W dzieciństwie mama czytała mi baśnie braci Grimm. A właściwie nagrywała te bajki na kasetę, szła na bal i zostawiała mi swój głos. I bardzo dziwne historie. Ledwo pojmowałem, co tam się wydarza, ale słuchałem w napięciu. I właśnie ta dziwna przestrzeń niedorozumienia zrobiła mi dzieciństwo. Dziwny tajemniczy świat, którego mechanizmów nie pojmowałem – to on mnie fascynował. Niezrozumiałe przestrzenie, niepojęte motywacje bohaterów. I głos matki odłączony od jej ciała. To wspomnienie runęło na mnie jak olśnienie w trakcie „Kopciuszka” wystawionego przez Annę Smolar w Starym Teatrze w Krakowie.
Smolar, w dużym stopniu dzięki świetnemu tekstowi Joëla Pommerata, także tworzy dziwne, niepokojące światy. Nie stroni od dziwactw, choćby w scenie, w której ptaki rozbijają się z głuchym pacnięciem o szklane ściany domu macochy lub gdy każe teatralnym dymiarkom wydychać papierosa, którym zaciąga się ojciec Kopciuszka. Czy dzieci rozumieją te pomysły? Z pewnością są zafascynowane. Chłoną czarodziejskie sztuczki Dobrej Wróżki-Bartosza Bieleni, które nas, dorosłych cieszą przede wszystkim dlatego, że są błyskotliwą parodią cyrku. Takich podwójnie kodowanych, zabawnych scen jest tu bez liku. Daleko od obrazu biernej disneyowskiej ofiary jest świetny Kopciuszek Jaśminy Polak – neurotyczny, wykonuje polecenia złych sióstr na złość całemu światu. To wcale nie jest sympatyczna, biedna dziewczynka. Ma swój tupet, zacietrzewiona leży milcząc w swojej meblościance. Jej matka zmarła na raka. Umierając, poprosiła, żeby córka nigdy nie przestała o niej myśleć. A może tak się tylko Kopciuszkowi wydawało?
Joël Pommerat „Kopciuszek”, reż. Anna Smolar. Stary Teatr w Krakowie, premiera 24 marca 2017Melancholia, depresja – to ważny element spektaklu. W tęsknocie Kopciuszka za matką dużo jest bowiem z poczucia winy. Dlatego dziewczyna każe się, robiąc wszystko, czego chce od niej macocha. Psychologia nie jest jednak wcale najlepszym kluczem do przedstawienia Smolar. Wolę swoich braci Grimm. Pommerat tworzy bowiem współczesne baśnie – żadne bajeczki. Dużo w nich brutalności, aluzji, niebezpieczeństw i szaleństwa, także tego niezbyt przygodowego. Smolar doskonale to wychwytuje, wzmacnia. Jak u Grimmów, baśń nabiera u niej nagle cech ostrego realizmu, a realne emocje zanurzają się w mrocznej fantasmagorii. Groteskowo robiące wszystko w jeden rytm siostry (Małgorzata Gorol i Marta Ścisłowicz), wycofany, socjopatyczny książę (znów Bartosz Bielenia), trup-manekin zmarłej matki Kopciuszka – wszystko to tworzy świat graniczny. Kto wie, co tu czai się za rogiem? Cudowność napędzana psychologią, uczucia zmienione w neurotyczne strachy. I ta wielka szansa, którą daje dzieciom Smolar – by nie wszystko rozumiały.
Czymś niezrozumiałym jest strata. Irracjonalna jest praca żałoby. Wreszcie nie wiadomo skąd przychodzi ulga. Reżyserka nie prowadzi dzieci za rękę, wrzuca je w niezbadane mechanizmy świata, a to właśnie ich wyrazem jest baśń mieszająca logikę, prawa fizyki. Otwarcie na to, co nieprzewidziane, pogodzenie się z niejasnością losu i ulga, jaką daje śmiech z tego wszystkiego. I dziwność jaką przynosi strach. Smolar z aktorami Starego wygrywają te wszystkie tony po mistrzowsku. I może na tym polega terapia Kopciuszka, że nie wszystko da się zrozumieć, wyjaśnić, że w czymś prostym zawsze jest coś bardzo dziwnego, a w każdym wybryku natury, nawet w lęku, śmierci i rozpaczy spełnia się powszechna zasada życia.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.