Linklater:  w kryształach czasu
„Boyhood”, reż. Richard Linklater

Linklater:
w kryształach czasu

Jakub Majmurek

W „Boyhood” Richarda Linklatera spotyka się nostalgia z nadzieją: ciężar minionych dni i czas, który ciągle otwiera przed człowiekiem coś nowego

Jeszcze 3 minuty czytania

„Boyhood”, kręcony na przestrzeni dwunastu lat, opowiadający o dojrzewaniu chłopca w Teksasie, śledzący, co działo się w jego życiu w wieku od 5 do 18 lat, jest zarazem wielkim triumfem Richarda Linklatera, jak i potwierdzeniem jego twórczej drogi. W najnowszym filmie skupiają się jak w soczewce wszystkie najważniejsze tematy, obsesje i estetyczne strategie Linklatera – jest on poniekąd modelem całej jego twórczości.

Elipsy i zbliżenia

Głównym tematem „Boyhood”, powracającym w filmografii reżysera, jest czas i jego przepływ. Zwłaszcza w odniesieniu do dzieciństwa i młodości, jako specjalnych, uprzywilejowanych form jego doświadczania. Amerykanina interesują przede wszystkim te obszary, te rzadkie chwile, w których wszystko jeszcze jest możliwością. Widzimy w nich, jak w sytuacji egzystencjalnej bohaterów coś zaczyna wreszcie się krystalizować, ale ich postępowanie (bardziej na zasadzie przypadku niż „świadomego wyboru” czy „aktywnego działania”) może jeszcze nadać zupełnie inny kierunek tej krystalizacji.

Empatię i zainteresowanie, jakie Linklater gotów jest poświęcić swoim młodym bohaterom, często porównuje się do kina François Truffauta. Kino Amerykanina jest w podobny, nienachalny sposób pedagogiczne. Linklater lubi obserwować edukację bohaterów, zestawiać ich z mentorami: zdolnymi traktować młodego człowieka po partnersku nauczycielami czy postaciami rodziców. Na swojej drodze spotyka ich chłopiec z „Boyhood”, ale także dzieci ze „Szkoły rocka”.

„Slacker”, reż. Richard Linklater

Podążając za tą tematyką, Linklater wypracowuje od swojego debiutu, „Slacker”, charakterystyczny dla siebie styl. Choć zadłużony silnie u mistrzów Nowej Fali, Truffauta i Rohmera, ale także starszego od nich o pokolenie Bressona – konsekwentny i rozpoznawalny.

Amerykański filmoznawca Brian White celnie porównał debiut Teksańczyka właśnie do „Pieniądza” Bressona. Film Francuza nie ma bohatera, kamera śledzi wędrówkę sfałszowanego banknotu, jego kolejnych właścicieli, przygląda się wpływowi, jaki wywiera on na ich życie. „Slacker” także odrzuca narrację skoncentrowaną wokół bohatera i jego drogi. Zamiast tego Linklater obserwuje ruch idei między postaciami. Film składa się głównie z rozmów, które łączą się ze sobą praktycznie wyłącznie poprzez pokrewieństwo tego, czego dotyczą konwersacje, a nie znaczenia, jakie mają one w rozwoju bohaterów. Na podobnej zasadzie skonstruowany jest film „Życie świadome”, gdzie jedna z postaci przemierza różne światy, zatrzymując się w nich tak długo, jak długo znajduje w nich partnerów do rozmów na temat natury świadomości, tożsamości, a także oczywiście jawy i snu.

Tego typu narracja wyhamowuje pęd akcji na rzecz kontemplacji momentu. Tę technikę skupienia na chwili, rozciągającej się często na cały film (ostatni dzień roku szkolnego 1977 w „Szkolnej balandze”, dzień w Wiedniu w „Przed wschodem słońca”) można by porównać do „temporalnego zbliżenia”, w którym kamera pokazuje nie wycięty fragment przestrzeni, ale czasu. Często takiemu zbliżeniu w filmach Linklatera ulegają momenty pozornie błahe, być może w ogóle nieistotne dla bohaterów. Wagę nadać im może, choć nie musi, dopiero przyszłość. Weźmy jako przykład dzień, który Celine i Jesse wspólnie spędzają w Wiedniu – dla obojga mógł być on przecież nieprzynoszącym żadnych konsekwencji epizodem. Tak samo jak ich spotkanie w Paryżu prawie dekadę później w „Przed zachodem słońca”. A jednak, jak dowiadujemy się z ostatniej części trylogii, „Przed północą”, spotkania te doprowadziły do ich związku, do relacji, która być może właśnie rozpada się na naszych oczach w obrazie zamykającym trylogię.

„Temporalnym zbliżeniom” towarzyszy w konieczny sposób inny ulubiony środek formalny reżysera – elipsa. Oglądając skupione w soczewce chwile, nie mamy dostępu do tego wszystkiego, co wydarzyło się pomiędzy nimi. Ale ten wycięty z filmowej narracji czas trwa w każdej badanej przez Linklatera chwili, odkłada się w niej w postaci swoich efektów. Szczególnie dobrze widać to w „Boyhood”. Każda scena filmu, oddzielona przez określony okres czasu, jest nie tylko spojrzeniem na pewną dziejącą się przed naszymi oczami „teraźniejszość”, ale także rodzajem „czasowego przekroju geologicznego”, pokazującego jak w każdym „teraz” pulsuje przeszłość, niedostępna nam inaczej niż w swoich śladach.

„Przed wschodem słońca”, reż. Richard Linklater

Etyka eksperymentu

W swoich najbardziej autorskich filmach Linklater zawsze stara się eksperymentować. Nie tylko na zasadzie poszukiwań nowych ścieżek formalnych, ale także na pewnym etycznym poziomie, gdzie kino traktowane jest jako eksperyment zadający pytanie, rzucający wyzwanie światu.

Eksperyment w tym pierwszym sensie można dostrzec w takich projektach Linklatera jak „Taśma”. Cały trwający 96 minut film rozgrywa się w pokoju motelowym w Lansing w stanie Michigan, gdzie dwóch mężczyzn i kobieta mierzą się z mrocznym wydarzeniem z ich wspólnej przeszłości. Do zwyczajowej techniki z „przekrojem czasu” i „temporalną soczewką”, dochodzi tu jeszcze eksperyment z czasem rzeczywistym – akcja filmu trwa dokładnie tyle, ile czas jego projekcji. Z kolei w „Świadomym życiu” i adaptacji powieści Philipa K. Dicka „Przez ciemne zwierciadło” Linklater wypróbowuje możliwości animacji rotoskopowej – zmieniającej za pomocą technik manualnych i komputerowych nagrany na taniej kamerze cyfrowej zapis gry rzeczywistych aktorów w film animowany. Nierzeczywista jakość, jaką tworzy oglądanie animowanych Ethana Hawke’a czy Winony Ryder, koresponduje z onirycznym klimatem filmów, nastrojem ciągłej niepewności bohaterów co do tego, w jakiej rzeczywistości właściwie się znajdują – we śnie, na jawie, w narkotycznym delirium.

Drugie znaczenie eksperymentu – jako pewnego wyzwania rzucanego rzeczywistości – ujawnia się w kinie Linklatera już na poziomie jego modelu produkcji. Konsekwentnie niezależnego, kręconego w większości poza wielkimi studiami, w Austin – kulturowym i akademickim centrum Teksasu, daleko nie tylko od Hollywood, ale i od Nowego Jorku. „Slackers”, debiut Linklatera, zrealizowany za jedyne 23 tysiące dolarów, wyznaczał złoty początek amerykańskiego kina niezależnego – obok takich obrazów jak „Seks, kłamstwa i kasety wideo” Stevena Soderbergha, „El Mariachi” Roberta Rodrigueza czy „Wściekłe psy” Quentina Tarantino. Z wszystkich tych filmowców Linklater pozostał chyba najdalej od Hollywood – choć i on ma na koncie kilka nakręconych dla większych studiów, bardziej komercyjnych produkcji (gangsterska komedia „The Newton Boys”, film z Zackiem Efronem „Ja i Orson Welles”).

Charakteru eksperymentu nadaje jego filmom także to, że często są one w dużej mierze improwizowane, powstają na planie, w interakcji reżysera i aktorów. Linklater ma grupę zaufanych aktorów, do których wraca w wielu swoich filmach: Jacka Blacka, Julie Delpy, Patricię Arquette, a przede wszystkim Ethana Hawke’a. Często aktorzy widnieją w napisach jako współtwórcy scenariusza – jak Delpy i Hawke, którzy współpracowali z nim w „Przed północą”.

„Waking Life”, reż. Richard Linklater

„Boyhood” oraz filmy z trylogii „Przed…” są efektem poszukiwań jeszcze w innym obszarze. Oba projekty przedstawiają postacie grane przez tych samych aktorów na przestrzeni kilkunastu lat. Oba wiążą odtwórców z dziełem. Zwłaszcza w przypadku „Boyhood” i jego głównych wykonawców, Ellara Coltrane’a i córki reżysera Lorelei Linklater, których dorastanie, dojrzewanie, zmiany, jakim na przestrzeni lat ulegają ich ciała, film czyni sprawą publiczną, widzialną. Całość powstawała w dużej mierze drogą improwizacji; gdy w 1998 roku Linklater zaczynał pracę nad filmem, nie mógł się spodziewać wojny z terrorem, prezydentury Busha, sukcesu Obamy – wszystko to znalazło się w filmie. Dotykające Amerykę i Teksas wydarzenia w naturalny, niewymuszony sposób pojawiają się także w życiu bohaterów, choćby jako temat ich rozmów.

Nostalgia i nadzieja

Jakie są stawki tego eksperymentu z filmem i czasem? Wydają się one rozpięte między dwoma sposobami odczuwania czasu: nadzieją i nostalgią. Łatwo czytać filmy Linklatera jako nostalgiczne obrazy  przemijania, chwil, które już za chwilę się skończą. Widać to szczególnie w „Szkolnej balandze”, gdzie nie tylko obserwujemy ostatni dzień roku szkolnego, koniec pewnego etapu w życiu grupy młodych ludzi, ich różne inicjacje w dorosłość, ale także być może zmierzch posthipisowskiej kontrkultury w Ameryce. Nostalgią za teraźniejszością, która zaraz zmieni się we wspomnienie, przeniknięte jest również „Przed wschodem słońca”.

Ale z drugiej strony Liknlatera interesuje czas jako przestrzeń nadziei, możliwości, wolności. Stąd zainteresowanie dziećmi i młodymi ludźmi, dla których „możliwość jeszcze każda prawo do istnienia ma”. Reżysera fascynuje też w nich liczba wolnego czasu, jakim dysponują. Czasu niewłączonego w kierat pracy, który można spokojnie poświęcić na uczenie się, rozmyślania, na troskę o samego siebieą. Także „Slacker”, w powierzchownym, socjologizującym kluczu czytane jako portret ekonomicznie upośledzonej i odmawiającej wejścia w dorosłość młodzieży z „generacji Y”, jest tak naprawdę wielką pochwałą takiego wolnego czasu. Wolnego, bo toczącego się nieśpiesznie. Że jego nadmiar może prowadzić na manowce pokazuje Linklater w „SubUrbii” (1996), ale tym niemniej to właśnie on wydaje się w jego filmografii pewną szczególną wartością.

Jego przeciwieństwem jest czas mechanicznej, ogłupiającej pracy, zbyt słabo opłacanej, by kupić sobie za nią choć trochę czasu rzeczywiście wolnego. Linklater przedstawia go w swoich najbardziej politycznych pracach: nakręconej dla telewizji czarnej komedii o pracownikach pracujących za płacę minimalną, „5,15$ za godzinę”, czy w „Fast Food Nation” – filmie o ekologicznych i społecznych kosztach funkcjonowania przemysłu mięsnego na amerykańsko-meksykańskim pograniczu.

„Szkolna balanga”, reż. Richard Linklater

W konserwatywnym Teksasie Austin jest liberalną wyspą i sam Linklater jest dobrym, amerykańskim lewicowym liberałem. Jego polityczną wrażliwość widać też w „Boyhood”, gdzie ojciec głównego bohatera (Ethan Hawke) w 2004 roku poucza swoje dzieci, że w tych wyborach głosować trzeba „na każdego, byle nie Busha”, a w 2008 angażuje się w skazaną w Teksasie na klęskę kampanię Obamy. Ale także politycznie Linklater jest najciekawszy tam, gdzie dotyka problemu czasu jako przestrzeni wolności, możliwości i obietnicy, gdy uczy, jak przekraczać nostalgię i otwierać się na to, co „jeszcze nie teraz”.




Nostalgia i nadzieja spotykają się w finale „Boyhood”. Dla chłopca, który za chwilę wyjedzie na studia, i jego rodziców coś zdecydowanie się kończy. Poczucie, że czas minął tak szybko, tylko wzmaga ciężar chwili. Ale jednocześnie jest w niej lekkość, otwiera się przecież ciągle coś nowego.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.