Młodszy brat

6 minut czytania

/ Film

Młodszy brat

Jakub Socha

W filmie „Dick Johnson nie żyje” Kirsten Johnson próbuje zabić swojego starzejącego się ojca,  gdyż nie może pogodzić się, że śmierć zbliża się do niego wielkimi krokami

Jeszcze 2 minuty czytania

Ludwik Hering w jednym z listów do Józefa Czapskiego – list cytuje w eseju „Racja milczenia” Adam Lipszyc – opowiada najbliższemu przyjacielowi przypowieść o dzielnicowej akuszerce, która pewnego dnia „sprowadziła trumnę do mieszkania, ułożyła się w niej, kazała zapalić świece i zwołać […] ulicznych przyjaciół, żeby przekonać się, czy będą żałować. – Po próbie kazała się zanieść przed knajpę Glaszmidki na róg Dzikiej i Powązkowskiej. Tam wyszła z trumny i wyprawiła huczną stypę”. W najnowszym filmie Kirsten Johnson, jednej z najciekawszych amerykańskich dokumentalistek, mamy podobną sytuację, tyle że inscenizowaną niejako z zewnątrz. I niekoniecznie po to, żeby przekonać się, na ile żal za zmarłym będzie szczery. Tytuł „Dick Johnson nie żyje” kłamie, Dick Johnson, ojciec reżyserki, zbliżający się do 90. staruszek, ma się całkiem dobrze, chociaż nie tak dobrze jak przedwczoraj, gdy jeździł kabrioletem do pracy w samym centrum Seattle, gdzie w jednym z drapaczy chmur prowadził gabinet psychiatryczny, w którym przyjmował swoich pacjentów. Wczoraj jednak wjechał kabrioletem na plac budowy, przebił opony, a potem na flakach telepał się do domu kilka godzin, bo nie zauważył, że cokolwiek złego się wydarzyło; zaczął umawiać jednego pacjenta na dwa różne terminy, dwóch innych pacjentów na tę samą godzinę. Córka zdecydowała się zabrać go do siebie do Nowego Jorku, wcześniej postanowiła jednak wyprawić ojcu pogrzeb: umieścić go w trumnie, którą ustawi się na środku prezbiterium, całe wydarzenie sfilmować. Dick Johnson zgodził się od razu. Mówi do kamery, że zawsze chciał skosztować kina.

Wisielczy humor, skłonność do wygłupów? Niekoniecznie, impulsem jest lęk córki. Ojciec nie wydaje się bardzo zaniepokojony zbliżającą się śmiercią, jest osobą wierzącą, sumiennym członkiem Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Jego wyznawcy wierzą, że gdy przyjdzie Zbawiciel, to zabierze ich prosto do nieba. Póki co ci, którzy zmarli, czekają na niego w grobach. Chociaż nie wszyscy – żona Dicka czeka na szafie w kwadratowej urnie w tym samym domu, gdzie złamała biodro i zmagała się z alzheimerem. Są i tacy wśród nich, którzy w ogóle nie wybiegają w daleką i niepewną przyszłość – Dick mówi, że dla niego niebo to czas spędzony z córką i wnukami. Kirsten tymczasem nie może pogodzić się z tym, że tak mało czasu poświęciła starej matce, zostało jej po niej zaledwie kilka krótkich nagrań, jej zdjęcie, gdy stoi pochylona nad aparatem. Drugi raz nie chce popełnić tego błędu – zaprzęga po swojej stronie cały aparat przemysłu filmowego. Zatrudnia kaskaderów, kostiumografów, charakteryzatorów, scenografów. Kaskaderzy uczą się odgrywać wypadki i upadki Dicka, kostiumografowie szykują dla niego garnitur na spotkanie z Jezusem, charakteryzatorzy malują go tak, żeby wyglądał na nieżywego, scenografowie budują dla niego niebo.

„Dick Johnson nie żyje”, reż. Kirsten Johnson„Dick Johnson nie żyje”, reż. Kirsten Johnson. USA 2020, na Netfliksie od października 2020Kirsten inscenizuje kolejne śmierci ojca. Dick zostaje ugodzony w tętnicę szyjną gwoździem sterczącym z belki, którą niesie robotnik budowlany; spada mu na głowę klimatyzator; dostaje ataku serca na chodniku; umiera w kałuży krwi po tym, jak upadł ze schodów, tych samych schodów, z których spadła kiedyś jego żona. Tę ostatnią scenę Kirsten kręci tak, że prosi ojca, by zszedł ze schodów i równocześnie rozmawia z nim o wypadku mamy. Gdy nagle słychać huk, kamera gwałtownie zmienia położenie, a po chwili widzimy Dicka Johnsona leżącego na dole schodów, przez krótką chwilę pojawia się w głowie myśl, że ktoś tu wywołał wilka z lasu. Zaraz jednak córka odzywa się zza kamery i prosi denata, by przesunął ramię nad głowę. Ostatecznie nie chodzi tu o grę z widzem, tylko o grę z losem. Dlatego też po tym, jak Kirsten przywołuje z przeszłości epizod z trzema porcjami ciasta czekoladowego, które trzydzieści lat temu zjadł ojciec, po czym dopadł go atak serca, od razu na stół wjeżdża ciasto. Ciekawe, że Dick, wspominając ten epizod, mówi, że to było najstraszniejsze wydarzenie, którego doświadczył, ale zaraz potem dodaje, że lata po ataku to najlepsze lata jego życia. 

Kirsten nie chce, żeby się one skończyły. Im ojciec mocniej odkleja się od świata, tym więcej wytwarza wokół niego magii. Buduje mu na planie niebo, zatrudnia Jezusa i speców od efektów specjalnych, żeby zainscenizować scenę, gdy ojciec odzyskuje palce u stóp, których nigdy nie miał. Przebiera go za straszydło i sadza w pokoju o krzywych ścianach, jak z niemieckiego filmu ekspresjonistycznego, żeby podroczyć się z Halloween i odczarować całkiem konkretne wydarzenie, gdy ojca, zostawionego w pokoju u znajomych, żeby sobie chwilę odpoczął, ogarnął lęk, że nie wie, gdzie jest. Kirsten jest dokumentalistką, nie zatraca się w fikcji. Fikcyjne obrazki przypominają sesje Davida LaChapelle’a, króluje w nich nadmiar, to plac zabaw dla dzieci. Ojciec chyba to czuje. Nieprzypadkowo w momencie zaskakującej jasności umysłu, potraktowanej przez córkę początkowo jako kolejny psikus obumierającego umysłu, mówi do niej: „Jestem teraz twoim młodszym bratem”. To odwrócenie ról nie jest jednak całkowite. Nie kto inny jak Kirsten ciągle chowa się przed ojcem w szafie, tym razem po to, żeby nagrać do kamery pożegnanie Dicka, który ciągle czeka za drzwiami. Sugestia, że życie będzie trwało, póki będzie trwała między nimi gra (gra, której nie da się wygrać), pulsuje delikatnie pod powierzchnią tego niespotykanego filmu, wyprzedzającego proces żałoby, próbującego równocześnie zatrzymać czas.