Sacrum+Profanum = Made in Poland
fot. Paweł Ulatowski / Krakowskie Biuro Festiwalowe

Sacrum+Profanum =
Made in Poland

Tomasz Cyz

7 utworów polskich kompozytorów (w cyklu „Made in Poland”), 8  monograficznych koncertów kompozytorów skandynawskich (cykl „Modern Classic” – z 4 prawykonaniami światowymi), dwie gwiazdy z innej galaktyki (cykl „Sacrum Profanum Freak”). Czego chcieć więcej?

Jeszcze 2 minuty czytania

8. edycja krakowskiego festiwalu Sacrum Profanum podzielona została na trzy osobne elementy. Pierwszą były ramowe koncerty múm & friends (początek festiwalu) oraz Jonsiego (koniec) w Hali ocynowni elektrolitycznej pod hasłem „Sacrum Profanum Freak”; drugą cykl „Modern Classic” – czyli osiem monograficznych koncertów czołowych kompozytorów ze Skandynawii: Szwedów Klasa Torstenssona (rocznik 1951) i Andersa Hillborga (1954), Norwegów Eivinda Buene (1973) i Rolfa Wallina (1957), Duńczyków Magnusa Lindberga (1958), Pelle Gudmundsen-Holmgreena (1932) i Hansa Abrahamsena (1952), Finki Kaiji Saariaho (1952) w wykonaniu specjalistów od muzyki współczesnej (m.in. Ensemble Intercontemporaine, Klangforum Wien, London Sinfonietta); wreszcie – „Made in Poland” – pierwszy ukłon pomysłodawcy i dyrektora artystycznego Sacrum Profanum, Filipa Berkowicza, w stronę polskiej muzyki. I nie ostatni.

***

8. SACRUM PROFANUM

Teatr Łaźnia Nowa, Muzeum Inżynierii Miejskiej,Hali ocynowni elektrolitycznej ArcelorMittal Poland. Kraków, 12-18 września 2010.

Nie mamy się czego wstydzić. Utwory Witolda Lutosławskiego („Łańcuch I”, 1983), Henryka Mikołaja Góreckiego („Małe requiem dla pewnej polki”, 1993), Pawła Mykietyna („3 for 13”, 1994), Pawła Szymańskiego („Appendix”, 1983), Krzysztofa Pendereckiego (Quartetto per archi”, 1960), Agaty Zubel („Cascando”, 2007) oraz Kazimierza Serockiego („Fantasmagoria”, 1971) nie utonęły w zimnym skandynawskim morzu. Jaśniały jak koralowce albo bursztyny, jak piękne mocne skały, jak muszle kryjące własny niepowtarzalny dźwięk.

„Małe requiem dla pewnej polki” Góreckiego – w wykonaniu świetnego zespołu Asko|Schönberg (dla niego zresztą było pisane przed laty) – nastroiło nas tym bardziej na humorzastą, autoironiczną (tytuł jednego z utworów z cyklu „Lantern Lectures”: „Self-portrait with Percussion”), pełną niespodziewanych zwrotów muzykę Klasa Torstenssona.
Wtedy, przed pięćdziesięciu laty (sic!) skrajnie awangardowy, ustanawiający nowe sposoby tworzenia dźwięku „Quartetto per archi” Pendereckiego – wykonany przez muzyków Musikfabrik – zabrzmiał dziś przy muzyce Kaiji Saariaho nie mniej cudownie, odkrywczo.
„3 for 13” Mykietyna – w rytmicznej, konstruktywistycznej interpretacji Francka Ollu i Ensemble Modern – nie stracił nic ze swojej polifonicznej świeżości (choć dziś kompozytor pisze zupełne inne dźwięki), narracyjnej konsekwencji, tym bardziej obok bogatej w odcienie i brzmienia (dęte!) muzyki Andersa Hillborga.

Muzyka Skandynawów nie jest oczywiście jednolita. Nie może być. Jej siła kryje się w brzmieniu (spektralizm), w wyrafinowanej konstrukcji kryjącej w sobie często miłość (tęsknotę?) za dawnymi czasami (nawiązania do polifonii baroku, Mahlerowski cytat u Torstenssona, Bachowskie fascynacje Abrahamsena).

***

Prawdziwym olśnieniem było spotkanie z muzyką Kaiji Saariaho. Pierwszy raz w tak pełnej, skondensowanejdawce na żywo. Sprzyjające wnętrze Muzeum Inżynierii Miejskiej na krakowskim Kazimierzu, rozegrany (przynajmniej w smyczkowej części) zespół Musikfabrik pod dyrekcją Argentyńczyka Emilio Pomárico po wykonaniu Pendereckiego. I deszcz brzmień pieszczących zmysły, wodospad emocji i kolorów. Muzyka, która wodzi za nos, którą śledzimy jak najpiękniejszy nieznany jeszcze zapach, i która nie daje się złapać, usidlić. Która się wymyka.

Fot. Paweł Ulatowski.
Krakowskie Biuro Festiwalowe
Jeszcze „Je sens un deuxième coeur” (z 2003 roku) – trio na fortepian, altówkę i wiolonczelę, szkic do opery „Adriana Mater” (o zgwałconej kobiecie wychowującej poczęte w ten sposób dziecko) – tylko wabiło opalizującymi barwami, intymnymi połączenia między instrumentami. Jeszcze nie mogło przełamać siły brzmień Pendereckiego…
Ale już to, co zabrzmiało po przerwie, wprawiło w stan euforii. Najpierw „The Tempest Songbook” (2004) – cykl pieśni na sopran (Olivia Vermeulen), baryton (Peter Schöne) i zespół kameralny do tekstów z „Burzy” Szekspira” – w którym zachwyceni barwą i kolorami (ale przecież nie jedynym elementem muzyki Saariaho, który zasługuje na uwagę, na brawa), zaczynamy rozpoznawać tajemne połączenia formalne i strukturalne między instrumentami a głosem, między melodią a słowami, między tekstem a postaciami (tytuły poszczególnych części: „Ariel’s Hail”, „Caliban’s Dream”, „Miranda’s Lament”, „Prospero’s Vision”, „Ferdinand’s Comfort”).

Jak pisze w programie Dorota Kozińska: „[Saariaho] unika wyrazistych gestów i kreślenia ostrych konturów, skupiając się na tym, co dzieje się wewnątrz, między dźwiękami, na płaszczyźnie barwy i współbrzmień. Śniąc na jawie, uchyla wrota do innych światów, próbuje odsłonić wymiary nowe i nieuchwytne, wymykające się twardym regułom analitycznym”.
Jak po wysłuchaniu „Notes on Light” na wiolonczelę (Dirk Wietheger) i orkiestrę (2007) – przedziwnym traktacie o świetle muzyki (w znaczeniu średniowiecznych traktatów filozoficznych, tworzących własne systemy, będących w jakimś sensie wyznaniem wiary), przywracającym nadzieję w możliwość budowania długich muzycznych narracji, jak w powieści; cudownym koncercie, w którym (jak dawniej? jak wreszcie dziś?) możliwa jest wymiana myśli, który pozwala się wypowiedzieć obu stronom (instrument/orkiestra) bez zagłuszeń, bez krzyku.

Na ostatniej stronie partytury Saariaho umieściła cytat z „Ziemi jałowej” T.S.Eliota:„... I could not / Speak, and my eyes failed, I was neither / Living nor dead, and I knew nothing, / Looking into the heart of light, the silence”. „… a ja nie mogłem / Mówić i w oczach mi się ćmiło, byłem / Ni to żywy, ni to umarły, nie wiedziałem nic, / Wpatrzony w jądro światłości, w ciszę” (tłum. Adam Pomorski). Najlepszy (auto)komentarz do emocji słuchacza po wysłuchaniu tego arcydzieła.

***

Od pierwszej edycji Sacrum Profanum, na którym zderzona została „Pasja wg św. Jana” Arvo Pärta z „Carmina burana” Carla Orffa, minęły jakby wieki. Festiwal – kontynuując niejako „geograficzne” peregrynacje (Niemcy, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, teraz Skandynawia) – dojrzał z jednej strony do prawykonań (4 prawykonania światowe, 31 pierwszych wykonań w Polsce), z drugiej do wpisania w program koncertowy zaproszonych (wybitnych!) zespołów ze świata polskich dzieł. Za rok prawykonania-zamówienia w cyklu „Made in Poland” (poezja Miłosza z muzyką m.in. Pawła Mykietyna i Agaty Zubel), za dwa lata tylko polska odsłona. Czy możliwe jest sacrum/profanum po 2012? A czy będzie wtedy jeszcze istniał świat?


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.