Szrama na krajobrazie

7 minut czytania

/ Literatura

Szrama na krajobrazie

Zofia Król

Choć ta sprawa ani razu wprost się nie pojawia, najnowsze eseje Wojciecha Nowickiego stanowią próbę uchwycenia czasów tuż przed katastrofą

Jeszcze 2 minuty czytania

Z umieszczonych na końcu „Cieśnin” podziękowań dowiadujemy się, że odkryta przez Philippe’a Auguste’a Tissié choroba, zwana poriomanią lub dromomanią, a polegająca na chorobliwym, kompulsywnym popędzie do włóczęgi, została na początku XX wieku wykreślona z rejestru chorób psychicznych. Być może choroby aktualne jedynie przez chwilę więcej mówią o szaleństwach ludzkości niż te, które stale utrzymują się w oficjalnych diagnozach lekarzy psychiatrów. Pokazują dobitnie względność szaleństwa i jego niejednoznaczną dystrybucję pomiędzy orzekających i tych z orzeczeniem. „Cieśniny” nie są jednak książką o dromomanii – przypatrując się z bliska zarówno badaczom, jak i ofiarom tej choroby, Wojciech Nowicki kieruje uwagę przede wszystkim na całkiem odrębny i nieoczywisty jej kazus, na samego siebie. „Cieśniny” dalekich wód i poplątanych ulic, którymi snuje się dziwaczny, na wpół śpiący podróżnik, nie płyną tu własnym, niezależnym rytmem – ich odległy szum co i raz zagłusza chlupot tętniącej pod skórą krwi. „Uspokój się, kurwo, rzekłem sercu, daj spokój, daj wreszcie trochę wytchnienia”.

Włóczęga kojarzy się zwykle raczej pozytywnie, jak w tytule wydanej niedawno po polsku książki Rebeki Solnit, „Zew włóczęgi” – pachnie przygodą, latem i szeroko rozpościerającym się przed oczami krajobrazem. Także główny nurt literatury podróżniczej zasadza się tradycyjnie raczej na afirmacji widzialności, wierze w obiektywność rzeczy, radości ich poznawania. Dotyczy to, choć przybiera rzecz jasna różne odcienie, zarówno euforycznych przechadzek Roberta Walsera, wędrówek Dorothy Wordsworth z bratem opisanych w jej dziennikach, poczytnych szlaków MacFarlane’a, jak i choćby ocierającej się chwilami o podróżniczo-literacki banał książki Michała Milczarka „Donikąd”, wydanej przez Czarne równolegle z „Cieśninami”. Wojciech Nowicki nadaje włóczędze zupełnie inny ton, mroczny i oniryczny, afirmacja ustępuje tu poczuciu klęski i osamotnienia – nie tylko dlatego, że mowa tu jednak o smutnych kondycjach psychicznych, nie dlatego nawet, że nasz na wpół śpiący podróżnik jest słabego zdrowia i wcale już niemłody. To przede wszystkim otaczający świat nie pozwala już na radosną wędrówkę.

Wojciech Nowicki, „Cieśniny”. Czarne, 344 strony, w księgarniach od października 2019Wojciech Nowicki, „Cieśniny”. Czarne, 344 strony, w księgarniach od października 2019Gdzieś w dalekiej Rosji otumaniony włóczykij natrafia pewnego razu na omijane przez wszystkich, leżące w kwietniku nieopodal stacji ciało zawiadowcy; Sofię przemierza z kolei wśród zalewających miasto gnijących resztek w dniach strajku miejskich śmieciarzy; przysypia w autobusach i pociągach, nieustannie myląc kierunki i wspomnienia, a na płaszcz ścieka mu strużka śliny. Tym chwilom, stłoczonym gęsto na ponad trzystu stronach zapisanych małym drukiem, towarzyszą wizje wprost już apokaliptyczne: zwierząt, które wychodzą z lasów ku zalanemu śmieciami miastu, i dzikich roślin zarastających kolejne miejskie nieużytki, aż do momentu, kiedy chwilowa obecność człowieka na Ziemi będzie już tylko wspomnieniem. Choć ta sprawa tu ani razu na szczęście wprost się nie pojawia, w każdym razie nie w słowach, jakich w tym kontekście zwykle ostatnio używamy, najnowsze eseje Wojciecha Nowickiego stanowią próbę uchwycenia czasów tuż przed katastrofą. Jeśli nie ekologiczną, to z pewnością przed katastrofą świadomości, która w odpowiedzi na ów nieradosny świat, skołowana, niczego niepewna, pogrążona w mroku, nie potrafi już odczuwać tej prostej i tak popularnej emocji – podróżniczej radości z poznawania świata.

Podobną konfrontacją z mrokiem naszego czasu była wydana kilka lat temu cienka, choć porażająca szklistym wzrokiem martwych kóz, książeczka Krzysztofa Środy „Las nie uprzedza”. Podobieństwo zasadza się tu nie na samej diagnozie mrocznych czasów – bo takich mamy w literaturze mnóstwo – ale raczej na szczególnej, bardzo skutecznej, jak się okazuje, metodzie: podkręcania, wzmacniania efektu mroku poprzez ujawnienie go precyzyjnie w tych okolicznościach, w jakich tradycja literacka umieszczała dotąd podróżną radosność i ekscytację. Środa, który w trzech poprzednich książkach zagapiał się na przedmioty, zasłuchiwał w rozmowy nieznajomych, ekscytował odległością, otwiera czwartą wspomnieniem bestialskiego zabijania pasikonika przez grupę małych chłopców. Wojciech Nowicki podstawia zaś rozpad, obłęd, ciemność pod radość dalekich podróży koleją, przyjemność spontanicznego szwendania się po nieznanych miastach, świetliste wspomnienia z wędrówki. Podróżujący myli kraje i miasta, nie notuje odległości, widoki i nasłuchy nakładają się na siebie – cała uprawiana przez wieki w rozmaitych wersjach podróżnicza buchalteria prowadzi tu już tylko do kompulsywnego plątania języków i myśli. Mroczny tętent słów i wspomnień obsesyjnie się zagęszcza.

W miejsce idealnego punktu w układzie współrzędnych świata, w który, jak opowiadała Olga Tokarczuk w „Biegunach”, wierzy wielu podróżników, autor „Cieśnin” wprowadza swoją obsesyjną koncepcję szram na krajobrazie: widzianych z okien pociągów kolejowych nieużytków, obszarów niczyich, chwastów pleniących się między torami a błotnistą ścieżką. Nie, to nie fascynacja nie-miejscami, tak niedawno w literaturze silna, a nawet nie równie nam dobrze znana miłość pisarek i pisarzy do tego, co podrzędne – przestrzeń współczesna straciła już po prostu w tej wersji cechy włóczęgowskiego placu zabaw, jej mroczne zaułki, jej wąskie cieśniny zamieniają radosną wędrówkę w ślepe szaleństwo.

Wojciech Nowicki daje czytelnikom rzadką okazję obserwowania zachodzących w literaturze przemian u samego początku, w momencie ich kiełkowania. Jeżeli czasem mówi się, że dzięki intuicyjnemu działaniu w języku literatura łapie współczesność, na długo zanim złapią ją publicyści, a nawet filozofowie, to dzieje się to właśnie teraz, właśnie tu, w tej ciemnej i szorstkiej książce projektu Witolda Siemaszkiewicza.