PAWEŁ SOSZYŃSKI: „Referendum w sprawie wyjścia z rodzaju ludzkiego” – tytuł waszego projektu brzmi prowokacyjnie, ekstremalnie i absurdalnie. Skąd ten postulat?
LADA NAKONECHNA: Sam pomysł nawiązuje do życia politycznego na Ukrainie i referendum w sprawie przyłączenia się Krymu do Federacji Rosyjskiej, które przeprowadzono na wiosnę. Referendum powinno być jedną z podstawowych procedur demokratycznych, w trakcie których ludzie wybierają pewien, na przykład polityczny, scenariusz. Nie ktoś decyduje za ciebie, ale ty – jako jednostka – sam decydujesz. Problem jednak polega na tym, że tak naprawdę wcale sam nie wybierasz – decyzja ostatecznie należy do innych, do większości. W naszym referendum, inaczej, nikt nie decyduje. Ty sam możesz zdecydować, że wcale nie jesteś człowiekiem – możesz uznać, że jesteś przedmiotem albo owadem. Jednym słowem, możesz wypisać się z gatunku ludzkiego.
Piszecie, że referendum jest także sprzeciwem wobec unifikacji, mówicie o społecznym monolicie, w którym nie ma miejsca na jednostkowość. A przecież referendum samo w sobie unifikuje – dzieli głosujących na dwie bezosobowe frakcje – za i przeciw. Demokracja to głos większości. Czy jesteście przeciwko demokracji?
LARISSA BABIJ: W tym projekcie prowadzimy podwójną grę. Oczywiście odwołujemy się do demokratycznej procedury, ale nasze referendum nie jest skierowane do konkretnego społeczeństwa zamieszkującego ten, a nie inny kraj. Jest ono skierowane do wszystkich – jego wynik jest niepoliczalny. Jest to więc rodzaj referendum niemożliwego i właśnie dlatego, wbrew zwyczajowi, skierowanego do ciebie jako jednostki. Tylko ty możesz podjąć tu decyzję. Nikt nie podejmie jej za ciebie. W demokracji, jak powiedziałeś, decyduje większość. Tu jej po prostu nie ma.
„REFERENDUM W SPRAWIE WYJŚCIA Z RODZAJU LUDZKIEGO”
19 października, godz. 18, foyer Teatru Powszechnego w Warszawie / WSTĘP WOLNY
Referendum, które jest w założeniu instrumentem demokracji bezpośredniej, zostało wykorzystane wiosną 2014 w kilku regionach Ukrainy jako narzędzie bezpośredniej politycznej manipulacji świadomością społeczną, a później posłużyło jako pretekst dla rosyjskiej agresji i aneksji części ukraińskiego terytorium. Niewypowiedziana wojna, którą Rosja prowadzi przeciw Ukrainie, przyniosła nie tylko tysiące śmierci, ale też radykalne zwątpienie – powszechne wśród Ukraińców – w możliwość podtrzymania dotychczasowych reguł istnienia. Utrata iluzji – bolesny, ale nieodwracalny proces – niesie ze sobą konieczność postawienia raz jeszcze pytań o relacje człowieka ze światem. Wystawa Hudrady kwestionuje ideę ludzkości jako monolitu i proponuje inne spojrzenie na obecność człowieka w świecie. Być może konkretny człowiek ma więcej wspólnego z rośliną albo, powiedzmy, komarem, niż z drugim człowiekiem?
Czyli słowo „referendum” w tytule waszej wystawy wskazuje na paradoks procedur demokratycznych. A „gatunek ludzki”? Ludzkość?
ANNA ZVYAGINTSEVA: To koncepcja, która zbyt wiele razy została cynicznie użyta w dyskursie publicznym czy w historii. W obronie ludzkości wszczynamy wojny, z racji naszego człowieczeństwa powinniśmy robić to, a nie coś innego. Dla dobra dzieci, dla ludzkości. To jest pojęcie, za pomocą którego się nami manipuluje.
LN: Oprócz tego tworzy się listę warunków, które trzeba spełnić, żeby zasługiwać na miano człowieka.
LB: Ludzkość jako pojęcie jest wykluczające – zakłada, że ktoś człowiekiem jest, a ktoś nie jest.
LN: Ludzie manipulują własnym życiem za pomocą skonstruowanego pojęcia „my”. Abstrakcyjne pojęcie staje się ważniejsze niż pojedynczy człowiek.
AN: Tu pojawia się jeszcze pojęcie humanizmu, które przecież jest nacechowane ideologicznie, a dla mnie ideologia zawsze brzmi podejrzanie. Na przykład „prawa człowieka” – to jest dokładnie argument, którego używa w tej chwili Federacja Rosyjska, żeby zabijać ludzi we wschodniej Ukrainie. Broni „praw człowieka” swoich obywateli.
Hudrada
Interdyscyplinarny kolektyw kuratorski założony w 2008 r. w Kijowie. Jego członkowie to architekci, aktywiści polityczni, tłumacze, teoretycy, dizajnerzy i artyści. Grupa realizuje wystawy (które stają się platformą dyskusji i pracy teoretycznej), interwencje w przestrzeni miejskiej i publiczne kampanie z wykorzystaniem plakatów i projekcji wideo.
LN: W dodatku Rosja nie broni ludzi – broni praw Rosjan. Ważniejsze jest, że to są Rosjanie, niż że są ludźmi.
LB: Zbyt często traktujemy prawa człowieka jako coś naturalnego – coś, co jest nam dane z góry. „Wypisz się z rodzaju ludzkiego”. Czy to znaczy, że nie jesteście za prawami człowieka? To wywołuje zdziwienie. Tymczasem my nie tyle jesteśmy przeciwko tej koncepcji, ile chcemy poddać ją egzaminowi. Nie jestem przekonana, że rzeczywiście „prawa człowieka” są dobrem ostatecznym. W naszym referendum chcemy, żebyś na chwilę się zatrzymał i przemyślał, co tak naprawdę znaczą „prawa człowieka”?
Które na przykład w debacie publicznej są zawsze kropką nad i – czymś, z czym nie można dyskutować, wytrychem, a przez to czymś zbanalizowanym.
AZ: Na Majdanie dużą karierę zrobiło hasło prawicowej partii Svoboda: „Ukraina ponad wszystko”. Bardzo ciekawe jest, jak to hasło ewoluowało w trakcie wydarzeń w Kijowie, zmieniając się w „Prawa człowieka ponad wszystko”, a kiedy pojawili się pierwsi zabici – „Ludzkie życie ponad wszystko”. Na końcu doszło do tego, że „Ukraina ponad wszystko” zmieniła się po prostu w „Człowiek ponad wszystko”. To był wirus.
Kostiantyn Strilet „To See an Other”
Właśnie, ale czy na Majdanie jednak nie mieliśmy do czynienia z unifikacją, przeciwko której występujecie? Czy nie pojawiły się na nim zbiorowe, a więc opresyjne, emocje, którym trzeba było ulec, żeby przynależeć do – nazwijmy to – wspólnoty Majdanu?
LN: Nie, na Majdanie mieliśmy raczej do czynienia z wieloma jednostkowymi inicjatywami. Być może z zewnątrz, w przekazach medialnych, Majdan sprawiał wrażenie ludzkiego monolitu, ale od wewnątrz było to miejsce bardzo zindywidualizowane.
AZ: W pewnym momencie rzeczywiście nastąpiło zjednoczenie ludzi – kiedy pojawili się zabici, ale to była wspólnota żałoby. To był moment, w którym już trudno było pójść na Majdan i domagać się na przykład praw dla społeczności LGBT. Wraz z ofiarami to wiele głosów, które wcześniej można było usłyszeć, złączyło się w jeden.
LB: Nie miałam takiego poczucia. Oczywiście pojawił się wspólny głos żalu, ale nie zagłuszył on wcale wcześniejszej wielogłosowości Majdanu. Przecież wciąż byli tam działacze LGBT. Mam wrażenie, że tego typu zdarzenia, zgromadzenia i protesty zawsze są na krawędzi popadnięcia w stadność. Politycy chcieli wykorzystać ten stadny potencjał Majdanu.
LN: Ale ludzie im nie ulegli. Dyskutowali też na przykład z pomysłem nazwania ulicy czy pomnika imieniem „Niebiańskiej Sotni”. Kiedy poszłyśmy do namiotów pytać ludzi, co myślą o pomyśle na pomnik, wiele osób było przeciwko.
AZ: Ten sprzeciw był dla mnie czymś zrozumiałym. Nie potrzebujemy kolejnego mitu, który ukoiłby nasze cierpienie.
LN: I rozwiązał symbolicznie problem – na przykład uciął pytanie o to, kto zabijał i kto powinien ponieść za to prawną odpowiedzialność.
AZ: Taki jednoczący mit byłby najprostszym, sprawdzonym rozwiązaniem.
Yuri Leiderman „The Columbarium routes – the choice of the rabbit”, 1993
Więc na Majdanie nastąpił cud? Ludzie z różnym zapleczem światopoglądowym zebrali się w sytuacji kryzysowej i zgodnie walczyli o swoje jednostkowe prawa? To brzmi dość utopijnie.
AZ: Oczywiście nie do końca tak było. Niektórzy ludzie o orientacji lewicowej zostali na Majdanie pobici. Lub nie pojawili się na Majdanie. Ludzie, którzy krytykowali to, co się działo, byli uciszani.
LN: Nie była to realizacja ideału, ale pojawił się zalążek wielogłosowej wspólnoty.
Myślicie, że ma on szansę dalej się rozwijać? Czy Majdan nie był rodzajem szklarni, której teraz zabrakło?
LB: Tak, jestem pod tym względem pesymistką. Chciałabym, żeby pytania, które pojawiły się na Majdanie, były żywe. Choćby wewnątrz mnie. Niestety w dyskusji publicznej one już nie istnieją, istnieją jednak w indywidualnych rozmowach.
A jakie ma dla was znaczenie fakt, że przed wystawą w grudniu w Kijowie pokazujecie swoją wystawę w Polsce? Temat Ukrainy nie jest już tak gorący, zniknął z pierwszych stron gazet.
LB: No bo co ma właściwie Polska wspólnego z Ukrainą? Dlaczego powinno nam na sobie zależeć? Czy są to pytania, na które mają odpowiadać nasze rządy? Nie, naszą wystawą odwołujemy się do jednostek, bez względu na to, czy są Polakami, Ukraińcami, Rosjanami czy Amerykanami. I to im zadajemy pytanie, czego chcesz, co myślisz, jaki podejmujesz wybór.
LN: Nie chcemy wcale powiedzieć, że Rosjanie są źli, a Ukraińcy dobrzy.
Tylko że wszyscy ludzie źli?
LN: Że nie ma czegoś takiego jak ludzie, jak „my” – to jest konstrukt, który zwalnia z odpowiedzialności.
Współpraca Anna Łazar.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.