Zawsze w kontekście
fot. A. Słodownik

Zawsze w kontekście

Agnieszka Słodownik

Media, nostalgia i kasety wideo, czyli opis wizyty w holenderskim instytucie Sound and Vision. Powaga państwowych archiwów i lekkość rozrywkowego „Experience”

Jeszcze 2 minuty czytania

Holenderski instytut Sound and Vision (Nederlands Instituut voor Beeld en Geluid) to archiwum holenderskich nadawców publicznych. Przechowuje i udostępnia filmy i audycje dokumentalne. Znajduje się w Hilversum. Pół godziny drogi z Amsterdamu. Z pociągu wysiada na stacji armia pracowników Media Park, w którym mieści się instytut. Takie miasto nadawców: stacji telewizyjnych, studiów produkcyjnych, agencji prasowych. Woronicza do n-tej potęgi. Okoliczne budynki szybko wchłaniają sznury kierujących się do nich mrówek.

Sound and Vision, fot. A. SłodownikIdę do kolorowej kostki, której szklana fasada jest jak witraż obrazów telewizyjnych, rozmazujących się od ruchu. Po wejściu okazuje się, że część budynku widoczna na zewnątrz to tylko jego połowa. Druga znajduje się pod ziemią. Nie jest trudno to sobie wyobrazić, ponieważ w środku budynku znajduje się „studnia”. Nie przypomina jednak tradycyjnej kamienicy na Hożej.

Lokalizacja poza ścisłym obrębem metropolii nie przekłada się na mniejszą liczbę odwiedzających. Anegdota mówi, że pionier holenderskiego radia, Willem Vogt, chciał przenieść się z Hilversum do Amesterdamu, ale jego małżonka obawiała się utraty swojej gosposi i zaprotestowała.

„Studnia”, fot. A SłodownikJuż o 9:30 schodzą się pierwsi goście. Na poziomie -1 grupa studentów uczy się rysunku, próbując odwzorować ołówkiem wnętrze bryły. Głębokość całej „studni” wynosi 18 metrów, czyli 5 pięter.

Ściany pokryte są różnymi wyobrażeniami pikseli (współczesnych atomów?). Są płytki z zaokrąglonymi, à la web 2.0, rogami ze specyficznymi ikonami gwiazdek. Nawiązują do obrazkowej nomenklatury komputerowej. Są szyby z półtransparentnymi zdjęciami person holenderskiej telewizji. Kolory metaliczne, zimne, złamane nasyconym pomarańczem – narodowym kolorem Holandii. Nad każdą wnęką okienną w „studni” budynku, odpowiadającą jednemu sąsiadującemu archiwum, znajduje się symbol czasu: 3’12’’, 9’12’’, 2h. Pokazuje ile czasu zabiera wydobycie materiału z danego archiwum. Michel Hommel, szef działu klienta, sugeruje, że jest to raczej wizja artystyczna, nie rzetelne dane na podstawie badań użytkowników.

Frykasy, fot. A SłodownikJestem tu z wizytą studyjną. Pan Hommel prowadzi do jednego z podziemnych archiwów. Spodziewam się setek półek taśm, celuloidu, VHS. Tymczasem półki uginają się pod ciężarem starych gramofonów, radioodbiorników, nagrywarek na taśmę ośmiościeżkową. Philips, JVC, SABA, Braun. Opuszczam patefony i radio-meble. Kasety są w innym pomieszczeniu. Nie liczę regałów, ale na palcach jednej ręki by się nie zmieściły. Przede mną jakby rozwijał się żółty dywan: to okładki kaset wideo KODAK. Każdy regał ma zamontowane koło do przesuwania, w celu oszczędności miejsca. Korytarz kierownic.

Żółty dywan, fot. A Słodownik

Po archiwach można by długo krążyć. Czas zobaczyć, co znajduje się w części nie zwanej ani „muzeum”, ani „wystawa”. Podążam za gronem rozbawionego towarzystwa 50+ do „Experience”.  Zanim tam dotrę, mijam studia do montażu i cyfryzacji. Pulpity montażowe, szpule na stare taśmy. W jednym ze studiów grupa studentów szkoły filmowej nagrywa wywiad z kimś, kto już dawno studentem nie jest. Dalej jest jeszcze „kostka w kostce”. To wybudowane na potrzeby bieżącego programu telewizyjnego specjalne studio, udające pub, który ma wszystko co w prawdziwej knajpie potrzebne: stoliki, krzesła, plakaty, toalety, ladę, kieliszki. Z tą małą różnicą, że zamiast butelek z trunkami na półkach znajduje się „TOP 2000 PLATENKAST” – imponująca kolekcja płyt.

Czas na „Experience”. Pogrążone w ciemnościach piąte piętro budynku Sound & Vision rozświetlają liczne neony, monitory, ekrany, strumienie reflektorów. Jedno wielkie studio telewizyjne. Momentami radiowe.    

Na początek program Top Pop. Znany wszystkim Holendrom. Scena i widownia. Z boku ekran, na którym oglądamy, na rozgrzewkę, oryginalny występ wybranego artysty estradowego. Po odświeżeniu wrażeń z młodości można śpiewać samemu bądź samej. Współtowarzysze wycieczki mogą podzielić się rolami na: publiczność, oświetleniowca, producenta, który w czasie rzeczywistym miksuje obraz na jeszcze innym, podzielnym ekranie. Granie na plastykowej gitarze i nostalgii. W przypadku Polski w miejscu studia Top Pop znalazłaby się zapewne pokaźnej wielkości scena z napisem Międzynarodowy Festiwal Piosenki w Sopocie. Ewentualnie Międzynarodowy Festiwal Interwizji.

Kwiaty we włosach potargał wiatr, fot. A SłodownikMijam miniwystawę gramofonów na jaskrawozielonych i kwiatowych półkach. Temat: lata 70-te. Rarytasy muszą pochodzić z odwiedzanego wcześniej przeze mnie archiwum. Są naprawdę piękne. Szczególnie, że się ich tu nie spodziewałam.

Stare sprzęty uzmysławiają osadzenie na skali czasu. Kiedyś było pismo, druk, taśma. Ujarzmianie przekazu przybierało różne formy. Digitalizacja nie wzięła się z kosmosu.

Dalej znów napotykam na pomieszczenie o funkcji studia radiowego. Wersja podstawowa. Na ścianie fototapeta przedstawiająca dwie półki zapełnione od lewej do prawej płytami winylowymi. Trochę przeskalowanymi, ale nie szkodzi. Tu można odsłuchać wybrany wcześniej materiał, oraz nagrać swój głos. Wszystkie nagrania wykonywane podczas wizyty w „Experience” przychodzą potem na skrzynkę mejlową odwiedzającego.

Zielony blue box, fot. A SłodownikBlue box jest zielony. Siadam przy biurku z ekranem i mikrofonem, przed kolejnymi dwoma ekranami usytuowanymi na poziomie oczu. Na jednym, tym z lewej, widzę czołówkę holenderskich wiadomości. Jak się domyślam. Za chwilę sama pojawiam się na ekranie. Zielona plama za plecami zamieniła się w pomarańczowe esy-floresy. W prawym górnym rogu wyświetla się okienko z materiałem w czerni i bieli. Jednocześnie na drugim ekranie, tym z prawej (z osłoną chroniącą kontrast) zaczynają przesuwać się napisy po holendersku. „Niet eerder maakte de mobiele eenheid zo’n smerige ontruiming...”. Czytam bez zrozumienia. Żółte trójkąty wskazują który akapit powinnam w tym momencie czytać i nadają tempo mojej „wypowiedzi”. Tak staję się na 5 minut prezenterką holenderskich wiadomości. Poprowadzenie Dziennika telewizyjnego TVP1 z 1989 roku byłoby zapewne bardziej emocjonujące (że nie wspomnę o prognozie pogody), ale ta wprawka skutecznie działa na wyobraźnię.

Trudno zorientować się, na którym półpiętrze się teraz znajduję. Łatwiej jest mi odnieść kolejną przestrzeń do strony internetowej S&V.  Flash obrazuje dekady od 1930 r. do „Heden”, czyli dziś. Każda w swoim stylu: modelka w odpowiednim entourage, w tle sprzęty odtwarzające z epoki. Po kliknięciu – materiał filmowy, audialny lub fotograficzny z danego czasu. W latach 30-tych mamy film niemy, w „Heden” – komputer i klik przenoszący na kanał YouTube instytutu. W „Experience” fizycznie „wchodzimy” w dekadę: każda ma swoją gablotę i wygodne stanowisko do oglądania i słuchania – sofa. Jesteśmy w archiwum przyjaznym dla użytkownika.

„Experience” gra nie tylko na nostalgii. Przez chwilę każda niezrealizowana gwiazda telewizyjna może stanąć w blasku reflektorów. Wchodzę do garderoby. Duże lustro otoczone jasnymi żarówkami. Wokół tapeta udająca ścianę obklejoną polaroidami – zdjęcia próbnego makijażu i fryzur. Można się poprawić i za chwilę zaczyna się odliczanie. 10, 9...3, 2, 1. Drzwi rozsuwają się na boki, wychodzę, jedna kamera podjeżdża, druga wiruje wokół, rozlegają się brawa, projektory świecą w oczy różowymi gwiazdkami. Tę chwilę można przedłużyć publikując on-line przesłane potem mejlem nagranie.

Kawiarnia, fot. A. SłodownikDalej „wyjście przez sklep z pamiątkami”. Podkładki pod myszkę, torby, kubki, ołówki we wzór sygnału kontrolnego (ściana w kawiarni też korzysta z tego archetypicznego wzoru). Inne przedmioty ubrane są w grafikę przypominającą fasadę budynku S&V – rozmazane od ruchu kadry telewizyjne. No i kilka bardziej radiowych gadżetów, na przykład klasyczny zegar z płyty winylowej.

Otwarta dla publiki część Sound and Vision operuje kliszami świata radia i telewizji. To lekki ekstrakt do łatwego przyswojenia. To zabawa. Równoważąca powagę mieszczących się niżej archiwów. Daleko tu od konferencyjnej analityczności. Telewizyjny i radiowy disneyland.
W ramach wizyty studyjnej odbywam szereg spotkań z przedstawicielami różnych działów instytutu: badawczym, edukacyjnym, digitalizacji, dostępu. Różnorodna problematyka sprowadza się do kilku wspólnych wniosków, ale jeden zdaje się być parasolem dla reszty. „No content without context”, czyli nie ma treści bez kontekstu.

Ten artykuł jest dostępny w wersji angielskiej na Biweekly.pl.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.