RE// MIX. Finał
grafika: Grzegorz Laszuk

RE// MIX. Finał

Rozmowa z Grzegorzem Laszukiem i Tomaszem Platą

„Ostatnio naturalnym wyborem młodych ludzi było pójście na wernisaż i ominięcie teatru. Chcieliśmy to zmienić, i to się chyba udało” – mówią pomysłodawcy RE//MIX-ów przed festiwalem kończącym projekt

Jeszcze 3 minuty czytania

PAWEŁ SOSZYŃSKI: W sobotę w Komunie//Warszawa rozpoczął się festiwal „RE//MIX. Finał”, kończący czteroletni projekt – teatralny? performatywny? No właśnie, w komentarzu piszecie, że RE//MIX-y mają nas skierować na obszar „dziwnego teatru”.  Jak tę dziwność rozumieć?

TOMASZ PLATA: To Grzesiek poprosił mnie o sformułowanie tego wstępu, zapytał: co my właściwie będziemy robić? Jak to nazwać? Rzeczywiście, „dziwny teatr" to niezbyt szczęśliwe sformułowanie. Cztery lata temu Komuna była w przełomowym momencie – przestawała być Komuną Otwock, stawała się Komuną//Warszawa. Z Agnieszką Berlińską przygotowywaliśmy wtedy książkę o Komunie Otwock, dzięki czemu lepiej się wszyscy poznaliśmy. Właściwie nie pamiętam, od kogo wyszedł pomysł, żebyśmy wspólnie wymyślali program dla Komuny.

GRZEGORZ LASZUK: To chyba ja do ciebie zadzwoniłem. Wcześniej spotykaliśmy się często przy okazji książki, którą wydawaliśmy razem z Krytyką Polityczną na zamknięcie Komuny Otwock. Tomek był częstym gościem naszych spektakli i akcji,  więc dużo rozmawialiśmy i to się zdarzyło w naturalny sposób.

TP: Zaczęliśmy wspólnie myśleć, co z Komuną zrobić, czym ona ma się zajmować. Rzuciłem pomysł, że powinna przestać być tylko grupą teatralną, a stać się miejscem, w którym dzieją się różne rzeczy. Proces przekonywania zespołu do tego pomysłu trochę trwał, pojawiały się różne koncepcje, nie tylko RE//MIX-y, było kilka innych projektów, realizowanych, ale dość szybko porzuconych. RE//MIX okazał się pomysłem najbardziej nośnym. Pojawiła się więc potrzeba zdefiniowania tego projektu, co było trudne, bo trzeba było znaleźć w miarę świeży język. W każdym razie zanosiło się na to, że będziemy poruszali się w okolicach teatru eksperymentalnego. Stąd ten „dziwny teatr". Szczęśliwie potem to się rozszerzyło. Dziś RE//MIX-y rozgrywają się pomiędzy obszarami teatru pozainstytucjonalnego, tańca współczesnego, muzyki eksperymentalnej oraz sztuk wizualnych.

„RE//MIX. Finał”, od 26 października do
8 grudnia. KOMUNA//WARSZAWA,
ul. Lubelska 30/32
GL.:
Zanim zaczęliśmy współpracować z Tomkiem, organizowaliśmy przez dwa sezony „Komuna Otwock-co-2-tygodnie-show” – cykl akcji teatralnych, komentarzy bieżących wydarzeń połączonych ze spotkaniami z ekspertami, naukowcami. W tym cyklu zrobiliśmy m.in. „Rekonstrukcję wydarzeń marcowych” w rocznicę Marca '68; dyskusję o elektrowniach atomowych, pierwszą wersję „Sierakowskiego” z udziałem Sławka i kilkadziesiąt innych wydarzeń.

Starliśmy się otwierać na nowe dla nas środowiska i zapraszaliśmy do kolejnych sezonów jako gościnnych kuratorów specjalistów z pola sztuk wizualnych: Adama Mazura, Krzysztofa Żwirblisa i Kaję Pawełek. Lubelska nie jest dobrą przestrzenią galeryjną, więc postanowiliśmy powrócić do źródeł, czyli do teatru. Ponieważ Tomek myśli podobnie jak my o teatrze i jego tradycjach, postanowiliśmy, że to on będzie naszym gościnnym kuratorem. Tak powstał czteroletni już projekt RE//MIX, który szczęśliwie już się kończy...

Dlaczego szczęśliwie? Formuła już się wyczerpała, wystąpiło zmęczenie materiału?

TP.: Przede wszystkim wyczerpał się zapas ludzi, którzy mogliby to robić. Nie jest to jednak środowisko przesadnie ogromne.

GL.: Poza tym to, co chcieliśmy osiągnąć tym projektem, już zostało zrealizowane. Naszym celem było z jednej strony stworzenie teatralnego kanonu, który pokazałby, skąd Komuna się wzięła, z drugiej – pokazanie, czym jest ten „dziwny teatr”, nie będący klasycznym repertuarowym teatrem instytucjonalnym. Dla nas było i jest naturalne, że teatr to miejsce przenikania i współpracy wielu dziedzin, co wciąż nie jest popularną drogą myślenia w środowisku teatralnym.

Ułożyliśmy wspólnie listę ważnych dla nas artystów, żeby publiczność wiedziała, skąd jesteśmy, jaka jest nasza tradycja i w jakim kontekście estetycznym i intelektualnym działa teatr taki jak nasz. Polscy widzowie często po prostu nie znają tej tradycji. Stąd każdy RE//MIX otwierał wykład o remiksowanych artystach, nadrabiający podstawowe zaniedbania w edukacji teatralnej. Dla wielu osób istnieje jedynie klasyczna, postromantyczna tradycja teatralna. Czasem pojawia się Brecht, Grotowski czy Kantor, ale wiedza o kolejnych awangardach, o tym, co się działo w Nowym Jorku w latach 60., prawie nie istnieje.

 

TP: Najpierw kluczem do tego, co jest remiksowane, było nasze osobiste doświadczenie, zajmowaliśmy się tym, co sami kiedyś widzieliśmy. Nie zamierzaliśmy tworzyć kanonu opartego na akademickiej pracy intelektualnej. Chcieliśmy raczej rekonstruować rzeczywiste doświadczenie teatralne, z którego Komuna się wzięła i my wszyscy się wzięliśmy. Wyczuwaliśmy siebie nawzajem w przestrzeni miasta, wiedzieliśmy, że gdzieś w niej jesteśmy, widywaliśmy się na różnych przedstawieniach. I te teatralne doświadczenia były pierwszym wspólnym polem. Klasycznym przykładem była Anne Teresa De Keersmaeker – jeśli ktoś ją widział na festiwalu Rozdroże, to nie mógł jej nie pamiętać. Ta mapa ważnych punktów, które pamiętaliśmy i między którymi się wspólnie poruszaliśmy, była takim osobistym kanonem. Przecież my w gruncie rzeczy poznaliśmy się przez przez teatr. A zatem wybór tego, co remiksujemy, był dość oczywisty – zawierała się w nim historia naszych przyjaźni, budowania pewnego środowiska, które powstawało wokół De Keersmaeker, „Nelken” Piny Bausch, Wooster Group, Grzesiek pamięta jeszcze Bread and Puppet Theatre, poza tym konceptualny teatr tańca z Europy. Potem to się trochę rozlało i bardzo dobrze, bo projekt dotyczył już nie tylko nas. Ale taki był punkt wyjścia: nie robimy encyklopedii, opowiadamy osobistą historię.

Mówimy tu o konceptualnej stronie teatru. To się czuło podczas czterech lat RE//MIX-ów: teoretyczne dociśnięcie teatru, powracające pytanie o filozofię medium artystycznego, uwikłanie performera we współrzędne sceny, wreszcie problematyzowanie samego powtórzenia wpisanego w formułę cyklu. To oczywiście tematy nieobce Komunie, ale zawsze jednak wprzęgnięte były w potrzebę kontestowania, krytyki społecznej, mechanizmów współczesności. W RE//MIX-ach punkt ciężkości został przesunięty na rozważania o formie i medium, nacisk położony został na kanały komunikacyjne. Czy to przesunięcie było świadome, można tu mówić o zwrocie w zainteresowaniach Komuny?

GL:  Myślę, że w tym przypadku teoria jest bliska praktyce. Remiksowane dzieła miały też często, również poprzez swoją estetykę, duży ładunek ideowy. Ale nie da się ukryć, że jest to „impresaryjna” działalność Komuny//Warszawa. Oprócz RE//MIX-ów robimy własne spektakle. Nie ma jednak zwrotu w tym sensie, że od teraz będziemy się zajmować teorią. Po prostu chcemy robić teatr, a on obraca się, również teoretycznie, wokół tego, co pokazujemy w ramach RE//MIX-ów. Opowieść o medium teatralnym rzeczywiście była dla nas odkryciem – że artyści chcą o tym opowiadać, a publiczność w tym uczestniczyć.

 

TP: Chcieliśmy wokół tego budować środowisko. Dla mnie to był podstawowy cel: żeby wokół Komuny zbudować środowisko ludzi, którzy chodzą po mieście, ale nie za bardzo się znają, bo tancerze nie chodzą do teatru, w świecie sztuk wizualnych teatr to bardzo brzydkie słowo, a ludzie teatru z trudem rozszyfrowują strategie muzyki eksperymentalnej. A przecież w Nowym Jorku w latach 60. i 70. wiele rzeczy rozgrywało się w tych samych przestrzeniach, to się napędzało, mieściło w polu jednego doświadczenia. Młody Philip Glass grał koncerty w tych samych salach, w których wcześniej pojawiali się tancerze. Dzięki temu Robert Wilson mógł potem reżyserować „Einsteina na plaży”, to było naturalne. Miałem poczucie, że u nas ludzie tak się nie miksują, bo się nie znają. Pomyśleliśmy, że sala Komuny może być miejscem, gdzie wszyscy się spotkają, gdzie te cztery środowiska: teatr, taniec, muzyka oraz sztuki wizualne przypomną sobie o wspólnej tradycji. I to się udało – na tym poziomie jest to projekt bardzo spełniony. Grzesiek zrobił z tancerzami i Michałem Liberą przedstawienie na festiwalu Ciało/Umysł w Warszawie. To, co robi obecnie Wojtek Ziemilski, to kolejny przykład. RE//MIX-y jeżdżą po festiwalach, w „Didaskaliach” pojawiają się teksty, w których widać inne myślenie o teatrze. Powstała skuteczna, wydajna sieć.

RE//MIX-y wpłynęły także na teatr instytucjonalny. W Starym Teatrze w Krakowie od tego sezonu Klata i Majewski remiksują bohaterów tej sceny: Swinarskiego w tym roku, później ma być Wajda, Lupa.

TP: I dlatego my już powinniśmy skończyć. Zaraz będzie rok remiksów ogłoszony przez NInA, albo Sejm to przegłosuje w skali kraju. Ale to jest satysfakcjonujące, bo widać, że rzeczywistość się zmienia. Nie wiem, czy za pięć lat ktoś będzie pamiętał, że RE//MIX-y współuczestniczyły w tej zmianie, ale jeżeli dzieciaki wchodzą teraz w teatr, to – umówmy się – nie jeżdżą już do Gardzienic w poszukiwaniu eksperymentu.

A nie kusiło was, żeby zremiksować teatr instytucjonalny, Dejmka czy nawet Grzegorzewskiego, i pozainstytucjonalny, taki jak właśnie Gardzienice? Żeby krytycznie odnieść się do obowiązującego w Polsce modelu teatru, o którym mówiłeś, Tomku, do przedstawień, które cały czas ciążą na naszym myśleniu o teatrze?

GL: Kiedy jako student, czyli dawno temu, chodziłem na polskie spektakle, to albo się nudziłem, albo byłem wściekły. Wyjątkiem był Szajna i Akademia Ruchu. Ta ostatnia swoimi spektaklami i pokazami La Fura Dels Baus czy Impact Theatre w latach 80. ukształtowała moje doświadczenie teatralne. Polski teatr instytucjonalny jest bardzo zamknięty na „inne” doświadczanie sceny. Postawiliśmy sobie za zadanie pokazać widzom, że to, co jest normą w polskich teatrach, nie jest jedynym światem, że są też inne nurty i energie.

 

TP: Niech Klata remiksuje Swinarskiego, to nie nasze zadanie. Naszym celem było coś innego. W ostatnich latach naturalnym wyborem młodego wielkomiejskiego inteligenta było pójście na wernisaż i ominięcie szerokim łukiem teatru. Za pomocą RE//MIX-ów chcieliśmy to zmienić i to się chyba udało. Wrażliwość się zmienia. Duża część sztuk wizualnych jest bardzo intelektualna, wymaga przeczytania paru rzeczy i kulturowych kompetencji. Jeśli zostaniesz tak wytrenowany, a duża część młodej inteligencji ten trening przeszła, to idziesz raczej do Rastra na wernisaż, a instytucjonalny teatr olewasz, bo nie dostajesz tam żadnej oferty. Przecież jak ci ludzie pójdą na „Młodego Stalina”, to sorry…

 „Młody Stalin” to zresztą w Warszawie tylko wierzchołek góry lodowej. Tu w ogóle nic nie ma w teatrze.

TP: No właśnie, ci ludzie mogą pójść dwa razy w roku do teatru instytucjonalnego. Raz na Warlikowskiego, którego obejrzą bez poczucia obciachu, ale również – powiedzmy sobie szczerze – bez poczucia szczególnego spełnienia. A drugi raz – na Blecharza do Teatru Wielkiego, jeśli akurat dostaną wejściówkę. No i jeszcze może na Mundruczó do TR. Trochę mało jak na skalę tego miasta.

A co po RE//MIX-ach?

TP: Kolejne projekty. Jako kurator będę pracował w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, to będzie projekt interdyscyplinarny, współprodukowany przez Komunę//Warszawa. Generalnie będzie traktował o zapomnianej w Polsce tradycji mieszczańskiej. Planujemy trzy przedstawienia, reżyserować będą Grzesiek, Weronika Szczawińska i Wojtek Ziemilski. Druga rzecz to współpraca z TR Warszawa. Wygląda na to, że będziemy kuratorować, wspólnie z Michałem Liberą, jeden z nurtów programu.

 

GL: Od 2014 roku będzie z nami współpracował nowy, młody i dynamiczny kurator, Marcin Maćkiewicz z Poznania. Trochę zmieniamy formułę produkcji. Nie będą to już takie „szybkie strzały” jak RE//MIX-y, choć pozostajemy w kręgu twórców, którzy współpracowali z nami przy tym cyklu. W bardzo ogólnym zarysie chcemy zająć się Przyszłością. W szczególności chcemy zająć się przyszłością Europy. Na 2014 rok planujemy cztery pełnowymiarowe spektakle, które będą stanowić część naszego przyszłorocznego repertuaru. Inaczej niż w przypadku RE//MIX-ów, będą one pokazywane 6-8 razy w ciągu całego roku. Sama Komuna//Warszawa przygotowuje spektakl o Sergeyu Brinie, współtwórcy Google, i jego projekcie przedłużania życia...

TP: Tak jak mówiłeś na początku: RE//MIX-y zajmowały się przede wszystkim badaniem formy i konwencji, były mocno autotematyczne. Teraz – po wypracowaniu i zdefiniowaniu pewnego języka – można w końcu zacząć o czymś rozmawiać, wykorzystać ten język do sformułowania jakiejś diagnozy. Wypracowaliśmy też sobie grupę osób, z którymi możemy i chcemy pracować dalej.

Można powiedzieć, że planujecie rozszerzenie Komuny//Warszawa?

GL: Mamy wrażenie, że następuje naturalna rekonfiguracja grupy. Uczymy się współpracować z twórcami spoza ścisłego grona Komuny, co daje nowe możliwości i wyzwala nowe energie.

Czyli Komuna//Warszawa stanie się teatrem repertuarowym zapraszającym reżyserów?

GL: Tak, za radą Tomka postanowiliśmy zbudować coś na kształt stałego repertuaru. Jest to też nauka z RE//MIX-ów, pokazywanych tylko jednorazowo, co wymagało od naszej widowni dużego zdyscyplinowania...

TP: I będzie to repertuar z dużo większą liczbą produkcji, niż ma jakikolwiek inny teatr w Warszawie, więc fajnie by było, gdyby miasto jakoś na to zareagowało. Normalna reakcja powinna być chyba taka, że skoro zrobiliśmy superprojekt, który się sprawdził, to dostajemy większą salę oraz większy budżet. Nie mamy nic przeciw temu, by być dobrze finansowaną, poważaną przez miasto instytucją. Bo słowo „eksperyment” nie kłóci się ze słowem „instytucja”.      

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.