Happylon

Happylon

Jakub Socha

„Lekcje harmonii” to kino nieoczywiste, ale konsekwentne, opowiadane praktycznie tylko obrazem, zagrane z zadziwiającą intensywnością

Jeszcze 1 minuta czytania

Wnuk pyta swoją babcię: „Czy można żyć bez mięsa?”, na co ta mu odpowiada: „Chyba tylko w niebie”. Na pewno nie na ziemi, na pewno nie w Kazachstanie, tu wszyscy są mięsożerni. W szkole, do której chodzi Aslan, główny bohater filmu Emira Baigazina, nagrodzonego w zeszłym roku w Berlinie, trwają nieustające łowy – drapieżniki polują na słabsze i mniejsze zwierzęta. Nad nimi z kolei dominują większe drapieżniki – nadrzędny gatunek, i tak to się ciągnie. W „Lekcjach harmonii” szybko zarysowuje się społeczny łańcuch pokarmowy, struktura terroru, oparta na wzorach niemalże mafijnych. Są ci, którzy pobierają haracz, są egzekutorzy długów, ojcowie chrzestni, wszyscy ci, którzy płacą oraz ci, którzy nie płacą i właśnie dlatego podlegają karze. Wszystko niby w pomniejszonej skali, ale skala w niczym nie umniejsza grozy.

W pierwszej scenie, która rozgrywa się jeszcze na podwórku domu Aslana, chłopiec-mięsożerca łapie owcę, przewraca ją na bok i płynnym ruchem podcina jej gardło, potem obdziera ją ze skóry. Chwilę później widzimy, jak sam staje się ofiarą: zostaje wkręcony przez kolegów, ale to nie MTV, więc nie na żarty. Wkręcenie jest upokorzeniem, które skutkuje infamią. Zaczyna się całkiem niewinnie – uczniowie robią okresowe badania zdrowotne. Wykonują podstawowe testy, którym przygląda się ponętna pielęgniarka, co kończy się u nich erekcją, ta z kolei irytuje szkolnego lekarza, bo przeszkadza mu w dalszych badaniach. Doktor ma jednak wyjście z sytuacji: najpierw każe pacjentowi opuścić spodnie, a potem bierze do ręki metalową linijkę i straszy go, że zaraz przyrżnie mu nią po sterczącym penisie; gdy i to nie pomaga, zmusza badanego, by zanurzył członek w szklance z zimną wodą. Aslan natomiast, zamiast zrobić to, co wszyscy, wypija rzeczoną wodę. Koledzy obserwują to przez dziurkę od klucza. Zaczyna się piekło, podkręcane przez tych z uczniów, którzy sieją postrach pośród innych. 

Baigazin nie ma jednak ochoty, by grzęznąć w szkolnym bagienku, w którym tak wielu już się taplało, dlatego otwiera nową linię frontu. I tak film, który początkowo wydawał się kolejną opowieścią o udręce dorastania, piekle, jakie tylko dzieci mogą sobie nawzajem zgotować, zamienia się w thriller z zabójstwem w tle, by ostatecznie odbić się i od tej formuły, zwodząc widza aż do zaskakującego finału. Zaskakującego, ale przecież dobrze osadzonego w filmowym świecie, którego mechanika opiera się nie na grze, a na przemocy. Co ciekawe, choć jest ona jednym z głównych tematów filmu, reżyser trzyma ją raczej poza kadrem albo po prostu spycha w sny; tak, jak ucieka od gatunkowych rozwiązań, ucieka od realizmu, od zwyczajowego publicystycznego lamentu. Uciekając, nie wpada jednak w inną ślepą uliczkę, pułapkę znanej alegorii, czegoś na kształt kolejnego „Władcy much”. 

Niejako równolegle do wątku szkolnego przyglądamy się perypetiom Aslana poza szkołą. Jest się czemu przyglądać, bo chłopiec nie leży bez przerwy pod kołdrą, trzęsąc się ze strachu przed powrotem do klasy. Zamiast tego poddaje się dziwnym próbom: robi sobie podstawowe testy neurologiczne, rysuje wzory geometryczne, szuka doskonałej symetrii, łapie jaszczurki, eksperymentuje na karaluchach, ogląda programy przyrodnicze i śni o ładnej Kazaszce, która tańczy w hidżabie do muzyki techno. Jest równocześnie młodym Einsteinem, młodym Dexterem, młodym McGyverem i po prostu młodym chłopcem – samotnym, pognębionym i nieszczęśliwie zakochanym. Chłopcem, który mieszka w Kazachstanie, tym dziwnym kraju, które Colin Thubron w „Utraconym sercu Azji” nazwał „wysypiskiem ludzi niechcianych”. Kraju, w którym jeszcze nie tak dawno Związek Radziecki budował łagry i przeprowadzał większość swoich prób jądrowych, a dziś starającym się znaleźć, trochę na oślep, drogę w nowym świecie, co skutkuje tym, że dzieci uczą się na lekcjach zarówno o Gandhim, jak i o budowie pocisku.

„Lekcje harmonii”, reż. Emir Baigazin.
Kazachstan, Niemcy 2013, w kinach od
2 maja 2014 
Step i nomadyzm nie są już punktem odniesienia, jest nim pieniądz, który, jak przekonuje jeden z nauczycieli, jest źródłem każdej energii, co nie przeszkadza w żaden sposób w tym, by w kraju wzrastał islamski fundamentalizm. Paradoksalny obraz tej krainy dopełnia „Happylon” – zrzucone jakby prosto z kosmosu, wielkie centrum rozrywki, landrynkowe symulacrum, o którym mówi się jako o jedynym miejscu, gdzie można być szczęśliwym, choć prawdopodobnie to właśnie tu Aslan czuje się najbardziej obco. Z kosmosu przychodzi także trochę ten film: o kazachskim kinie praktycznie w ogóle nic nie wiemy. Co więcej, nakręcił go niespełna trzydziestoletni debiutant, który już w swoim pierwszym filmie pokazuje, jak wiele potrafi. „Lekcje harmonii” – kino nieoczywiste, ale konsekwentne, opowiadane bez zbędnych słów, zagrane z zadziwiającą intensywnością – kończą się dziwnym, surrealistycznym obrazem, w którym Baigazin staje po stronie poharatanego dzieciństwa, jakby przeciwko buremu światu.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.