Piłkarze z wyspy W.
fot. Alicja Byzdra

Piłkarze z wyspy W.

Paweł Soszyński

„Piłkarze” Wdowik to mistrzowska kompozycja elementów wypreparowanych z boiska, ustawionych na czarnym tle sceny. Nagle trafiamy na utopijną wyspę W. wymyśloną przez Georges'a Pereca, gdzie całe społeczeństwo kłębi się wokół Zwycięzców

Jeszcze 1 minuta czytania

TR Warszawa ma w swoim repertuarze kolejny świetny spektakl. I znów, nie jest to wcale duża rzecz. „Piłkarze” Krzysztofa Szekalskiego w reżyserii Małgorzaty Wdowik to performans z pogranicza tańca, teatru dokumentalnego i sportu, sceniczna instalacja na dwóch zawodników potraktowanych przez Wdowik jako obiekty – medialne, ekonomiczne, seksualne. „Piłkarze” inteligentnie obnażają homoerotyczną energię sportowej rozgrywki. Spocone ciała, które napierają na siebie, łączą się w uściskach to gejowski topos, który twórcy bez pardonu wyciągają z niszy, wbrew ciążącemu nad piłką nożną tabu. W końcu także homofoniczne obelgi, które Szekalski cytuje bez żenady, tradycyjne wyzwiska od „pedałów”, „dajesz dupy” etc., które albo mają osłabić morale przeciwnika, albo zagwarantować mu czerwoną kartkę, choć pozornie nienawistne, to wciąż pozostają w polu nienormatywnej wrażliwości. Jak mawiają dzieci: kto się przezywa, ten sam się tak nazywa.

To nie jedyna płaszczyzna, na której analizować można spektakl. Wiktor Bagiński i Kacper Wdowik, którzy mają naprawdę przeszłość piłkarską, ulegają tu skrupulatnej inwentaryzacji. Niepominięta zostanie ani jedna blizna, rozstęp na skórze, tatuaż na ciele. Dobromir Dymecki – narrator z offu – beznamiętnym, rzeczowym głosem zdradza nam medyczną historię wykonawców, ich sportowe CV. Wiadomo, wszystko jest tu przeliczalne na pieniądze. Piłkarz to albo śmieć, albo luksusowy towar. Czy raczej jego ciało, zwierzęcy instynkt na boisku. Wszystkie mięśnie, intelekt, motoryka – pracują tu na jeden cel. Nie jest nim ani przetrwanie, ani inne prawa biologiczne. „Gol” – to on obsługiwany jest przez stosunek masy mięśniowej do tkani tłuszczowej, psychologiczną wytrzymałość. Zresztą reżyserka wraz z choreografką Martą Ziółek swoich piłkarzy nie oszczędzają. Na scenie spalają się prawdziwe kalorie, dużo kalorii. Testowana jest koordynacja ruchowa zawodników. Patrzenie na ten proces trochę widza uwiera, jednak nie na tyle, by zrezygnował z uciechy patrzenia na sprawną maszynkę w działaniu. Łatwo zapomnieć, że po drugiej stronie jest myślący człowiek. Szybko przychodzi nam zaakceptować, że cały ten, w gruncie rzeczy abstrakcyjny wysiłek, służy czemuś prawdziwemu. Choćby teatrowi, artystycznej kompozycji zwycięskich gestów, wykopów, kiwań, sztuczek z piłką.

Krzysztof Szekalski, Piłkarze, reż. Małgorzata Wdowik. TR Warszawa, premiera 18 listopada 2016Krzysztof Szekalski, „Piłkarze”, reż. Małgorzata Wdowik. TR Warszawa, premiera 18 listopada 2016Konsekwentnie Wdowik odmawia piłkarzom głosu. Są opowiadani, analizowani, prezentowani. Muszą mieć chyba proste myśli i marzenia. Zgodnie z prawami zawodów, głos otrzymują tylko ci najlepsi. Owszem, oni mają osobowość, znamy ich życie prywatne, bo stają się bohaterami tabloidów. Mają – tylko – dziewczyny, wielbione konta na Instagramie, gdzie ukazują swoje zwykłe życie. Trzecioligowcy, tacy jak ci z „Piłkarzy”, są bytami czysto statystycznymi, ich istnienie jest tylko potencjalne. Czy mają jakieś pragnienia? Szczególne zdolności poza fizycznymi? „Tu musi być jakiś dramat, konflikt, napięcie. Tu musi być jakiś bohater. To na pewno będzie jakaś opowieść o człowieku” – rozpoczyna spektakl Dymecki. Jest, na pewno, choć nie ma wstępu na boisko. Dramat jednostkowy jest tam wysoce nieefektywny. Nieprofesjonalny. Pragnienia piłkarzy ulegają więc wojowniczej sublimacji, seksualność zostaje im odebrana i zmieniona w nęcącą rozkładówkę. Biomasa zastępuje biografię.

Co ciekawe, w spektaklu nie pada ani jeden gol. Pozostaje to, co wokół niego – przed i po. Radość, frustracja, czysty wykon, popisowe numery gwiazd piłki, które przeszły do historii, grepsy. Adrenalina, naprężone uda, kamienna twarz, skupienie. „Piłkarze” to mistrzowska kompozycja tych elementów wypreparowanych z boiska, ustawionych na czarnym tle sceny. Okazuje się, że to bardzo nośny teatralnie język niepozbawiony właściwości krytycznych. Dzięki konwencji teatru widzimy dziwny, zamknięty obieg napędzany miliardami euro: piłkarz gotuje się do strzału, widzowie wyczekują gola, światłowody transmitują na cały świat. Wszystko dla tej jednej sekundy, której Wdowik nam jednak sprytnie odmawia, nie rozładowując napięcia. Nagle trafiamy na utopijną wyspę W. wymyśloną przez Georges'a Pereca, gdzie całe społeczeństwo kłębi się wokół królujących jedną noc Zwycięzców. Gdzie wyłania się czempionów, by podtrzymać sensowność społecznych interakcji.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.