„Shrek Forever”,
reż. Mike Mitchell

Jakub Socha

Shrek się zestarzał, a raczej założył kapcie. Nastał dla niego czas klęski. Nic tylko żona, dom i pieluchy, a potem nieproszeni goście, proszone obiadki, rodzinne rozmowy o niczym. Nuda, tłumiona w sobie wściekłość, wrzody. Powtórki z rozrywki. Dni wyglądające coraz bardziej tak samo

Jeszcze 1 minuta czytania


Dla tych, którzy nie mieli z nim nigdy do czynienia, i nie wiedzą, czym i jak jeść zielonego ogra, twórcy przygotowali krótki wstępniak. Czwarta część jego przygód zaczyna się od przypomnienia tego, co zdarzyło się do tej pory. A zdarzyło się niemało.

Zdarzyła się zaczarowana w ogra księżniczka Fiona, która po odczarowaniu pozbyła się definitywnie ludzkich kształtów, zdarzył się ślub między nią a jej nieoczekiwanym oswobodzicielem, potem zdarzyły się tej dwójce dzieci. W drugim planie osły żeniły się ze smoczycami, królowie oswajali się z ciałem ropuchy, królowe rozwalały z główki więzienne mury. Można by jeszcze długo wyliczać.

Tę animowaną serię zawsze charakteryzowała nadpobudliwość i niepohamowanie. Aż roiło się w niej od jakościowo bardzo różnych pomysłów, od postaci z czapy i z kosmosu, od gier intertekstualnych, niekiedy zajmujących prawie tak mocno jak „Familiada”, cytatów oklepanych, żartów grubych, bóg wie czego. Czasami naprawdę było to wszystko bardzo irytujące. Taka erudycja bez serca. Tym razem jest lepiej, mimo tego, że „Shrek Forever” w jeszcze mniejszym stopniu niż poprzednie części jest filmem dla dzieci. To kino skierowane ewidentnie w stronę tych dorosłych.

Ogr się zestarzał – założył kapcie i nastał dla niego czas klęski. Nic tylko żona, dom i pieluchy, a potem nieproszeni goście, proszone obiadki, rodzinne rozmowy o niczym. Nuda, tłumiona w sobie wściekłość, wrzody. Powtórki z rozrywki. Niepokoje. Dni wyglądające coraz bardziej tak samo. Shrek czuje, że jest w potrzasku, męczy go życie, marzy mu się przygoda, kino drogi, ale póki co chodzi w kółko.

By wyrwać się z tego kręgu, ogr decyduje się na podpisanie cyrografu z niejakim cwanym Rumpeleckim, co kończy się katastrofą. Nie będzie żadnego dobrego początku – Shrek staje przed wizją całkowitego unicestwiania siebie i wszystkich tych, których kocha. Szybko zbiera się w sobie, ale cała para idzie w gwizdek. Zielony zwycięża, ale poszerzyć pola walki mu się nie udaje. Zamiast tego odkrywa, że to tak pogardzane przez siebie życie jest w gruncie rzeczy piękne, pełne bujności, pełne barw. Figa z makiem. Oczywiście jest taką samą masakrą, świat się nie zmienia, to Shrek się zmienia, a raczej dostosowuje, do pewnych rzeczy przywyka.

„Shrek Forever”, reż. Mike Mitchell.
USA 2010, w kinach od 9 lipca 2010
No, ale czy mogło być inaczej? Czy ktoś sobie może wyobrazić Shreka porzucającego żonę i dzieci, i rzucającego się w świat? Trzeba by zielonego wcześniej choć trochę skomplikować. A to nie jest skomplikowany typ, tak samo zresztą jest z samym filmem, który jest po prostu rodzajem kina, na które teraz chodzi się z dziećmi. Pociechy może niespecjalnie przejmą się problemami i kryzysami wieku średniego, ale myślę, że wybaczą to, że zmuszają ich do zajmowania się tego typu bzdurami, gdy tylko zobaczą efekty 3D. Muszę się przyznać, że z całego filmu mi osobiście najbardziej podobały się właśnie podniebne loty na miotłach. Oglądane w trójwymiarowych okularach wyglądały naprawdę świetnie.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.