Jesień wampira
„Hrabia”, reż. Pablo Larraín

5 minut czytania

/ Film

Jesień wampira

Jakub Socha

„Hrabia”, najnowszy film Pabla Larraína, opowieść o Augusto Pinochecie na emeryturze, to przeciągnięty skecz

Jeszcze 1 minuta czytania

Krew jest czerwona, ale najnowszy film Pabla Larraína, który opowiada o wampirach, jest czarno-biały. Czarno-białe miasto, niczym Gotham. Czarno-biała wyspa, przypominająca krajobraz księżycowy. Krew w kolorze mułu. „Hrabia” opiera się na świetnym koncepcie – oto okazuje się, że Augusto Pinochet jest wampirem i ciągle żyje. W Chile do dzisiaj demonstranci krzyczą na wiecach: „Presidente Salvador Allende, Siempre Presente!”, a tu proszę, to ten drugi, ten, który przeprowadził zamach na Allende, bohatera wszystkich tych, którzy wierzyli i ciągle wierzą w lewicową rewolucję, chodzi po ziemi, a czasami nawet fruwa nad głowami Chilijczyków.

Zabawny prolog prezentuje, jak to się zaczęło, a zaczęło się we Francji za czasów Ludwika XVI, gdy Pinochet był jeszcze Pinochem. Potem następuje cudowne przyspieszenie i jesteśmy już w XX-wiecznym Chile. Jednak wydarzeń, które wyniosły do władzy Pinocheta 11 września 1973 roku, nie poznajemy. Sam zamach, kontekst społeczny, dynamika międzynarodowa zostają daleko w tle, tak samo jak zbrodnie, za które odpowiedzialny jest dyktator.

Zamiast tego Larraín oferuje wgląd w jesień patriarchy – jesień wampira, który jest jak wyliniały kocur, właściciela licznych plam wątrobowych, pozbawionego chęci do dalszego życia, rozżalonego na ludzi, którzy jakoś nie biją mu pokłonów. Wampir wyjada resztki wampirzej strawy z zamrażarki i spędza godziny w swoim prywatnym mauzoleum, którego koroną jest głowa Marii Antoniny w formalinie.

Otaczają go inne wampiry – żona, która chciałaby zostać wampirzycą, wierny sługa Fiedor, który jest już wampirem, piątka dzieci dyktatora, które nie są wampirami, ale chcą wyssać całą krew z ojczulka, to znaczy położyć łapy na jego kasie ulokowanej na tajnych kontach i w obligacjach. Jest jeszcze Carmecita, siostra zakonna, ekspertka od egzorcyzmów, biegła w matematyce, która przybywa na pustkowie pod przebraniem księgowej. I narratorka, która w języku angielskim komentuje z przekąsem wydarzenia na dworze Pinocheta.

„Hrabia”, reż. Pablo Larraín„Hrabia”, reż. Pablo Larraín.
Chile 2023,
na Netfliksie od września 2023
Larraín co jakiś czas rzuca nam informacje, że odrobił lekcje z historii. Pojawia się wątek zagranicznych banków, które prały pieniądze dyktatora. Oraz Kościoła katolickiego, zblatowanego z chilijskim władcą. Przez chwilę debatuje się nad tym, jaki wpływ na Pinocheta miała Lucía Hiriart, jego żona. Postać Fiedora wyraźnie nawiązuje do Miguela Krasnoffa, demonicznego współpracownika Pinocheta, odpowiedzialnego za wiele „zniknięć” jego politycznych przeciwników. W tle majaczy jeszcze rola, jaką odegrało Chile w wojnie o Falklandy, a jak Falklandy majaczą, to wiadomo, że majaczyć wraz z nimi będzie Żelazna Dama.

Są to jednak tylko małe ochłapy rzeczywistości, „Hrabia” i tak sprawia wrażenie filmu, który wiruje w próżni. Wyjściowy pomysł traci na sile, postaci krążą bez celu wokół siebie, bardziej jak chochoły niż wampiry. Autor „No” każe im zawiązywać sojusze i zaraz je zrywać, tasuje nimi jak kartami, ale gra od początku wydaje się umowna, pozbawiona stawki. Wyjściowa metafora nie ma przestrzeni, żeby się rozwinąć. Tak samo jak Chile, na którego ciele wciąż żeruje stary wampir Pinochet wraz ze swoją świtą – tylko tyle zdaje się mówić Larraín. Pozostaje stylówka – transylwańska twierdza w mgłach i pyłach, położona najpewniej gdzieś w Patagonii. I zdjęcia Edwarda Lachmana, to one przede wszystkim budują klimat zła, które schowało się w dziupli, z której tylko czasami wylatuje. Te kilka scen lotu to jedyne momenty prawdziwej grozy.

Krytyk „New Yorkera” pisze, że Larraín to przykład reżysera, który z wiekiem zamiast mądrzeć, głupieje. Nie posunąłbym się tak daleko, w końcu swój najlepszy i wcale niegłupi film – mam tu na myśli „El Club”, odważną i przejmującą opowieść o chilijskim klerze – nakręcił gdzieś w połowie kariery. Później był zjazd: raz w dół (nudny „Neruda”), raz w bok (przeceniona, chociaż efektowna „Ema”), a przede wszystkim wyjazd do Ameryki, gdzie Larraín nakręcił dwie woskowe, ale przyjęte entuzjastycznie biografie – Jackie Onasis i księżnej Diany – filmy rozegrane poza czasem, w izolacji od świata. „Hrabia” jest bliższy im, a nie wcześniejszym dokonaniom Larraína, prawdziwym opowieściom o Chile pod rządami Pinocheta, takim jak „Post Mortem”, „Tony Manero” czy „No”. Tymczasem wampir bez krwi to wampir anemiczny i to samo można powiedzieć o „Hrabim”.