Taśmy i rolki
Rozdrażew. Fot. Ula Tarasewicz

Taśmy i rolki

Paweł Soszyński

Rekonstrukcja to hasło wywoławcze spektakli Ziemilskiego i Szczawińskiej w tegorocznej edycji projektu Wielkopolska: Rewolucje. Rekonstrukcja startych taśm z archiwalnej kasety i rolki śniadaniowego papieru wcielające się w pierwsze serpentyny pramaterii

Jeszcze 2 minuty czytania

Nad Rozdrażewem przeleciała międzynarodowa stacja kosmiczna – a w jarocińskich archiwach znaleziono wzmiankę o Retrojutro, tajemniczym zespole, który trzydzieści lat temu dał jeden koncert i na zawsze zniknął z fonosfery. Do tegorocznego finału projektu Wielkopolska: Rewolucje Agata Siwiak, jego kuratorka, zaprosiła rozdrażewskie Koło Astronomiczne „Kasjopea” oraz zespół Dzieci Jarocina. Jak w ubiegłych latach, kiedy Michał Borczuch pracował z dziećmi z Domu Dziecka w Szamocinie, a Mikołaj Mikołajczyk z seniorami z Zespołu Śpiewaczego Wrzos z Zakrzewia, docenieni reżyserzy teatralni stworzyli spektakle razem z amatorami. Tym razem spektakle połączyły zmyślenie z nauką, ułamki biografii z trudnymi do wyobrażenia przestrzeniami kosmologii. W obu przypadkach sytuacja bohaterów przedstawień jest równie problematyczna – wprojektowane w wielki wybuch pragnienia o dotarciu do krańców czasu i przestrzeni są tak samo wątpliwe, jak – zdawałoby się bardziej namacalne – wyobrażenia o Jarocinie z czasów muzycznej świetności.

Rekonstrukcja. To hasło wywoławcze zarówno dla „Kosmologii rozdrażewskiej” Romana Pawłowskiego i Wojtka Ziemilskiego, jak i „Dzieci Jarocina śpiewają Retrojutro” Agnieszki Jakimiak, Weroniki Szczawińskiej i Krzysztofa Kaliskiego. Rekonstrukcja startych taśm z archiwalnej kasety i rolki śniadaniowego papieru wcielające się w pierwsze serpentyny pramaterii. Sama kaseta może jest zmyśleniem realizatorów, ale równie fikcyjne mogą być ustalenia kosmologów.

Fajerwerk, cyrk, koncert, wielki wybuch, hit – historia wszechświata i Jarocina rządzą się prawami medialnego spektaklu, a ten nigdy nie transmituje świata, raczej stwarza go w zgodzie z mechanizmami wyobraźni. Świetnie pokazuje to Ziemilski, kiedy w jednej ze scen astronom amator wodzi po niebie telefonem, a smartfonowa aplikacja wyławia z rojów gwiazd konstelacje i galaktyki. Porządek staje się tu umowny, tak jak umowna, zaprogramowana, jest inteligencja poręcznego aparatu. Równie umowny, zaprogramowany zgodnie z naszą wyobraźnią jest wszechświat zjawiający się na powierzchni teleskopowych luster. Ostatecznie czas i przestrzeń mówią do nas skojarzeniami, nieostrymi i metaforycznymi, na co wskazuje kolejna scena spektaklu z Rozdrażewa, w której astronomowie z Kółka Astronomicznego „Kasjopea” nie mogą powiedzieć nic innego o wszechświecie, oprócz tego, że jest wielki, nieskończony, zimny, fascynujący.

„Kosmologia rozdrażewska”, reż. Wojtek Ziemilski.
Artyści z Koła Astronomicznego „Kasjopea” i RO PTMA,
Rozdrażew, 12 września 2014. W ramach projektu
Wielkopolska: Rewolucje, kuratorka Agata Siwiak
Terminowanie przed teleskopem nie daje wiedzy, daje co najwyżej wgląd w nasze pragnienia, aby być zdobywcą, odkryć nową gwiazdę, nazwać ją znajomym imieniem – wcielić w porządkującą narrację. Znakomicie działa tu dramaturgia Pawłowskiego, która sprzeciwia się kosmicznemu porządkowi, przemieszcza bezustannie nasz punkt widzenia, wciąż odwracając soczewkę tak, aby raz przybliżała, raz nieskończenie oddalała – za każdym razem rozszczelniała nasze umocowanie w świecie, stawiała pod znakiem zapytania przed chwilą ustalone współrzędne. W rozdrażewskim wszechświecie trudno się więc poruszać, trudno odmierzać czas: metry rozsadzają tu lata świetlne, minuty odmierzane są eonami, życie ludzkie napędza paliwo gwiazd. Wszystko to zdaje się mieć swoje źródło w tej jednej niemożliwej do pomyślenia sekundzie, kiedy stacja kosmiczna znalazła się dokładnie nad polskim miastem, gdy doszło do cudownej koniunkcji czasów, perspektyw, i jak w trakcie trudnej do pomyślenia rewolucji kopernikańskiej mieszkańcy Rozdrażewa zamienili się miejscami z planetami. To wtedy, jak w finałowej, oszałamiającej scenie spektaklu, w Rozdrażewie wybuchł wszechświat. Do lotu zerwały się kuchenne gąbki i srebrne rolki do pieczenia, woda wykipiała z butelek, papier wystrzelił z kas fiskalnych, w powstaniu pierwszego atomu udział wzięły maskotki i długoziarnisty ryż. Zderzacz hadronów z Rozdrażewa może jest mniej kosztowny, ale nie mniej spektakularny. Zbliża nas też chyba bardziej do prawdy. Bez pretensji do prawd ostatecznych pokazuje, że w gruncie rzeczy pierwszy atom powstał w marzeniach, pierwsza planeta uformowana została w naszych dłoniach, a kształt wszechświata, jego początek i koniec to tylko kwestia wyobraźni astronoma.  

„Dzieci Jarocina śpiewają Retrojutro”,
reż. Weronika Szczawińska
.
Aktorzy z zespołu Dzieci Jarocina, dyr. Tomasz
Jankowski, Jarocin, 14 września 2014. W ramach
projektu Wielkopolska: Rewolucje, kuratorka
Agata Siwiak
Zupełnie inny charakter mają „Dzieci Jarocina śpiewają Retrojutro” z Jarocina. Teatralnie znacznie skromniejszy spektakl Szczawińskiej nie dosięga gwiazd, ale tak jak „Kosmologia rozdrażewska” porusza się między wyobrażonym i realnym. Zamiast wszechświata – kino „Echo”, w którym odbył się pierwszy jarociński koncert, zamiast stacji kosmicznej – kaseta, zamiast koła astronomów z Rozdrażewa – zespół muzyczny Dzieci Jarocina. Jest skromniej, a z teatralnego punktu widzenia bardziej chropowato. To, co można by uznać za wadę propozycji Szczawińskiej, szybko jednak zaczyna działać na jej korzyść. Reżyserka nie traktuje swoich aktorów ulgowo, wymaga od nich dykcji, wyczucia rytmu i muzyczności na bardzo wysokim poziomie. Rytm jednak się plącze, dykcja gubi końcówki słów, muzycznie bardzo trudne piosenki Kaliskiego raz się udają, a raz nie. A jak brzmiało Retrojutro? W Jarocinie zespół został wygwizdany. Jakimiak wyczytuje w archiwach Spichlerza Polskiego Rocka, gdzie Jarocin jest fetowany między innymi glanami Renaty Przemyk w gablocie, że na scenę poleciały pomidory. Mało to punkowe, te pomidory, ale kto może wiedzieć, jak trzydzieści lat temu złościł się polski punk? Muzyka, prowadzi dochodzenie Jakimiak, przez festiwalową komisję została uznana za „zwyrodniałą”. I tu coś, coraz zabawniej, zgrzyta. Nagle rewelacja: realizatorzy dotarli do kasety – jedynej, która została po zespole. Podobno dziś odsłuchana brzmi zadziwiająco współcześnie. Rzeczywiście – brzmi. To aranże Kaliskiego czy geniusz zapomnianego Retrojutro? Pojawia się zatem pytanie, dla spektaklu zasadnicze – co w tym kontekście oznacza słowo „retro” – i to jeszcze „jutro”? Co to znaczy, że jutro to, czego dziś słuchamy, będzie retro, i dalej – jak dziś przechodzi do historii?

Sprawa bardziej się komplikuje, kiedy zaczynamy podejrzewać (pewności nie mamy), że Retrojutro to wymysł Jakimiak i Szczawińskiej. Bohater równie niepewny, co muzealny Jarocin z pobliskiego Spichlerza, gdzie obok wspomnianych gwiazdorskich butów również w gablocie spływa aż do ziemi czarna sukienka Anji Orthodox, a chwalebne dzieje polskiego rocka nieco topornie wskrzesza pusty taneczny zakątek z kilkoma parami glanów powieszonych na suficie. W jarocińskim kinie „Echo” też jest topornie – niepokoi choćby grundig, z którego odtwarzana jest rozmowa telefoniczna z matką frontmana Retrojutra. Dość kuriozalny to dyktafon – choć sympatyczny retro-rekwizyt. Matka nie chce wyjawić, gdzie obecnie podziewa się jej syn, zdradza jedynie, że po jarocińskiej porażce uciekł do Oslo, gdzie występuje pod pseudonimem. To wszystko. Jego geniusz został dla Polski stracony. Jak geniusz Jarocina retuszowany przez jego twórców, zamieniony w podejrzaną mitologię spisaną niepewną ręką w miejscowym muzeum. Jak glan, którym rzuca się w dal w trakcie miejscowych zawodów historycznosportowych.

„Retrojutro”, Jarocin / fot. Ula Tarasewicz

Jeśli więc „Kosmologia rozdrażewska” Ziemilskiego pokazuje rekonstrukcję kosmosu jako czystą, niczym nieskrępowaną twórczość astronoma bawiącego się w wielkie wybuchy, jako stwarzanie nowych wszechświatów, to „Dzieci Jarocina śpiewają Retrojutro” Szczawińskiej przestrzegają przed taką rekonstrukcją, która powstaje na kanwie fikcji, jest – jak współczesne retro – stylizacją, naszym wyobrażeniem o dniu wczorajszym, dodatkowo wyobrażeniem, które często posiłkuje się arsenałem brukowych środków wyrazu: fetyszyzuje, koloryzuje, robi wszystko, by wzbudzić naszą tęsknotę za chwalebną historią. Co ważne, oba spektakle potwierdziły skuteczność współczesnych środków teatralnych i komunikatywność tematów, jakie goszczą na tradycyjnych scenach. To istotne, szczególnie w obliczu coraz częstszych zarzutów o niezrozumiałość teatralnych realizacji. Ziemilski i Szczawińska nie tylko nie zrezygnowali z własnych języków teatralnych, ale odnoszę wrażenie, że w wielu miejscach zaakcentowali je jeszcze mocniej. W Jarocinie i Rozdrażewie bez problemu porozumieli się z publicznością. Czas na publiczność w Krakowie i Warszawie.

Organizator programu Wielkopolska: Rewolucje - Samorząd Województwa Wielkopolskiego

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.