Ta wasza młodość

Ta wasza młodość

Jakub Socha

W „Bling Ring” Sofii Coppoli obserwujemy świat łatwy, samozwrotny i samowystarczalny

Jeszcze 2 minuty czytania

Jeśli jesteście przypadkiem w Los Angeles i chcecie odwiedzić rezydencję Paris Hilton właśnie wtedy, gdy właścicielka jest nieobecna – włączcie komputer i uruchomcie największą na świecie wyszukiwarkę internetową. Ona pomoże – poda informacje, kiedy Paris jest w delegacji, pokaże na mapie jej adres, wyznaczy trasę, dzięki której najszybciej będzie można dotrzeć na miejsce. Drzwi do mieszkania powinny być otwarte, gdyby – nie daj Boże – było inaczej, klucz czeka pod wycieraczką. Łatwe? Łatwe.

Świat „Bling Ring” też jest łatwy; dla Sofii Coppoli za łatwy. Nastoletni bohaterowie jej najnowszego filmu postanawiają wejść do domu prawnuczki Conrada Hiltona pod wpływem chwili, trochę z nudy, trochę z głupoty. Szukają w nim szczęścia. Jesteśmy w Los Angeles, po słonecznej stronie miasta, tam, gdzie nikt nie używa kluczy: ani do mieszkań, ani do samochodów. Wszystko jest tu dziecinnie proste, nawet włamania. Szybko więc pojawiają się kolejne rezydencje, przybywa też tych, którzy chcą tego sportu zakosztować.

Dzieciaki zjawiają się nocami; mieszkania celebrytów wyglądają jak nowoczesne centra handlowe. Trochę kiczu i trochę luksusu, u każdego w innych proporcjach. Tony przedmiotów. Szafy pełne ubrań, na wieszakach suknie wieczorowe, sukienki koktajlowe, bielizna nocna. Skrzynie wypchane biżuterią. Na półkach armie butów na obcasach i bez obcasów, i torebek, takich małych i tych większych. Marki na L., na V., na Ch., inne wszyte w metkę literki.

Coppola, jak wiadomo, nie jest kimś znikąd, dobrze porusza się po L.A., zna niejedną i niejednego, dzięki czemu mogła nakręcić swój film w oryginalnych rezydencjach gwiazd. Dom Paris Hilton rzeczywiście robi wrażenie – błyszcząca rura na środku pokoju gościnnego, słodkie poduszki z podobizną właścicielki na wszystkich krzesłach, marmury i złota, między tym wszystkim mały, zagubiony piesek chichuachua – ale gdzie mu tam do rezydencji innych celebrytów, na przykład raperów, które swego czasu można było oglądać w jednym z programów na MTV. Tam to dopiero się działo – właściciel oprowadzając kamerzystę łapał za klamkę od małych drzwi do spiżarni, za drzwiami nie było jednak niskiego pomieszczenia na weki, tylko pełnowymiarowe boisko do koszykówki albo sala kinowa. Dzięki naukom wyniesionym z oglądania telewizji trudno mi powiedzieć, aby „Bling Ring” rozgrywał się w scenerii nieznanej – jeszcze trudniej spojrzeć na tę scenerię krytycznie. Film prowadzi jednak do wniosku, że jedni, nawet mimo tego, że mają dużo pieniędzy, gustu nie mają. Kryje się za nim jednak przekonanie, że istnieją też tacy, którzy wiedzą, co jest dobre/ładne/stylowe – Coppola z pewnością uważa się za jedną z nich.
„Bling Ring”, mimo że opowiada o młodych, mimo że nakręcony został przez stosunkowo młodą reżyserkę, inaczej niż inne filmy tej autorki, podszyty jest elitaryzmem i moralizatorstwem. Coppola mówi w wywiadach, że kiedyś było inaczej – nawet gwiazdy były lepsze. Dziś Justin Bieber, dawniej – Robert Redford. Przez to, że Bieber to nie jest jej świat, nie potrafi zobaczyć w nim czegoś, czego nie wiedzielibyśmy się już z prasy. Zachowuje się trochę tak, jakby dopiero odkryła plotkarskie portale i wielce zniesmaczyła się tym, co w nich znalazła.

Niektórzy, patrząc na coś nieoswojonego, mówią: inne planety; niektórzy, mówiąc „inne planety”, myślą – dystynkcje. Dla córki wielkiego reżysera – robiącej zakupy w Paryżu, projektującej drogie ubrania, kręcącej teledyski z Kate Moss dla The White Stripes, pastelowe reklamy dla Diora i melancholijne filmy o karierze w Hollywood – marzenia piątki jej bohaterów, którzy po prostu chcą się lepiej nosić i zakosztować sławy, są po prostu małe i płytkie.

Charakterystyczne jest to, że działalność tzw. The Burglar Bunch, grupy nastolatków, która okradała domy w Hollywood, opisaną w „Vanity Fair”, Coppola pokazuje z perspektywy sali sądowej. Złapani przez policję włamywacze, patrząc wstecz, próbują analizować swoje postępowanie. Oczywiście z każdym kolejnym słowem coraz bardziej się pogrążają – błyskawicznie jasnym się staje, że z niczego nie zdają sobie sprawy i nie potrafią przeprowadzić rachunku sumienia. I tak jednak zwracają uwagę mediów. Dzieciaki powoli stają się tymi, kim zawsze chcieli być – celebrytami.

Można powiedzieć, że obserwujemy świat łatwy, samozwrotny i samowystarczalny. Celebryci idą do mediów z informacją, że ktoś okrada ich domy, przez co znowu stają się bohaterami newsów. Ci, którzy okradają, od razu też stają się sławni – za chwilą i oni będą mieli wielkie, źle urządzone domy, które niedługo ktoś będzie okradał. Trudno jednak obrażać się na to zamknięte koło – Coppola jednak obraża się i narzeka. Uważa, że ci, którzy po nim krążą, są niemądrzy i próżni. Bardzo to wszystko arbitralne i chyba nieuprawnione, tak samo zresztą jak decyzja, by odciąć bohaterom „Bling Ring” zarówno ciała, jak i emocje. Dzieciaki Coppoli są statyczne, niewiele się w nich nie zmienia, niewiele w nich buzuje, no chyba że narkotyki. To manekiny, przymierzające raz za razem nowe ubrania, które dają im poczucie pewności oraz sens. Nic poza tym się nie liczy i niczego innego nie ma – Coppola myśli, że pokazując jedną szaloną mamuśkę, załatwia temat nieobecnych albo pieprzniętych rodziców, które zawsze psują życie swoim dziatkom, ale to nie wystarcza. 

„Blink Ring”, reż. Sofia Coppola.
USA 2013, w kinach od 21 czerwca 2013
Z pewnością będzie się porównywać „Bling Ring” ze „Spring Breakers”. Film Korine’a to jednak zupełnie inny kaliber – po pierwsze jest w nim energia, po drugie stoi za nim charyzma artysty, który przekracza różnice kulturowe i sprzyja potłuczonym przez społeczeństwo dzieciakom z dalekiej prowincji, po trzecie jest to fantazja, w której jest coś sprawiedliwego. U Coppoli mamy zamiast tego marazm, morały oraz uprzywilejowaną młodzież, której naprawdę trudno współczuć. Korine lepiej od Coppoli czuje popkulturę, lepiej porusza się w górze produkowanych przez nią śmieci i marzeń – widzi ich tandetę, ale nie odmawia im racji bytu, co więcej, widzi, że tak naprawdę te marzenia nie różnią się zbytnio od innych marzeń. W sztuczności, kiczu i sentymentach szuka szczerości. Coppola to przy nim jedynie sprawna stylistka, potrafiąca odtworzyć świat, na którym chyba nieszczególnie jej zależy. 

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.