Przesortowanie
Il. Dima Krasnyi

23 minuty czytania

/ Obyczaje

Przesortowanie

Aleksandra Boćkowska

„Nie spełniły się nasze fantazje, że będziemy robić sztukę krytyczną i świat się zmieni” – galerie, domy kultury, biblioteki zamieniły się w miejsca zbiórek, sortownie rzeczy, świetlice, kuchnie i noclegownie

Jeszcze 6 minut czytania

Kiedy jesienią 2021 roku trwał kryzys na granicy z Białorusią, artystka Pamela Bożek powiedziała podczas debaty o roli kultury, że może czas zastanowić się nad ustawieniem w muzealnych salach piętrowych łóżek. Coraz więcej osób, tłumaczyła, będzie potrzebowało przestrzeni, a muzea są czyste, ciepłe, na ścianach – niczym w wymarzonym domu – wiszą obrazy.

Późną zimą 2022 roku w domu kultury w Hrubieszowie mogą przenocować wolontariusze i kierowcy, którzy pomagają tymczasowo zakwaterowanym w ośrodku sportu uchodźczyniom i uchodźcom. Panie z Klubu Złotego Wieku lepią dla wszystkich pierogi. W Lubaczowie, dwanaście kilometrów od przejścia w Budomierzu, kiedy dzwonią z granicy, że brakuje kanapek, pracownicy domu kultury lecą do spożywczaka, kupują, co trzeba, potem przyjeżdża ktoś, kto zawozi je uchodźczyniom i uchodźcom. 330 kilometrów dalej (i kilka dni później) w Warszawie kanapki robi się już systemowo. Na przykład w prowadzonym w MSN przy Pańskiej przez kolektyw BLYZKIST Solidarnym Domu Kultury „Słonecznik”. Za ladą dawnej kawiarni trwa segregowanie żywności, a między regałami dawnej księgarni wolontariuszki i wolontariusze podzielili się zadaniami: smarują kromki masłem albo smarowidłem wege, kładą ser, warzywa, smakołyki, ostatni zawijają w folię. Dziennie wyjeżdża z Pańskiej ponad tysiąc kanapek, ostatnio głównie na Dworzec Zachodni i do punktu recepcyjnego przy Wołoskiej 7.

24 lutego

24 lutego Ewa Łączyńska-Widz, szefowa BWA w Tarnowie, wstała wcześnie. Zanim sprawdziła internet, zobaczyła słońce, poczuła wiosnę, zdążyła mieć nadzieję. W południe tego dnia otwierała wystawę w oddziale BWA na tarnowskim dworcu. „Walizka wspomnień” to opowieść rzeszowskiego artysty Grzegorza Frydryka o jego babci, która w czasie II wojny światowej uciekała z jedną walizką.

Artystka Pamela Bożek od rana pracowała przy montażu wystawy w Wolskim Centrum Kultury. Przez okno widziała gigantyczną, taką na cztery godziny stania, kolejkę do cukierni przy Górczewskiej – tam są jedne ze słynnych w Warszawie pączków. 24 lutego był tłusty czwartek.

Ana Matusevič, kierowniczka literacka w Instytucie Kultury Miejskiej w Gdańsku, o 6.30 była już w pociągu do Krakowa. Jechała na międzymiastową – IKM współpracuje między innymi z Krakowskim Biurem Festiwalowym – dyskusję o literaturze białoruskiej. Na dworcu spotkała się z Hanną Jankutą i Alhierdem Bacharewiczem. Zamiast dyskutować, poszli demonstrować.

Dyrektorka KBF Magdalena Doksa-Tverberg planowała tego dnia uroczyście ogłosić program festiwalu Misteria Paschalia. Cieszyła się, kieruje KBF od 1 lutego, wyobrażała sobie, że dzięki ustępującej pandemii będzie robić festiwale, jakich dawno w Krakowie nie widziano.

24 lutego rano przyjechał z Kijowa do Olsztyna artysta Dima Krasnyi – przywiózł prace, w sobotę otworzył wystawę w Galerii Dobro. „Gdzieś ktoś wściekle podróżuje ku tobie” –kuratorka Emilia Konwerska wzięła tytuł z wiersza Johna Ashbery’ego „Na północnej farmie”, bo podobny nastrój zobaczyła w obrazach Dimy. W towarzyszącym wystawie tekście napisała: „Pierwszy wers z wiersza Ashbery’ego może być relacją z wojny, która nie jest wojną. Ale w każdej chwili może się nią stać”. 

Stała się. Artystki, twórcy, kuratorzy i dyrektorki ruszyli na granicę, na dworce, do sklepów i szaf. Galerie, domy kultury, biblioteki zamieniły się w miejsca zbiórek, sortownie rzeczy, świetlice, kuchnie i noclegownie. 

Samoorganizacja w praktyce

Kiedy 9 marca – daty są ważne w tej opowieści, bo wszystko zmienia się bardzo szybko – odwiedzam Biennale Warszawa, rezydują tam dwie rodziny Tadżyków. Duże rodziny, w sumie ponad 50 osób, w tym 24 dzieci, przeważnie w wieku przedszkolnym. Na piętrze śpią, na parterze – zależnie od potrzeb: jedzą, bawią się, relaksują, w podziemiu mogą, w towarzystwie wolontariusza, wziąć coś z urządzonego jak sklep magazynu – ubrania, buty, kosmetyki. Prysznic to już dłuższa wyprawa, przy Marszałkowskiej trwa instalacja, na razie najbliższy jest w CSW przy placu na Rozdrożu, 15–20 minut spacerem.

Dyrektor Biennale Paweł Wodziński odbiera dary – ktoś w aucie typu kombi przywiózł wypełniony po brzegi bagażnik środków czystości i dorzucił tacę ciastek. Zastępca dyrektora Bartosz Frąckowiak pisze maile. Obydwaj wyglądają, jakby nie spali od dwóch tygodni.

Jesienią i zimą współkuratorowali Biennale w Kijowie. 23 lutego rozmawiali na Zoomie z całą ekipą East Europe Biennale Alliance, przyjaciołom z Kijowa mówili, żeby się pakowali, że przyjadą po nich na granicę. Oni jednak nie chcieli wyjeżdżać.

W dniu wybuchu wojny Wodziński i Frąckowiak poszli demonstrować, nazajutrz zaczęli pracować. Uznali, że centralne położenie warszawskiego Biennale (przy Marszałkowskiej, między placami Konstytucji i Zbawiciela) sprzyja urządzeniu tu punktu recepcyjnego. Dali znać zaprzyjaźnionej Fundacji Ocalenie i już w piątek lub sobotę po południu dostali telefon, że rano przyjedzie autobus z 50 osobami.

Zatem posty na sociale: że potrzebne są materace, pościele, koce, środki czystości, woda, jedzenie. Natychmiast zgłosili się ludzie. W kilka godzin urządzili salę noclegową. Zakwaterowali pierwszą grupę i prędko okazało się, że potrzeb jest więcej. W nocy zjawiali się uchodźcy błąkający się po Warszawie, zagubieni. Na przykład 9-osobowa rodzina Afgańczyków albo Irakijczyk, dwóch Syryjczyków i Ukrainka, żona jednego z nich. Wtedy wyjmowali zapasowe materace i urządzali spanie na parterze, w przestrzeni świetlicowej.

„W pierwszych dniach przyjmowaliśmy głównie osoby nieukraińskiego pochodzenia, które w Ukrainie studiowały albo mieszkały” – mówią Wodziński i Frąckowiak. „Im jest trudniej znaleźć nocleg, strukturalny rasizm wciąż w Polsce istnieje”. Dodają, że ich działania to logiczna konsekwencja programu Biennale Warszawa. „Pięć lat temu zaczęliśmy działalność w Biennale od projektów związanych ze społeczno-politycznym wymiarem samorządności i samoorganizacji. Domykamy ten czas samoorganizacją w praktyce”. Podkreślają, że punkt recepcyjny dla osób uchodźczych powstał dzięki zaangażowaniu wszystkich pracowników i pracowniczek Biennale Warszawa, osób wydelegowanych z  Fundacji Ocalenie, a także wolontariuszek i wolontariuszy. „Wszystkie te osoby włożyły swoje serca oraz ogrom pracy w to, aby stworzyć to miejsce”.

Kres wytrzymałości

Dwa lata temu redakcja „Dwutygodnika” poprosiła, żebym sprawdziła, jak ludzie i miejsca kultury radzą sobie w zamknięciu. Rok temu – trwający wówczas od listopada lockdown zdawał się nie mieć końca – pytałam twórców i twórczynie, jak robić kulturę w samotności. Za każdym razem wszyscy sądziliśmy, że to już kres wytrzymałości.

Teraz miałam zorientować się, jak miejsca kultury i związani z tymi miejscami ludzie reagują na wojnę. Sama od siebie oczekiwałam solidniejszej mapy działań. Utknęłam, z grubsza, na granicy Wisły. Nie pojechałam, ani nawet nie zadzwoniłam nigdzie dalej na zachód. Może z lenistwa, ale raczej dlatego, że choć wiem, że kres wytrzymałości jest gdzieś bardzo daleko, to zwyczajnie boli mnie brzuch ze strachu. Zamiast pracować, wolę skrollować – brzmi atrakcyjnie, ale to oczywiście kłamstwo. Wolę pracować, muszę skrollować.

Chciałabym wierzyć, że następny tekst z cyklu nagłych zdarzeń będzie o tym, jak ludzie i miejsca kultury reagują na złotą jesień, kiedy jedynym problemem jest budżet. O czymkolwiek by był, obiecuję, że dowiem się, co w Szczecinie, Wrocławiu i na Śląsku.

Margines budżetowy 

Budżet, skoro o nim mowa, odpłynął na margines. Miesiąc temu był głównym zmartwieniem – rząd za pomocą Polskiego Ładu zabrał pieniądze samorządom, te ścięły, komu mogły, kulturze oczywiście też.

„Na razie działamy, jeszcze nie liczymy pieniędzy” – przyznaje Aleksandra Szymańska, dyrektorka gdańskiego Instytutu Kultury Miejskiej.
„Przeorganizowanie się kultury odbywa się w ramach środków zaplanowanych na dany rok” – dodaje Magdalena Doksa-Tverberg z KBF.
„Pracujemy nad pozyskaniem funduszy, głównie europejskich, na przykład z European Culture Fundation, która ma program grantowy dla osób uciekających ze wschodu” – mówią Bogna Stefańska i Kuba Depczyński z warszawskiego MSN.
Ewa Łączyńska-Widz z Tarnowa obmyśla, jak włączyć do programu osoby z Ukrainy. „Jak dotąd pieniędzy nie ma żadnych, nie ma żadnych decyzji”.

Zarządzanie chaosem

Ewa przerywa rozmowę, bo dzwoni miejskie centrum zarządzania kryzysowego. Okazuje się, że „Walizkę wspomnień” trzeba wynieść z dworca. Oddział BWA jest potrzebny osobom przybywającym do Polski.

Tarnów to nie Warszawa ani Kraków. Dla niewielu osób jest celem podróży. Ale co 40 minut przejeżdżają tędy pociągi z granicy, co jakiś czas pociągi specjalne, którymi podróżuje 300 albo 700 osób. Czasem wolontariusze podają uchodźczyniom kanapki i wodę, czasem jakaś grupa wysiada. Bywa, że ludzie, którzy już są w Tarnowie, przychodzą na dworzec, gdy mają problem –wiedzą, że tu najłatwiej o informacje. Pani, która mieszka w Tarnowie od paru dni, przychodzi poszukać butów dla syna, przyjechał w jednych, numer 24. Urzędnik, który akurat dyżuruje, dzwoni do sąsiadki, która ma dzieci w wieku tego chłopca. Ta za kwadrans przynosi buty. Wieczorem zjawia się mężczyzna, który miał odebrać żonę z dziećmi z granicy, ale nie zdążył na przesiadkę. Wolontariusze dla żony załatwili nocleg pod Krościenkiem, dla niego w Tarnowie.

„Codziennie są inne sytuacje, nowe potrzeby, nie wiesz, jaki pociąg specjalny, kto zostaje, kto nie, czy opóźni się godzinę czy pięć, czy może w ogóle nie przyjedzie – opowiada Ewa Łączyńska-Widz. – To zarządzanie chaosem”. Ona i jej zespół dyżurują na dworcu nie tyle jako ludzie od kultury, ile po prostu pracownicy miejskiej instytucji – wszyscy są jakoś włączeni w pomoc. Po dyżurach starają się panować nad programem. Od dawna planowali na przykład tarnowską edycję urodzin Tadeusza Kantora – 6 kwietnia w mieście zawisną cytaty z artysty. Uczniowie z liceum, które kończył, oprowadzą po jego śladach. „Zastanawialiśmy się, czy to robić, ale uznaliśmy, że tak. Tyle że z tłumaczeniem na ukraiński” – mówi Łączyńska-Widz. „Walizka wspomnień” powróci 5 kwietnia do głównej siedziby BWA w Pałacyku Strzeleckim.

Urząd miasta zorganizował dla wolontariuszy i pracowników spotkanie z psycholożką doświadczoną w pracy z żołnierzami. Powiedziała, że działanie na przyspieszonych obrotach, owszem, poskramia lęk, ale konieczne jest zadbanie o normalność: o to, by koncerty, wystawy, spektakle odbywały się jakby nigdy nic. Przewidywalność ma kojącą moc.

Wśród wolontariuszy na tarnowskim dworcu był Iwan, młody chłopak pracujący w Tarnowie od jakiegoś czasu. Szef dał mu wolne i służbowe auto, by mógł pomagać. Na dworcu zajmował się tłumaczeniami. W piątek, 4 marca, przyszedł oddać plakietkę. Powiedział, że wypisuje się z wolontariatu, bo wraca do Winnicy walczyć. „Mam nadzieję, że zobaczymy się znowu, kiedy to się skończy. Zostaję w zespole i po przyjeździe chcę być z wami wszystkimi” – napisał wieczorem na mesendżerowej grupie. Rano pojechał.

Proza/poezja

Tak jest wszędzie. W Krakowie pracownicy KBF sortują rzeczy w punktach zbiórek. W Gdyni artystki i założycielki stowarzyszenia Halo Kultura szukają mieszkań dla uchodźczyń. W Gdańsku dziewczyny z Instytutu Kultury Miejskiej dyżurują w centrum pomocy Dolna Brama 8. To miejsce, gdzie uchodźcy przychodzą po informacje, ubrania, wsparcie psychologiczne. Początkowo wystarczył front desk i poczekalnia, teraz już na podwórzu ustawiono namioty. Ana Matusevič zna rosyjski, uważnie wsłuchuje się w przekazywane z ust do ust historie. Ktoś ma pieniądze, żeby zapłacić za mieszkanie, ale z czwórką dzieci nikt nie chce mu wynająć. Ktoś przyjechał z dzieckiem wymagającym stałej opieki lekarskiej, w gdańskich przychodniach najbliższy termin u specjalisty za dwa miesiące. Siedemnastoletnia dziewczyna uciekła zupełnie sama, nie ma pojęcia, co robić.

A potem Ana wraca do biura IKM ogarniać codzienność. „W dziale projektowym wszystko jest teraz skierowane na pomoc. Każdego popołudnia robimy spotkanie, na którym podsumowujemy działania i zgłaszamy nowe pomysły” – mówi. Dyrektorka Aleksandra Szymańska jest w bezustannym kontakcie z instytucjami w Lublinie, Poznaniu, Warszawie i Wrocławiu – współpracują od czasów starań o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Dzielą się pomysłami. Jeśli w jednym mieście został opracowany słownik podstawowych zwrotów ukraińsko-polskich, to inne już go po prostu kopiują.

W tle trwają przygotowania do VII edycji festiwalu Europejski Poeta Wolności. W tym roku nominowane są dwie ukraińskie poetki: Kateryna Kałytko i Marianna Kijanowska. Ich wiersze, w tłumaczeniach Anety Kamińskiej i Adama Pomorskiego, już – z okazji przypadającego 21 marca dnia poezji – wiszą na wiatach przystankowych w Gdańsku. Wiersz Marianny Kijanowskiej zaczyna się tak:

* * *

zdaje się że tańczyłam w balecie lecz to dawne dzieje
ciało teraz jak obce iść trudno odetchnąć nie mogę
tamten stoi na zboczu ma broń widać stąd jak się śmieje
pomyślałam dziś rano by zabrać sweterek na drogę
zagraniczny ten z białą lamówką bo jesień nadchodzi
przedwojenny lubiłam go bardzo był ładny dziergany 

Widoczność

W sobotę 5 marca w warszawskim MSN spotkało się ponad 100 artystów i aktywistek zaangażowanych w Konsorcjum Praktyk Postartystycznych. To istniejąca od 2015 roku nieformalna sieć około 400 osób ze świata kultury, które chcą swoją twórczą wyobraźnię i kompetencję wykorzystywać na innych polach niż sztuka. „W związku z wojną zwołaliśmy kryzysowe zebranie, żeby porozmawiać o tym, co możemy zrobić” – mówią Bogna Stefańska i Kuba Depczyński z MSN.

Podzielili się na pięć grup, w których będą w najbliższych miesiącach koordynować działania dotyczące: informowania świata zachodniego, co naprawdę dzieje się w Ukrainie; organizowania warsztatów i wsparcia psychologicznego dla uchodźczyń i uchodźców; pomocy dla osób, które zostały w Ukrainie; akcji bezpośrednich w przestrzeni publicznej i pracy nad widocznością ukraińskich artystek i artystów. Na zebraniu ukraińscy artyści i artystki najwięcej mówili (jeśli mieli siłę mówić) o tym, że trzeba pomagać tym, którzy zostali w ogarniętym wojną kraju. Widoczności sztuki ukraińskiej domagali się przecież od lat.

Z Marią Beburią i Tarasem Gembikiem z kolektywu BLYZKIST spotykam się w fabryce kanapek przy Pańskiej. W weekend po wybuchu wojny wszyscy przyszli tutaj malować transparenty. Sebastian Cichocki, Yulia Krivich, Kuba Depczyński, Bogna Tęczynopol, Kaja Kusztra, Natalia Sielewicz, Weronika Wysocka, wolontariusze, dzieciaki. 10-letnia Vika Balyk i 12-letnia Maryia namalowały słonecznik – symbol Ukrainy, Kaja Kusztra dodała twarz z obrazów Marii Prymachenko i stąd wzięła się nazwa Solidarnego Domu Kultury. „Zawsze chcieliśmy, żeby istniało takie miejsce – mówi Maria Beburia. – Bezpieczne dla różnych osób, dające poczucie wspólnoty”.

Kolektyw BLYZKIST powstał w ramach MSN, żeby opracować program dostępności kultury dla imigrantów. „Jesteśmy równoprawnymi obywatelami miasta, do których też należą instytucje kultury, płacimy tu podatki, a instytucje dotąd nas nie zauważały – mówi Maria. – Przy kilku wystawach udało się zrobić napisy po ukraińsku, a przecież już przed wojną Ukraińcy byli największą grupą imigrancką w Warszawie”.

Teraz jak Polska długa i szeroka wszyscy tłumaczą teksty na ukraiński, sprawdzają, co można zmienić w programach rezydencji, żeby zaprosić ukraińskich twórców i twórczynie, zasadniczo – są przychylni. Maria przestrzega, by nie spalić się w sprincie, a rozłożyć siły na maraton. „Rezydencje trwają krótko, ważne jest zaplanowanie etatów dla pracowników kultury” – podpowiada. „Przetłumaczenie napisów czy zorganizowanie oprowadzania po ukraińsku to za mało. Dobrze byłoby, gdyby instytucje przestały być polskocentryczne, zbadały potrzeby imigrantów i wymyślały wystawy, które pozwolą im poczuć się tutaj równorzędnymi odbiorcami, z prawem głosu. Powinni dostać nie tylko to, co przyjemne, ale też to, co przydatne”.

U nas można bałaganić 

Teraz najpilniejsze, poza zaspokojeniem podstawowych potrzeb materialnych, wydaje się zaopiekowanie dziećmi. Żeby dać wytchnienie im samym, ale też po to, żeby matki miały czas na przykład na poszukanie pracy.

Artystka Pamela Bożek w lipcu ubiegłego roku organizowała w warszawskiej Zachęcie akcję Zachęta do Opieki – przez miesiąc oferowała innym artystkom zaopiekowanie się ich dziećmi, żeby one mogły odpocząć. Teraz robi coś w rodzaju Zachęty do Opieki 2. W przestrzeni sąsiadującej z galerią dawnej restauracji razem z zespołem Zachęty i zaproszonymi do współpracy organizacjami i instytucjami urządza miejsce dla uchodźczych dzieci SŁOŃ. W ciągu tygodnia udało się znaleźć dwujęzyczny zespół i powitać pierwszych podopiecznych. „Chcemy dawać bezpieczeństwo i stałość” – deklaruje.

Poza organizowaniem punktu w Zachęcie zajmuje się tworzeniem bazy artystek i artystów, którzy chcieliby na przykład prowadzić warsztaty, zbiera materiały dotyczące pracy z dziećmi, dowiaduje się o szkolenia. „Mam nadzieję, że powstanie z tego manual z dobrymi praktykami, z którego wszystkie będziemy czerpać inspiracje i energię do długofalowych działań” – zapowiada.

Miejsca dla dzieci i ich matek powstają w całej Polsce. Kiedy, w innej sprawie, odwiedzam Muzeum Sztuki w Łodzi, w przestrzeni działu edukacji na podłodze kitłaszą się dzieciaki umorusane farbami. „U nas można bałaganić” – mówi Leszek Karczewski, szef działu edukacji. „Większość uchodźczyń mieszka w warunkach, gdzie dla wspólnego dobra trzeba utrzymywać porządek. U nas dzieciaki mogą odparować, matki poznać się wzajemnie. Chcemy zaprosić do współpracy mieszkające w Łodzi Ukrainki, żeby pokazały im miasto”.

Podobne miejsca są już w gdańskim Instytucie Kultury Miejskiej, Muzeum Miasta Gdyni i gdyńskim Muzeum Emigracji. Centrum Kultury Wilanów w Warszawie organizuje zajęcia przygotowawcze dla przedszkolaków, a biblioteka w Lubaczowie pozwala bałaganić dzieciom z punktu recepcyjnego. W Pałacu Potockich na krakowskim rynku KBF organizuje czytanie bajek po ukraińsku.

Pierwsza tego rodzaju świetlica powstała prawdopodobnie w galerii Labirynt. Lubelska galeria z natury jest zaangażowana, więc już w pierwszy weekend udostępniła dzieciakom miejsce, gdzie dotąd działała świetlica dla osób LGBTQ+. Teraz dla dzieci znalazła się inna przestrzeń, a do świetlicy wróciły osoby LGBTQ+, również z Ukrainy.

W Labiryncie na razie wstrzymano planowanie nowych wystaw. Główną salę na trzy tygodnie zamieniono w sortownię rzeczy, teraz wracają tam oprowadzania po wystawie Archiwum Protestów Publicznych i Chrisa Niedenthala „Będzie dobrze, trzeba tylko wszystko zmienić”. Zespół dzieli czas między działania statutowe i pomocowe. „Korzystamy z przywileju, że jako instytucja kultury mamy przestrzeń i wiemy, jak to robić” – mówi Alicja Sienkiewicz, na co dzień specjalistka od promocji w Galerii Labirynt, oddelegowana do logistyki transportów paczek na granicę i do Ukrainy.

Иди на хуй! 

Macie swoje facebooki i swoich przyjaciół, więc wiecie lepiej niż ja: wszyscy wszędzie coś robią. Fotografki i fotografowie związani ze Sputnik Photos robią uchodźczyniom i uchodźcom zdjęcia do dokumentów. Michał Suchora z warszawskiego BWA zorganizował sprzedaż stu odbitek obrazu Karola Radziszewskiego „Lesia Ukrainka” (dochód dla Fundacji Ocalenie), a potem pojechał do Sokołowska organizować mieszkania dla uchodźców. Znalazł dom dla 94-letniej pani Raji z Kijowa. W pokojach gościnnych i pomieszczeniach biurowych Teatru Wielkiego Opery Narodowej znaleźli schronienie ukraińscy tancerze, trwają prace nad zorganizowaniem dla nich stałego zajęcia. Pisarze i pisarki wystawiają książki na spontanicznie zorganizowanej facebookowej aukcji, z której dochód przeznaczony będzie na kursy języka polskiego organizowane przez Fundację Ocalenie. Unia Literacka zapowiada pomoc prawną i socjalną dla ukraińskich literatek i literatów. Graficzki i graficy projektują plakaty. Zespół Dezerter nagrał piosenkę „Idi” (dochód ze streamingów na Fundację Ocalenie):

Komunikat będzie prosty
Bo sprawa jest prosta
Botoksowy dyktatorze
Ten świat nie jest twój
Ten świat nie jest twój
Иди на хуй! 

Puszczam ją na full i nagle pytanie: „Po co jest sztuka w kryzysie?”, traci sens.

Wojna na opowieść

Jednak je zadaję.

Kuba Depczyński: „Toczymy przecież wojnę na opowieść. Już musimy myśleć, jak sobie tę wojnę opowiemy i co z tego będzie wynikało. Putinowska Rosja ma konkretną narrację na temat tej wojny i na temat Ukrainy, więc jeśli artyści, artystki i instytucje kultury nie zaangażują się w kontrnarrację, to nie będzie czym walczyć. Wiedza, ale też wizualność, wrażliwość, obrazy i emocje to nasza broń”.

Karolina Gembara, fotografka związana ze Sputnik Photos i Archiwum Protestów Prasowych: „Po tygodniu robienia wszystkiego: informowania, odpowiadania na prośby niemożliwe do spełnienia, sieciowania, fotografowania poczułam fizyczną i psychiczną kraksę. Skoncentrowałam się na «Gazecie Strajkowej», którą chcemy w APP jak najprędzej wydać. Z jednej strony mam wyrzuty sumienia, że już nie jestem na dworcu ani granicy, z drugiej być może skupienie się na tym, co potrafi się robić, ma sens. Dokumentacja tego czasu na pewno będzie ważna”.

Paweł Wodziński z Biennale Warszawa: „Instytucje kultury mogą się przyczynić do stworzenia zniuansowanego, bardziej złożonego opisu tej sytuacji. Mam poczucie, że kwestie napięć geopolitycznych i wynikających z nich kryzysów nie są w Polsce dobrze uchwycone w debacie publicznej”.

Bartek Frąckowiak: „Nasze fantazje, że będziemy robić sztukę krytyczną i świat się zmieni, nie sprawdziły się. W sytuacji, gdy potrzebna jest sprawczość, działanie symboliczne dewaluuje się pierwsze. Choć jednocześnie pozwala przetrwać w sytuacji ściśniętej wyobraźni. Każdego dnia widzę osoby, które cierpią, płaczą, wkurwiają się. Wytworzenie przestrzeni innej wyobraźni daje rodzaj nadziei, może nawet wizji związanej z przyszłością”.

II edycja Biennale Warszawa ma zacząć się w czerwcu. Będzie poświęcona związkom technologii, autorytaryzmu i geopolityki.

Wuwuzele

À propos autorytaryzmu.

Sortując dary w punkcie Dolna Brama 8, gdyński aktywista Błażej Kroplewski natknął się na karton opatrzony logo Ministerstwa Sprawiedliwości, hasztagiem #ResortSprawiedliwościPomaga i hasłem „Solidarni z Ukrainą”. W środku były czerwone wuwuzele.