Dyskursy-kanibale – to pierwsza myśl, która przychodzi do głowy, gdy czyta się „Lamenty i umizgi” Nasierowskiej. O pożeraniu – przez chorobę – opowiada Kobieta chora na raka; o spaleniu – tłuszczu – grzmi Faszystka; o wysysaniu matki mówi Transwestyta/Matka. O wyczerpywaniu języka opowiada wreszcie Poetka. Każda z nich dysponuje własnym stylem. Styl lamentacyjno-oniryczny, propagandowo-sportowy, styl heroiczny, chłopski i feministyczno-melancholijny. Literacko dramat Nasierowskiej ujmuje językową wyobraźnią i konsekwencją – żelazna dyscyplina tej poetyki nie jest odpuszczona aż do finałowej dziadowskiej pieśni Wiolki Wąs.
Tkanki miękkie i twarde, spocona powierzchnia i opatrzone szczeciną pęknięcia, kształty – zwięzłe i rozlazłe, krew i wnętrzności, i jeszcze skwierczenie tłuszczu. Nasierowska posługuje się kulinarną, spożywczą ornamentyką, cały dramat zdaje się rozgrywać na rozgrzanej patelni. Właściwie co się w nim dzieje? Niewiele – nie wiemy ani gdzie, ani kiedy jesteśmy. A ta niewiadoma nie jest jedynie efektem postdramatycznej konwencji, jest raczej zawieszeniem – komicznym i rozpaczliwym – w nurcie mnożonych słów, mnożonych jak komórki rakowe, o których improwizuje w jednym z pierwszych monologów Kobieta chora na raka. Słowa lakierują ciała w komendach Faszystki: to nie ćwiczenia fizyczne, a właśnie one zdają się być tajemniczymi termogenikami, które wypocą nadmiar tłuszczu spod skóry. Wersy wysubtelniają postać Poetki, ustawiając jej ciało w marginalnych, eterycznych rejonach sceny. Chamski, chłopsko-zamierzchły język zbiera się nad górną wargą Baby z wąsami (i drapie w policzek). Język namnaża się i pożera Kobietę chorą na raka. Każdym z nich rządzi retoryczny żal i retoryczne pragnienie, teatralny blichtr i teatralne rozwydrzenie. Bo „Lamenty i umizgi” to w gruncie rzeczy scena języka, odległa od pierwotnego pragnienia wyrażenia, komunikacji, prezentacji.
DRAMAT!
W cyklu „Dramat!” poszukujemy dramatopisarzy patrzących na tekst teatralny i sam teatr w sposób niezależny i odważny, twórców obdarzonych oryginalnym językiem, który w trakcie pracy nad spektaklem byłby intelektualnym i formalnym wyzwaniem dla reżysera, dramaturga i aktorów. Szukamy inspirującego tekstu teatralnego, bez względu na to, czy będzie to zamknięta, autonomiczna forma dramatu czy forma otwarta: twórcza kompilacja lub dekonstrukcja klasyki.
Ciało, ono jest w centrum. Ciało brzydkie, które chce być piękne, ciało piękne, które nie chce żyć w ciele, ciało chore, ciało fałszujące płeć i ciało ułomne. Standardowy repertuar wykluczenia. Bohaterki Nasierowskiej są ostentacyjnie powtórzone, klasyczne, użyte jak cytat (Woolf, Kristeva, Sontag, Abramović – listę źródeł można mnożyć). Równie „grube” są ich dyskursy, co w niektórych przypadkach (Baba z wąsami) bardziej boli niż cieszy. Takie jednak mają być te kobiety – emblematyczne. W końcu tkają swoje ciała ze stronic słownika; ujmując słowa, zmniejszają fałdki i wałeczki. Jak słowa – są stale w kulturowym użyciu. Są nadużyte i wyświechtane. Gadają – dlatego nie rozpadną się na atomy i morfemy. To gadanie je trzyma.
Język Nasierowskiej ma jednak jeszcze jedną właściwość: nie tylko konstruuje – od podstaw, od mleka matki, od atomów – ciała bohaterek. Nie tylko – jak zasada ciążenia – utrzymuje ich ciała w kupie. Język, tu odsłania się mroczna strona dramatu, także pożera, żywi się ciałami. Jest to więc metabolizm na skraju wyczerpania, krytyczna morfologia. Język mnoży się po to, by się sobą żywić, wysysać własne sensy jak szpik z kurzej kości. A im więcej metafor, tym więcej sensów, najmniejszym kosztem. Dlatego ta bujność, gęstość, gwałtowność poetyki „Umizgów i lamentów”. By język więcej miał do pożarcia.
W tym dramacie o dążeniu do piękna i władzy nad własnym ciałem, o fizycznym chudnięciu i tyciu poetyk najbardziej fascynująca jest ilustracja przypadku: co się stanie, gdy poddamy ludzkie ciało językowej metaforze?
Tekst dramatu Agnieszki Nasierowskiej „Umizgi i lamenty”.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.