Oberwanie chmury
Wojciech Bąkowski, „Patyk, na który nawija się niebo”, fot. M. Matejko, dzięki uprzejmości Galerii Stereo

5 minut czytania

/ Sztuka

Oberwanie chmury

Jakub Socha

W sobotę nieznany sprawca zniszczył pracę Wojciecha Bąkowskiego, która powstała w bloku, gdzie swoje ostatnie lata przeżył Miron Białoszewski

Jeszcze 1 minuta czytania

Gdy schodzi się z mostu na ulicy Saskiej, rozpływa się rzeka samochodów i hałas, którym wibruje utopiona w żarze lejącym się z nieba Aleja Stanów Zjednoczonych. Wreszcie jest trochę cienia. Zaczyna się egzotyczny świat. Argentyńska, Kanadyjska, Indyjska, Grecka, Alzacka, Urugwajska, nawet Genewska. Ulice o nazwach odległych krain wirują jak globus, szczególnie w tym upale, który sprawia, że człowiek już nie wie, czy do Żabki weszły samotnie zasapany buldog z nieuczesanym pudlem, czy może jednak przyprowadzili ich tu właściciele. Po prawej jest ukryta za parkanem knajpa Saska Gęba, skręcając w lewo, trafia się na Lizbońską 2.

To tu swoje ostatnie lata spędził Miron Białoszewski, po opuszczeniu znajdującego się w centrum miasta placu Dąbrowskiego. Blok jest długi i wysoki. Poeta mieszkał w kawalerce na 9. piętrze. Szukając przestrzeni, często wspinał się na ostatnie, 11. piętro, gdzie nie było już żadnych mieszkań, tylko korytarz ciągnący się przez cały budynek. Białoszewski spacerował po nim nocami, a wrażenia ze spacerów spisał w „Tajnym dzienniku”:

Chodziłem po ciemnym korytarzu, najpierw wolno, potem szybko, szybkie chodzenie bardziej narkotyczne, wolne, bardziej kontemplacyjne. Po wygaszeniu żarówek korytarz w perspektywie jest ciemny w pręgi. Pręgi są od świateł, które odbijają się z daleka, z dołu, z ulicy. Przy dłuższym chodzeniu korytarz zaczyna się uginać, po ciemku cień i pręgi się mylą, nie wiadomo, gdzie podłoga, gdzie półcień.

Właśnie w tym miejscu swoją najnowszą pracę zaprezentował Wojciech Bąkowski. „Patyk, na który nawija się niebo” był częścią drugiej edycji Spotkań Mironologicznych, współorganizowanych przez Fundację im. Mirona Białoszewskiego, Fundację Stefana Gierowskiego, Instytut Badań Literackich PAN i Instytut Kultury Polskiej UW.

Wojciech Bąkowski, „Patyk, na który nawija się niebo”, fot. fot. M. Matejko, dzięki uprzejmości Galerii Stereo


Bąkowskiego prześladuje słynna fraza z „Hamleta”: „O Boże! ja bym mógł być zamknięty w łupinie orzecha i jeszcze bym się sądził panem niezmierzonej przestrzeni, gdybym tylko złych snów nie miewał”. Nie tak dawno w Galerii Stereo Bąkowski zbudował makietę świata, do którego zaglądało się przez małe okienko. W środku trwała noc, jeździły tramwaje, na zewnątrz wisiały na ścianach namalowane przez niego sny. Na Lizbońskiej ustawił kapliczkę, osadził ją we wnęce okiennej, przez którą Białoszewski patrzył na kominy Siekierek i dachy budynków. Teraz ich nie widać, zasłania je konstrukcja gipsowa, w której wnętrzu Bąkowski zbudował własny krajobraz z elementów krajobrazu, na który patrzył poeta.

Pudło bez nakrywki oświetla tylko mała żarówka, zasilana jednak nie przez prąd, ale przez naturalne światło. Wokół niej znajdują się delikatne kręgi. Na pewno jest noc, może nawet godzina wilka. Księżyc przecinają chmury, powiedziałbym, że to cirrostratusy tną księżyc jak w „Psie andaluzyjskim”, tylko czekać, aż brzytwa przejedzie się po gałce oka. W muzeach literatury często można sobie usiąść za biurkiem tego lub tamtego pisarza i popatrzeć na to, co widział. Bąkowski tymczasem ustawia nas przed oknem poety, pstryka palcami i jesteśmy od razu w literackim świecie Białoszewskiego. Jesteśmy też równocześnie w świecie drugiego pana, którego nazwisko zaczyna się na literę B. Samowystarczalnym, autonomicznym, do którego zbudowania, gdy się tylko potrafi, wystarczy kilka przyborów.

fot. Jagna Lewandowska



Praca Bąkowskiego przypomina szałas z kilku patyków, w którym bohaterki „Melancholii” czekały na apokalipsę – nikt nie miał lepszego schronu od nich. Odsłonięto ją w czwartek, na wernisażu Tadeusz Sobolewski czytał wyimki z Białoszewskiego, fragmenty o duchach.

W nocy z soboty na niedzielę zdarzyło się coś niedobrego. Ktoś zniszczył pracę Bąkowskiego, a nie było to takie łatwe. Do klatki wchodzi się przy użyciu domofonu, na korytarz na 11. piętrze nie ma windy, można wjechać zaledwie na 10., dalej schodami. Praca znajdowała się za oknem, z okna przezornie usunięto klamki, dalej jeszcze znajdowała się krata. Ktoś przyszedł ze swoją klamką i, prawdopodobnie, długim kijem, za pomocą którego zniszczył pracę. Co wandalem kierowało? Trudno powiedzieć. Subtelna, poetycka praca Bąkowskiego przecież nikogo nie obrażała, a może mi się tylko tak wydaje? Kto za tym stoi? Jakiś dawny sąsiad poety, przeciwnik sztuki współczesnej? Praca miała być pokazywana zaledwie przez cztery dni, więc na pewno był to ktoś bardzo niecierpliwy. Pamiętam, jak kilka lat temu miasto usunęło bogu ducha winną topolę z placu Dąbrowskiego, którą widział z okna Białoszewski. Teraz zerwano chmury z pracy Bąkowskiego, sunące w tym samym miejscu, z którego patrzył na swoje chmury Białoszewski. Wychodzi na to, że szałasy trzeba odlewać w Polsce z betonu, a nie budować z patyków. Delikatne rzeczy są tu wyjątkowo kruche. Bardzo to smutne.