Najskuteczniejszą chyba strategią oswajania (czegoś, kogoś) jest przyjęcie, że oswojenie już się dokonało. Tego rodzaju eksperyment z myślenia i wyobraźni, którego podstawowym medium jest fikcja literacka, prowadzi zwykle do odkrycia, że to, co miało być oswojone, już od dawna jest najbardziej własne. Jednak bez literackiego eksperymentu nie sposób byłoby to dostrzec. Fikcja, z założenia odległa od rzeczywistości, okazuje się wtedy najlepszym narzędziem poznawania rzeczywistości.
Powyższa uwaga może być nieco na wyrost w odniesieniu do „Kochanka” Jacka Melchiora. Nie jest to powieść, która odkrywałaby przed czytelnikami nieznane wcześniej światy czy fundowała jakąś nową wrażliwość. Jej wartość tkwi w czym innym: z tego, co znane i nazbyt dobrze przedyskutowane, czyni rzecz najprostszą, najoczywistszą, najbliższą. Odrzucając pokusy moralizatorstwa czy wzbudzania kontrowersji, nie robiąc publicystycznego tematu z tego, o czym opowiada, przedstawia miłość dwóch mężczyzn jak jeszcze jedną kroplę w całej powodzi zdarzeń.
W tym sensie „Kochanek” nie jest powieścią o homoseksualizmie. Wydawniczy blurb sugeruje, że jest to raczej saga rodzinna, choć właściwszą kwalifikacją gatunkową byłaby powieść społeczna. Melchior pisze o życiu w ciągu dwóch dekad kilku czy nawet kilkunastu bohaterów i bohaterek – analizuje ich wzajemne relacje, rynkowe i zawodowe uwarunkowania, międzypokoleniowe napięcia, prywatne sekrety i wspólne doświadczenia. Relacje, przyjacielskie i seksualne, które łączą niektórych bohaterów, stanowią tylko element tej większej siatki współzależności i uwikłań.
Ale czy kiedy twierdzę, że „Kochanek” nie jest powieścią o homoseksualizmie, sam sobie od razu nie zaprzeczam? Czy wyciągając z całej tej mnogości powieściowych relacji właśnię tę, która dotyczy Alka i Damiana, nie dokonuję redukcji świadczącej o uprzedzeniach, nawet jeśli niechcianych? W tym chyba tkwi dziwny paradoks tej powieści. Trudno, żyjąc w tym kraju i w tym czasie, nie dostrzec, że głównymi bohaterami „Kochanka” są mężczyźni o orientacji homoseksualnej, jednak kiedy czyta się tę powieść, można o tym kompletnie zapomnieć.Jacek Melchior, „Kochanek”. Krytyka Polityczna, 480 stron, w księgarniach od czerwca 2016
Aby ta powieść o gejach przestała być powieścią o gejach, sama musiałaby okazać się skuteczna w przekształcaniu społecznej wyobraźni. Albo inaczej: warunkiem jej sukcesu jest unieważnienie jej warunków możliwości. W tym tkwi największa wartość „Kochanka”, ale i potencjalnie największa jego wada. Bo czy po unieważnieniu swojego tematu – co, choćby na poziomie indywidualnego doświadczenia lektury, byłoby już nie lada osiągnięciem – pozostanie w niej coś, co okazywałoby się interesujące niezależnie od niego?
Melchior pisze o życiu kilkunastu postaci, toczącym się od roku 1996 do najbardziej aktualnej współczesności roku 2016. Powieść uporządkowana jest chronologicznie – kolejne rozdziały to po prostu kolejne lata tego dwudziestolecia – choć narrator nie ukrywa, że doskonale wie, dokąd zmierza ta historia, i zdarza mu się wyprzedzać zdarzenia. Historyczna zmienność sygnalizowana jest, nieraz nachalnie, przez emblematy technologiczne (komórki, internet, smartfony), wśród których główną rolę odgrywają kolejne oddawane do użytku stacje warszawskiego metra. Drugą osią, wokół której układają się powieściowe zdarzenia, jest rodzina. Początkowo to rodzina Damiana, jego matki Małgorzaty i siostry Doroty. W toku powieści ta rodzina stopniowo się rozrasta, jednak nie w trybie małżeństw i prokreacji, lecz na zasadzie przyciągania i niesformalizowanych adopcji. I tak stopniowo dołączają do niej Alek, jego córka Bogusia, a wreszcie Maks, dorastający na uboczu większości tej historii.
Autorowi udają się również postaci drugoplanowe. Nie traktuje ich jak zbędnego balastu, ale w niemal każdym wypadku stwarza przekonujące zaplecze historii, które mogłyby zostać opowiedziane dalej (łatwo zrozumieć, dlaczego całość ma blisko 500 stron). Taka narracyjna skrupulatność służy nie tylko urozmaiceniu powieści, lecz przede wszystkim zniuansowaniu relacji między bohaterami. Poznanie ich uwikłań sprawia, że nie sposób zbyć ich łatwym osądem, w miejsce którego uruchamia się raczej współczucie. Tak dzieje się na przykład z Julitą, której nagłe zniknięcie z życia Alka dałoby się potraktować jako zwykłe oszustwo, gdyby nie opowieść o życiu gospodyni domowej zmęczonej swoim losem.
Jeśliby w całej tej galerii postaci szukać takiej, którą można by uznać za centralną, wcale nie byłby nią Damian ani jego tytułowy kochanek Alek, lecz matka tego pierwszego, Małgorzata. Ta zbliżająca się do emerytury nauczycielka polskiego w podstawówce, matka dwojga dorastających dzieci, które coraz mniej rozumie, nosi w sobie najwięcej sprzeczności i napięć, które napędzają powieść. Choć podejmuje niemały wysiłek, aby pojąć sytuację swojego syna, nie potrafi mu tego zakomunikować, a kiedy mimochodem staje się podporą innych rodziców homoseksualnych dzieci, wypiera się swojej pozycji. Jednak jej relacja z synem nie jest uprzywilejowana i schodzi na dalszy plan, kiedy jej córka wikła się w przemocową relację z mężem gangsterem, a później – kiedy w jej życiu pojawia się niby-wnuczka Bogusia. Melchior przekonująco konstruuje postać, która, choć wierzy w jednoznaczność świata („Mężczyzna to mężczyzna, kobieta to kobieta, drzewo to drzewo, a ptak ptak, nie kura”), zupełnie wbrew sobie uczy się akceptować coraz większą złożoność ludzkich spraw.
Zresztą postaci matek są w pisarstwie Melchiora najciekawsze. Wydana w ubiegłym roku „Regina zamyka drzwi” to utrzymane w duchu Bernharda (choć nienaśladujące go niewolniczo) studium emancypacji głównej bohaterki, o tyle ciekawe, o ile unikające idealizujących uproszczeń. Regina to bohaterka, która w determinujących ją sytuacjach wynajduje najmniejsze luki pozwalające jej nie tylko wyjrzeć na szerszy świat, ale i do niego dotrzeć. Porzuca dom rodzinny na wsi, trafia do kolejnych polskich miast, swoją bezczelnością polepsza pozycję społeczną, by wreszcie spełnić marzenie i wyjechać na Zachód. I choć wiąże się to z obniżeniem statusu – z urzędniczki staje się pomocą domową – to zarazem pozwala jej ostatecznie zatriumfować nad ograniczającymi ją uwarunkowaniami. Nie jest to jednak historia Kopciuszka, który odnajduje swojego księcia, a Regina nie jest sympatyczną bohaterką. Tym, co umożliwia jej ucieczkę od uwarunkowań, jest swoista bezwzględność, pogarda dla innych i monstrualny narcyzm, które ujawniają się w pierwszoosobowej narracji, odsłaniającej stopniowo swoje kolejne luki. Choć można by uznać, że ostateczny triumf bohaterki jest śmieszny czy żenujący, to trzeba mu jednak oddać sprawiedliwość. Melchiorowi udało się w tej powieści stworzyć postać kobiety, której siła – z braku kulturowych wzorców – nie daje się uznać za godną podziwu, ale która ostatecznie okazuje się skuteczna.
Podobnie jest z matką w „Kochanku”. Nie jest to najłatwiejsza osobowość, żadna z niej liberalna i tolerancyjna przyjaciółka swoich dzieci (jak choćby pojawiająca się w powieści Alina). A jednak pomimo swoich ograniczeń i silnie wdrukowanych uprzedzeń, a może właśnie dzięki nim, właśnie dlatego, że nic nie przychodzi jej łatwo, okazuje się najciekawszą postacią.
Podobną złożoność trudno jednak dostrzec w całokształcie stosunków społecznych, które przedstawia Melchior. Przeciwnie, powieścią rządzi raczej skłonność do łagodzenia potencjalnych konfliktów, wygładzania zmarszczek. Pierwsza żona Alka, która zostaje przez niego zgwałcona, by bohater, który właśnie uprawiał seks z mężczyzną, udowodnił sobie własną męskość, ostatecznie wszystko mu wybacza, rozstaje się z nim pokojowo i nawet oddaje mu córkę na wychowanie. Siotra Damiana, Dorota, wiąże się z brutalnym gangsterem, który nie tylko ją bije, ale i zmusza do zachodzenia w ciążę, i doprowadza do kolejnych poronień. Wynajduje ona jednak sposób na radzenie sobie z tą przemocą – po prostu sama zaczyna ją stosować – i w końcu ustanawia ze swoim mężem równorzędną relację partnerską. I nawet kiedy wskutek upadku koniunktury mafijnej małżeństwo się kończy, bohaterka nie ponosi większych konsekwencji, szybko staje na nogi i rozkręca własny biznes.
Optymistyczna wersja historii dotyczy też relacji Alka i Damiana, których przez 20 lat nie spotyka w zasadzie żadna nieprzyjemność związana z ich orientacją seksualną. Obaj pracują, mają życie towarzyskie, nie muszą – szczególnie Damian, w przeciwieństwie do Alka zdeklarowany gej – kryć się ze swoimi preferencjami, a dyskryminacyjna polityka przechodzi gdzieś obok nich. Nawet liczne partnerki, które Alek mniej lub bardziej regularnie zdradza z Damianem, akceptują swoją sytuację i nie stwarzają żadnych problemów.
Takie łagodzące uproszczenia przekładają się również na topografię powieści. Różnice między prowincją (której rolę odgrywa tu Białystok) a centrum (warszawskim) zostają rozwiązane tak, że w końcu Alek najzwyczajniej się przeprowadza. Opowieść skupiona jest więc nie tylko na emancypacji gejów i lesbijek, ale i na jej wielkomiejskim wymiarze. Tak jakby stała za tym sugestia, że wszystko będzie dobrze, o ile wszyscy zamieszkamy we współczesnej Warszawie.
Jedyna rzeczywista sytuacja konfliktu pojawia się wraz z interwencją polityki, kiedy powieść dochodzi do roku 2005, w którym Prawo i Sprawiedliwość zdobywa władzę, a homoseksualista staje się wrogiem publicznym. W ten sposób zostaje zaburzona apolityczna harmonia, w której żyją bohaterowie. W odniesieniu do tych samych wydarzeń narrator pierwszej powieści Melchiora, „XXL. Tragikomedii erotycznej” (2012), mówił: „Komuniści nie zdążyli mnie przymusić. Rewolucjoniści mieli wystarczająco dużo chętnych bez mojej skromnej osoby. Liberałowie nie zwracali na mnie uwagi, z wzajemnością. A pisiory spowodują, że gdy w połowie kadencji powinie im się noga, pierwszy raz w życiu pójdę zagłosować”. Przekonanie, że polityka działa najlepiej wtedy, kiedy jej nie widać, sprawia, że bohaterów „Kochanka” raczej nie interesują kwestie walki o prawa mniejszości, a swoją seksualność ograniczają do sfery prywatnej. I choć taka postawa jest w pełni zrozumiała i ma swoich licznych zwolenników, to „Kochanek” niechcący ukazuje jej konsekwencje: gdy polityka dokonuje wtargnięcia w prywatność, ta ostatnia pozostaje bezbronna.
Połączenie skłonności do unikania konfliktów z apolitycznością ujawnia też podstawowe zaplecze ideologiczne książki Melchiora. Jest to powieść do cna mieszczańska, choć sama definicja mieszczaństwa zostaje tutaj znacznie poszerzona. Nie chodzi w nim już o stabilizację finansową i zawodową (bo tej wszystkim bohaterom brakuje), ale o pewną nienaruszalność relacji międzyludzkich ufundowaną na ściśle chronionej sferze prywatnej. Taka identyfikacja nie jest jednak zarzutem: na tym polega wartość „Kochanka”, że ukazuje on zwyczajne, codzienne, a więc mieszczańskie pragnienia ludzi, którzy pod żadnym innym względem do mieszczaństwa nie pasują.
Sferą, w której najwyraźniej ujawniają się te mieszczańskie upodobania bohaterów, jest przestrzeń autonomicznej, apolitycznej sztuki. Jej pierwszym nośnikiem wśród bohaterów jest Damian, absolwent kulturoznawstwa, który przeczytał i obejrzał całą klasykę zachodniej kultury. Ta szczególna – dość nadzwyczajna, ale typowa dla bohaterów Melchiora – kondycja sprawia, że każde zdarzenie z powieściowej rzeczywistości kojarzy mu się z artystycznymi antecedencjami. Powieść jest obficie przeplatana cytatami z książek i filmów, podobnie zresztą jak definicjami ze słownika języka polskiego, co byłoby nużące, gdyby nie sprzęgnięcie intertekstualności z doświadczeniami bohaterów.
Ten ciąg nieustannych cytatów i aluzji przemieszcza się między planem akcji a planem kompozycji samej powieści, która wcale nie ukrywa, że jest zrobiona z gotowych schematów i obrazów. I tak w zasadniczo realistyczną konwencję elementy realizmu magicznego wprowadza postać Bogusi – córki Alka, dziecka o przeszywającym spojrzeniu i nadzwyczajnym talencie. Każdorazowo wywołując u spoglądających na nią dorosłych smak i zapach miętówek, błyskawicznie zdobywając kompetencje literackie, a wreszcie wchodząc w rolę medium komunikującego się ze zmarłymi, Bogusia sama staje się ucieleśnieniem estetycznej utopii, chodzącym dziełem sztuki. Najbardziej wpływowym wzorem w powieści jest jednak „Brokeback Mountain”, którego wejście do kin stanowi niemałe doświadczenie dla bohaterów. Film dostarcza jednak również podstawowego schematu relacji między Damianem i Alkiem – męsko-męskiego romansu, gry między zadeklarowanym homoseksualizmem a przygodnym przekraczaniem heteroseksualnej normy.
Sztuka stanowi także zasadniczy mechanizm emancypacyjny. To za pomocą muzyki Cassandry Wilson Alek przekształca się z nieco nieokrzesanego mężczyzny z prowincji we wrażliwego przyjaciela Damiana, to dzięki poetyckim skłonnościom Bogusi udaje się jej przyciągnąć uwagę dorosłych, to wreszcie seans „Brokeback Mountain” pozwala bohaterom zdać sobie sprawę z tego, że na ich pragnienia jest miejsce w sferze publicznej. W ten sposób „Kochanek” autotematycznie eksponuje swoje własne cele. Jeśli sztuka ma zdolność przekształcania ludzkiej wrażliwości, to sama powieść właśnie do tego zmierza.
Nie jest to jednak taki autotematyzm, jaki pojawiał się w debiutanckiej powieści Melchiora. „XXL. Tragikomedia erotyczna”, pod wieloma względami (bohater gej, chronologiczny porządek, dystansowanie się od polityki) zapowiadająca „Kochanka”, była jednak kompletnie nieudana. Jej bohater, zabunkrowany w swojej obskurnej warszawskiej kawalerce, był połączeniem maniaka literackiego i seksualnego, a całość stanowiła ciąg opisów nieudanych projektów literackich i zaliczanych mężczyzn (liczonych w setkach), przerywany dialogami z Hrabią Fallusem i Lejdi Dupą (sic!). I choć pojawiał się tam element ironicznego autodystansu – kiedy bohater w końcu zabiera się do pisania tej powieści, której jest narratorem, przyznaje się przed sobą, że nie jest tak dobra, jak miała być – to całość stanowiła monotonny, męczący popis autotematycznej grafomanii (doprawdy spektakularny koncept!). W „XXL” Melchior chyba usiłował naśladować „Lubiewo” Michała Witkowskiego, gromadząc całą możliwą do pomyślenia gejowską groteskę. Pojawiały się tam nawet takie same anegdoty jak u Witkowskiego (np. o kłopotliwości kupowania w aptece środka na wszy łonowe). Jednak po świetnej „Reginie”, która najwyraźniej pozwoliła Melchiorowi przezwyciężyć egotyczną perspektywę narratora, „Kochanek” okazuje się nieporównywalnie lepszy od debiutu.
Właśnie w „Lubiewie” Witkowski parodiował pomysły na mainstreamową powieść gejowską:
Napisz koniecznie książkę o nas, o nas, o gejach… Musi to być historia dwóch gejów z klasy średniej, z wyższym wykształceniem, doktorantów z zarządzania i finansów, w okularach, w sweterkach w serek... Takich z billboardów „niech nas zobaczą”. Leżą rano w jednym łóżeczku, oglądają jeden telewizorek, kino familijne, jedzą na śniadanie kanapkę z pomidorem z jednego talerzyka…
„Kochanek”, choć jakoś zbliża się do tego modelu, sytuując bohaterów w ramach mieszczańskiej sfery pragnień i wyobrażeń, nie rezygnuje jednocześnie ze społecznej złożoności, na którą w powyższym modelu nie ma miejsca. Powieść Melchiora nie unika uproszczeń i daleko jej do stylistycznego bogactwa „Lubiewa”. Skutecznie jednak podejmuje zadanie wypełniania luk w zbiorowej wyobraźni. Może to i literatura środka – prowokacyjna, lecz tylko trochę; przepełniona aluzjami, lecz zawsze zidentyfikowanymi; opowiadająca o trudnych relacjach, lecz nigdy konfliktowych; nie nazbyt łatwa, lecz niezbyt trudna – ale właśnie jako taka spełnia się najlepiej.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).