Cały ten zgiełk

6 minut czytania

/ Film

Cały ten zgiełk

Jakub Socha

Łukasz Grzegorzek to jeden z najciekawszych polskich filmowców. Robi kino po swojemu, czułe, zabawne i nienabzdyczone, niekoniecznie o Polsce, ale na pewno o ludziach, kórzy mówią po polsku

Jeszcze 2 minuty czytania

W książce „W pośpiechu”, cyklu rozmów z Tadeuszem Konwickim przeprowadzonych przez Przemysława Kanieckiego, pisarz raz za razem narzeka, że ma już dość, nie chce więcej żadnych pytań, pokazuje na zegar, mówi Kanieckiemu, żeby się zbierał, zostawił go, sprawdził wreszcie, co u jego dziewczyny. W pewnym momencie pisarz częstuje wywiadowcę ponoć ulubionym powiedzeniem Marie Curie-Skłodowskiej: „daj mi spokój”. Nigdzie nie mogłem znaleźć potwierdzenia, że rzeczywiście było to jej ulubione powiedzenie, natknąłem się jedynie na wspomnienie kuzynki, która opisała scenę na peronie kolejowym. Noblistka już stała przy oknie w pociągu, kuzynka chciała jej zrobić pożegnalne zdjęcie, na co usłyszała: „Moje dziecko, proszę Cię bardzo, daj spokój”. Czemu wyskakuję z tym „spokojem”? Bo jest on jednym z bohaterów najnowszego filmu Łukasza Grzegorzka „Moje wspaniałe życie”.

W jednej z pierwszych scen zostaje odegrane coś jakby „Tango” Rybczyńskiego – krótka etiuda, w której do jednego pomieszczenia wparowuje kilka osób, każda z własnym zestawem przedmiotów, z własnymi potrzebami, z własnym układem choreograficznym. Jeden chce płatki, drugi naleśniki. Jedna zaspana, druga tylko nieobecna. Jedno ma na wszystko czas, drugie już jest spóźnione. Ta potrzebuje kawy, ten potrzebuje podwózki. Jedni wchodzą przez drzwi, drudzy wypadają oknem. Poranny kocioł. Zwyczajny poranek, gęsto i tłok, choć przecież jesteśmy w domku rodzinnym i zawsze można wyjść do ogrodu. Gdy dwie kobiety wychodzą na zewnątrz i siadają na ławeczce z papierosem, znowu jest dobrze. Banał codzienności – piekło przy śniadaniu w kuchni, niebo – gdy dym z papierosa leci pod chmurkę. Tak niewiele trzeba, żeby człowiek się zagotował, tak niewiele trzeba, żeby złapał trochę luzu. Grzegorzek lubi się kręcić między tymi małymi sprawami. Między życiem seksualnym i życiem rodzinnym. Zakupami, problemami z rodzicami i problemami z dziećmi.

Akcja rozgrywa się nie w Warszawie, tylko w Nysie, rodzinnym mieście reżysera. Joanna Lisiecka, wszyscy mówią na nią „Jo”, jest nauczycielką angielskiego. Jej mąż prawdopodobnie przechodzi kryzys wieku średniego, jej matka choruje na alzheimera. Ma dwóch synów. Ten młodszy – Sturm und Drang, ten starszy – pod pantoflem partnerki. Starszy wraz z partnerką pomieszkują u Jo wraz z małym, rozkrzyczanym dzieckiem. Trudno się dziwić bohaterce, że tak chętnie ucieka do mieszkania w bloku, pozostawionego przez matkę, gdzie udziela korepetycji, a gdy już ich udzieli, włącza sobie głośno Maanam, odpala skręta i wpuszcza kochanka – amatora gołębi, niepełnoetatowego akwizytora, właściciela kupionego z demobilu policyjnego poloneza. Sytuacja się komplikuje, gdy zaczyna otrzymywać wiadomości od nieznajomego. Ten zna jej tajemnice i grozi, że je upubliczni. To trochę jak w najnowszym „Weselu” Smarzowskiego, tam też pojawiał się szantaż. U Smarzowskiego na nagraniach były jednak mordowane świnie i symulowany seks z tuszą świni. U Grzegorzka – zjarana nauczycielka i półgolas, przepasany aksamitną szarfą. Siłą rzeczy śledztwo, które wszczyna Jo, przypomina przygody bohaterów „Wakacji z duchami” – chodzi w nim równocześnie o odnalezienie szantażysty i o zabicie nudy. Nie, i nie chodzi w nim o kraj nad Wisłą i o jego duchy. Ten film to dowód na to, że bez problemu można się bez niego obyć. Na wrześniowym festiwalu w Gdyni, gdzie albo uporczywie nurkowano w naszą historię, albo biczowano się Polską jako miejscem, gdzie nie da się żyć, „Moje wspaniałe życie” było jak powiew lata, jak zimny pilzner w upalny dzień. Piję do Czechów nie dlatego, że skończyły mi się porównania, wprowadzam ich za Grzegorzkiem.

W „Moim wspaniałym życiu” za barem w Nysie stoi nie kto inny jak Jaromír Nohavica, słynny czeski bard, bardziej by mnie zdziwił w tym miejscu chyba tylko Ziggy Stardust. Czy jest to ukłon w stronę czeskiej kultury, która, jak zwykło się mówić, jest mniej nabzdyczona niż polska? Możliwe, całość jest zabawna, lekka i smutna, jak najlepsze czeskie filmy. „Moje wspaniałe życie”, reż. Łukasz Grzegorzek„Moje wspaniałe życie”, reż. Łukasz Grzegorzek. Polska 2021, w kinach od 29 października 2021Ale przede wszystkim chodzi tu o jeszcze prostszą sprawę – Grzegorzek pokazuje tym gestem, że to jego świat, i może sobie wsadzić do niego, kogo tylko zechce. Dlatego nie warto do filmu przykładać realistycznych okularów, sprawdzać, jakie banery oglądają Lisiccy, gdy jeżdżą samochodem po mieście, i czy są to właściwe banery, zżymać się na to, że polska szkoła to jednak nie jest „Stowarzyszenie umarłych poetów”. Realizm jest tu w tym, co dzieje się między ludźmi.

W „Moim wspaniałym życiu” ci ludzie gadają jak prawdziwi ludzie: gadają przez siebie, wchodzą sobie w słowa, skrzeczą na siebie, dąsają się, są sobą znudzeni, trzymają się wszystkimi siłami domu i równocześnie krzyczą w duchu: „duszę się”. To wszystko rozgrywa się równolegle do wałkowanych dookoła narracji. „Kultura ludowa”, „kultura postszlachecka”, „prześniona rewolucja”, „dziecięca choroba liberalizmu”, hasła, które obijają się o moją pustą makówkę, nagle przestają brzęczeć. Nie to że przestają być ważne – przez chwilę jednak ważniejsze jest spojrzenie chłopaka, który robi coś swojego przed kamerą internetową. I tego drugiego, jego brata, który zbiera klapsy od partnerki, aż mu się nie przeleje i nie krzyknie: kurwa. Realizmem, choć z perspektywy polskiej to chyba ciągle nadrealizm, jest pokazanie, że kobieta może mieć kochanka i że to nie znaczy od razu, że jest kobietą złą i upadłą. Coś, co w wariancie komedii romantycznej, albo moralnej opowiastki, byłoby końcem świata, tu jest zaledwie jego przetasowaniem. I choć arbitrzy przyzwoitości także pojawiają się w tym filmie, to nie ich jest na wierzchu. Pisałem ostatnio o braku bohaterek takich jak te z filmów Radu Jude, no to mam: Jo, zagrana wspaniale przez Agatę Buzek. Bliska i odległa, dumna i zabawna, wyluzowana i spięta, niezależna i uwikłana. Kobieta, która nie daje się obskurantom. Gdy świat ją zmęczy, potrafi zapędzić go do kąta. Wtedy mówi: dajcie mi spokój. Jak jej nie lubić?