączy, ale przyszły wszystkie, a niektóre z koleżankami.

JOANNA CZECZOTT: Przygotowałyśmy pytania, które chciałyśmy zadać, ale ich energia i dziewczyńska otwartość zwyciężyły. Okazało się, że są gotowe do autorefleksji, mają mądre przemyślenia i chcą się nimi dzielić. Nie byłyśmy zaskoczone, bo co numer w ankiecie dają świadectwo niesamowitej przenikliwości, ale zderzenie z tak ogromną falą dziewczyńskości było szalenie budującym doświadczeniem. Jeśli coś nas zaskoczyło, to zaufanie do „Kosmosu”. Przyszły porozmawiać ze swoimi starymi znajomymi.

Aby to się zadziało, musiało wcześniej wydarzyć się kilka rzeczy: wyciągnęłyśmy je z sytuacji szkolnej, gdzie muszą zmieścić się w skali ocen od 1 do 6, podałyśmy temat, który ich dotyczy, dałyśmy przestrzeń, a przede wszystkim potraktowałyśmy je z szacunkiem i uważnością. Powiedziałyśmy na wstępie, że robimy to pierwszy raz, że może nam coś nie wyjść, poprosiłyśmy, by dały nam margines błędu. Tłumaczyłyśmy: „My robimy pismo dla dziewczynek, ale to wy jesteście dziewczynkami, wy znacie się najlepiej. Jesteście dla nas ekspertkami”. Kiedy są tak poważnie traktowane, dają nam swoją mądrość. Możemy ją od nich czerpać i przekazywać dalej. Jesteśmy takim medium.

Jesteście medium dla dziewczynek w wieku 6–12 lat, a o ile się orientuję, nie macie TikToka.
SYLWIA SZWED: Ta dyskusja jest przed nami. Na razie działania internetowe kierujemy głównie do dorosłych, z dziewczynkami staramy się poznać za pomocą magazynu, warsztatów i projektów społecznych dla szkół. Nie mamy złudzeń, że odciągniemy je od telefonu, tłumaczymy, jak tkać tę sieć, a nie dać się w nią złapać.

W 2020 roku zrobiłyśmy „Przewodnik po czarodziejskiej krainie internetu”. Komisja Europejska zaproponowała nam wspólny projekt i teraz ten przewodnik jest dostępny w 24 językach, dla wszystkich dzieci z Unii Europejskiej. Dostałyśmy bardzo dużo pozytywnych opinii od nauczycieli z całej Europy. To dla nas sygnał, że „Kosmos” ma potencjał europejski.

JOANNA CZECZOTT: Dwa lata temu zgłosiła się do nas Marta Kosińska, Polka, która przeprowadziła się do Bazylei. Zorganizowała zbiórkę crowdfundingową i dzięki temu „Kosmos” jest tłumaczony na francuski i niemiecki i sprzedawany w całej Szwajcarii. Kiedy zakładałyśmy magazyn, marzyłyśmy, żeby wyszedł poza granice Polski, bo przecież idea wspierania dziewczynek jest uniwersalna. Tę lekcję ma do odrobienia cały świat.