„Ricky”,reż. François Ozon

Michał Walkiewicz

„Ricky” François Ozona to żart bez adresata. Zbyt hermetyczny dla niedoświadczonego widza, nie dość wyrafinowany dla entuzjastów intertekstualnych gier

Jeszcze 2 minuty czytania

François Ozon nie starzeje się jak wino. Jego artystyczne (intelektualne?) lenistwo coraz bardziej irytuje, stylistyczne popisy zaczynają nudzić. Punktem kulminacyjnym formalnych poszukiwań byli „Zbrodniczy kochankowie” (1999), w których Francuz opowiadał historię na dwóch płaszczyznach czasowo-przestrzennych, stylizował ją na gatunki teatralno-filmowe i konstruował na wzór szkatułki (sen we śnie, autotematyczna fikcja w obrębie realistycznej konwencji). Od tego czasu minęła dekada, u podstaw formalnej woltyżerki nie leży już młodzieńcza witalność, ale raczej bolączki wieku średniego.

Początek „Ricky’ego” jest mocny: umęczona kobieta spowiada się policjantce ze swojej niedoli. Światło ciemne, zgniłozielone i skupione, agresywna faktura obrazu. Rozpoczyna się długa retrospekcja. Stalowe niebo, odrapane bloki, bida jak okiem sięgnąć, nędza na wagę. W samym środku tego bałaganu, z matowymi oczyma, odrostami w kolorze hebanu i głową pełną marzeń o księciu, który powiezie na rumaku ku lepszej przyszłości, żyje Katie (świetna Alexandra Lamy). Książę zjawia się wkrótce w fabryce chemikaliów, w której pracuje bohaterka. Paco, Hiszpan z pochodzenia, nie traci wdzięku proletariackiego lowelasa ani w ciężkiej skórze, ani w ochronnym kombinezonie. Owocem uczucia jest tytułowy Ricky – chłopiec ze skrzydełkami (umówmy się, że jest coś komicznego w tych wszystkich „anomaliach fizycznych”, którymi krytycy starają się zawoalować scenariuszową woltę filmu Ozona).

„Ricky”, reż. François Ozon.
Francja 2009, w kinach od 27 listopada 2009
Zanim Ricky’emu przy akompaniamencie rozdzierającego płaczu wyrosną opierzone kikuty, jego plecy pokryją siniaki wielkości spodków. W tej partii filmu, rozpiętej pomiędzy przyciężkawym realizmem społecznym a kinem „prawdziwych historii”, pełnym niechcianych dzieci i niedojrzałych rodziców, owe sine plamy są motywem dramaturgicznie najistotniejszym. Ich pojawienie się zwiastuje transformację zahukanej Katie w bezwzględną kontestatorkę patriarchatu (Siniaki na ciele dziecka? Nie ma co wyjaśniać. Szast-prast i facet na bruku!). Pozwalają też przypuszczać, że historia rychło zamieni się w brutalną wiwisekcję „podstawowej komórki społecznej” (starsza siostra chłopca prezentuje ten rodzaj nadświadomości, który znamy z opowieści grozy o antychrystach gnieżdżących się w dziecięcych ciałach). Gdy jednak Ricky wykształca wreszcie anielskie członki, od razu zabiera film na niebiańską chmurkę kina familijnego.

Inkrustowanie realistycznych narracji elementami nadprzyrodzonymi służy redefinicji stosunku bohaterów do metafizyki, każe im określić się wobec jakiegoś nadrzędnego kodeksu, nie pozwala lekceważyć religijnego aspektu egzystencji. Katie oraz jej córka w mgnieniu oka przechodzą do porządku dziennego nad niezwykłą sytuacją. Proces wypreparowywania bohaterek i bohaterów z narracji „serio” zostaje przypieczętowany. Wszyscy zostają figurami symbolicznymi, ale z jakiego porządku? Satyrycznego? Raczej wątpliwe, zbyt wiele tu sympatii i empatii. Może więc parodystycznego?

Mówi Ozon

Punktem wyjścia dla filmu „Ricky” było krótkie opowiadanie angielskiej pisarki, Rose Tremain… W Anglii opowiadanie znane jest pod tytułem „Ćma”, przywołując na myśl nocne motyle, ślepo podążające w stronę światła. Z kolei francuska wersja nosi tytuł „Léger comme l'air” (w wolnym tłumaczeniu, „Lekki jak powietrze”). Opowiadanie od razu mi się spodobało, jednak nie byłem pewien, czy będę w stanie je zaadaptować. Jest ono bardzo krótkie, a jego styl przypominał mi „Rosette” braci Dardenne. Bohaterami są biedni, nieuprzywilejowani biali ludzie, żyjący w przyczepie kampingowej, w samym sercu Stanów Zjednoczonych. To właśnie z powodu usytuowania akcji nie byłem do końca przekonany, w jaki sposób mam podejść do przedstawionej historii, jak sprawić, by stała się moją własną. I chociaż podobał mi się sposób, w jaki niezwykłe wydarzenia wpływały na ponurą egzystencję bohaterów, to jednak elementy fantastyczne mnie przerażały. To wszystko sprawiło, że z początku wątpiłem w możliwość przełożenia historii na język filmu. Jednak w końcu zdałem sobie sprawę, że tym, co najbardziej zachwyciło mnie w nowelce, nie były wcale elementy fantastyczne, ale sposób w jaki opowiada o rodzinie, o naszym w niej miejscu, a także o tym jak nowy członek – partner czy też dziecko – może zatrzasnąć jej stabilnymi podstawami.

Ozon to rzadki przypadek reżysera, który odebrał zarówno filmowe, jak i filmoznawcze wykształcenie. Przełożyło się to na jego pracę. W „Kroplach wody na rozpalonych kamieniach” adaptował Fassbindera, w „Sitcomie” przerabiał Passoliniego, w „Basenie” hołdował Hitchcockowi. Jeśli wierzyć jego słowom, „Ricky” wyrósł z ascetycznego kina braci Dardenne. Sęk w tym, że opowieść o Katie i Paco wydaje się niegroźnym żartem, zgrywą z filmów w rodzaju „Dziecka” czy „Rosetty”, gdzie pokiereszowani przez życie bohaterowie z socjalnych nizin nie potrzebują boga z maszyny, bo dochodzą do szczęścia, czerpiąc siłę z własnych słabości. W obnażaniu naiwności podobnego spojrzenia Ozon preferuje strategię półśrodków: parodystyczny ton nie jest zasygnalizowany wystarczająco wyraźnie (co było już zmorą jego poprzedniego filmu, „Angel”), wątek odchowywania dziecka niemieszczącego się w normie, łatwy do rozczytania w kluczu autobiograficznym (reżyser jest gejem), również nie został należycie wyeksponowany. W efekcie, początkowa scena przesłuchania, nie bez przyczyny wyrwana z chronologicznego porządku, traci na sile i znaczeniu – jest introdukcją odklejoną od całości, niczemu nie służy, niczego nie komentuje.

Kiedyś, wprowadzając w obręb oswojonych układów fabularnych elementy obce, niepokojące, Ozon nie tracił celu z pola widzenia. Obnażał kruchość społecznych więzi (takich jak rodzina, małżeństwo), pielęgnowanych pozbawionymi znaczenia rytuałami. Dziś obnaża narcyzm i wewnętrzną pustkę kina, skupionego wyłącznie na „grze z przyzwyczajeniami widza”. To gra znaczonymi kartami.

Name=falseLight Shading Accent 4nbsp;Accent 5


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.